Rozdział 28

1.8K 148 7
                                    

Obudził mnie ból. Czułam się tak jakby ktoś odebrał mi coś ważnego. Otworzyłam szybko oczy. Od razu je zamknęłam, gdy dotarło do nich jasne światło. Zabolała mnie od tego głowa.

Po raz drugi spróbowałam otworzyć oczy, ale tym razem wolniej. Dużo wolniej. Kiedy przywykłam do jasności obecnej w pomieszczeniu rozejrzałam się i okazało się, że Lucyfer czuwa, a właściwie śpi przytulony do mojej ręki.

Nie chciałam go obudzić, więc patrzyłam na jego słodkie oblicze. Był taki piękny, gdy spał. Jeśli nasze dziecko odziedziczy po nim urodę to będzie piekielnie ślicznym dzieckiem.

Zauważyłam, że się rozbudza, więc zamknęłam oczy. Poczułam jak dotyka mojej twarzy i całuje mnie w szyję.
- Proszę cię Kate otwórz oczy. Medyk powiedział, że jeśli tego dziś nie zrobisz to będzie z tobą bardzo źle.Nie chcę cię stracić, nie chcę stracić jedynej duszy, która dostrzegła we mnie coś więcej niż potwora i kata, wiem, że cię zostawiłem samą przez ten tydzień, ale myślałem, że uda mi się sprawić, że cię zatrzymam, a gdy poczułem porażkę nie umiałem się z nią pogodzić... Tak strasznie cię kocham- wyszeptał ostatnie zdanie wprost do mojego ucha

- Naprawdę musiałabym konać, by częściej to od ciebie usłyszeć - odezwałam się otworając oczy.

Uśmiech od razu rozświetlił jego oczy. W tamtym momencie wierzyłam w to, że był kiedyś aniołem. Dla mnie był nim nadal.
- Kocham cię, kocham, kocham jak wariat - odparł i pocałował mnie w usta z taką siłą, że z trudem złapałam oddech. - No proszę jaki się nagle czuły zrobiłeś Lucuś- odparł ktoś stając w drzwiach od sali.

Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Asmodeusza, a obok niego stał Ares
- Cześć chłopaki - odparłam i z drobnym wysiłkiem zaprosiłam ich ruchem ręki do środka
- Cześć śliczna, jak tam się czujesz jako upadła? - zapytał Ares, a ja uśmiechnęłam się do niego
- Czekaj, za parę dni się podniosę - odparłam, a oni się zaśmiali
- Widać, że charakterem wciąż się nie zmieniła- odparł Asmodeusz zwracając się do Lucyfera
- Jesteś egoistką, uparciuchem, cwaniarą i... - wymieniał Ares
- I za to ją kochamy - dokończył Asmodeusz, a Lucyfer i Ares równocześnie się do siebie uśmiechnęli.
- No dobra skończcie tę ckliwą scenkę i pomóżcie mi usiąść - odparłam, a oni wręcz podbiegli do mnie i Ares z Asmodeuszem stanęli z obu moich stron i ostrożnie mnie trzymając zaczęli z siłą unosić do góry.

Ból jaki przeszył moje ciało był tak silny, że cała się napięłam
- A aaa aa! - krzyknęłam, a Lucyfer od razu znalazł się bliżej
- Przestańcie - odparł
- Nie... W.. Wszystko w porządku, jest... Dobrze - odparłam przez zaciśnięte zęby.

Podłożyli mi poduszek pod plecy. Nie mogłam do końca złapać oddechu, ale dało się wytrzymać.
- No, a co wy tu robicie? Pogrzebu nie będzie -odparłam, a oni znowu zaczęli się śmiać.
- To szkoda, bo już myślałem, że dasz mi jeden, z  tych ładnych łańcuszków , które nosisz na szyi- zażartował Ares.
Spojrzałam na wisiorki, które miałam teraz na sobie.

Odkąd zabiłam Bena nosiłam obie części Yin Yang. Patrząc na nie zrozumiałam, że mogę mieć tylko jedną, by noszenie jej miało sens. Zdjęłam z szyi tą, która należała do mojego brata. Po chwili zdjęłam też moją. Po śmierci Bena te naszyjniki nie miały dla mnie już żadnego znaczenia. Nie mogłam jednak ich wyrzucić. Ten naszyjnik był jedyną pamiątką po moim bracie.

-Weź je jeśli chcesz- odparłam, a Ares podszedł i ucałował moją dłoń.

-Tobie bardziej pasują- odparł z uśmiechem- Ale jak wyjdziesz to umówimy się na kawę.

Odsunął się, a ja uśmiechnęłam się do niego
- Mówisz i masz - odparłam, a Asmodeusz przyjrzał się mi i zapytał
- Dobra w takim razie czy ja mogę być ojcem chrzestnym? - zapytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona i od razu zrozumiałam, że Lilith wszystko mu powiedziała.

Ares stanął jak wryty
- To ty jesteś w ciąży? - zapytał, a ja delikatnie skinęłam głową
- Jak będziesz potrzebowała pomocy w wychowaniu to ja.. - zaczął, ale Lucyfer zmroził go jednym spojrzeniem.
Czyżby to jaki jest było w nim głęboko ukryte i gdy naprawdę chciał kogoś wystraszyć wiedział jak to zrobić?
- Sądzisz, że sam nie będę chciał wychować z nią dziecka?- zapytał Aresa, a ten stał jak wmurowany
-Zwykle nie chciałeś - odparł, a ja spojrzałam na nich zaskoczona odwagą jaką miał Ares w tej sytuacji
- Uspokójcie się, takie rzeczy wolałabym przedyskutować z Lucyferem i to wyłącznie na osobności, zrozumiano? - odparłam, a Lucyfer od razu złagodniał i podchodząc do mojego łóżka chwycił moją dłoń i pocałował mnie w nią.
- Jak sobie życzysz - odparł i usiadł przy mnie.
- Jasne słodka - odparł Ares
- W takim razie my już pójdziemy - odparł Asmodeusz
- Jak wyjdziesz stąd to wpadniemy cię odwiedzić - obiecał Ares i po chwili zniknęli za drzwiami
- Aleś ty nerwowy- odparłam i przeczesałam dłonią jego czarne, lśniące włosy.
- Tylko, kiedy jestem zazdrosny - przyznał i pocałował moją dłoń, którą głaskałam jego policzek
- Mamy dużo do omówienia - odparł
- I całą wieczność, by to zrobić - odparłam
- Naprawdę chcesz to zrobić teraz? - zapytałam, a on pokręcił przecząco głową i opierając dłonie o oparcie łóżka pocałował mnie w usta.

Robił to delikatnie, by nie przycisnąć mnie do poduszki i nie sprawić bólu. Przy nim zapomniałam, że cokolwiek mnie boli. Czułam się spokojna i było mi z nim dobrze jak w raju.

#Od Autorki

Ten rozdział powstał specjalnie dla Koszmarkoffa

Która stwierdziła po przeczytaniu poprzedniego rozdziału, że skoro mój telefon robi często brzdęk brzdęk to znaczy, że trzeba napisać nowy rozdział 😊😊

Tak też usiadłam i zabrałam się za pisanie.

Mam nadzieję, że Wam się podoba mój rozdział i dacie mi gwiazdki oraz napiszecie jakiś komentarz 😊😊😊

Pozdrawiam
Roxi

Piekło z Tobą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz