20. kocham cię

17 5 1
                                    

Zasnąłem przy moim roboczym stoliku, na którym niechlujnie rozłożone były farby i pędzle. Nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem. Zerwałem się i odwróciłem w stronę kanapy. Na niej zamiast pięknego, spiącego elfa ujrzałem Zacka.
-Gdzie Caren? - zapytałem półprzytomny przecierając oczy.
Zack wyszczerzył zęby.
-Zostawiła Ci karteczkę na blacie.
Energicznie wstałem i sięgnąłem po nią.
-Przeleciałeś ją? - roześmiał się Zack
-Stul się bałwanie. -odburknąłem.
Dziękuje za wszystko, Caren. - miała takie eleganckie pismo
-To za co ona niby Ci dziękuje? -zadrwił
-Zajmij się sobą Zack. - zacząłem w pośpiechu robić sobie śniadanie, gdyż zdałem sobie sprawę, że za chwilę spoznie się do pracy.
-A bym zapomniał, jakaś June czeka na klatce schodowej. Nie chciała wejść. Uparła się, że to sprawa między nią a Tobą. Swoją drogą niezły z Ciebie lovelas.
Jeszcze mi brakowało rozgoryczonej June. W pośpiechu narzuciłem na siebie dżinsową kurtkę i z kanapką w ręku wybiegłem z mieszkania.
-June. No co tam? - zapytałem przegryzając kanapkę.
Zanim zdążyłem się zorientować oberwałem solidnym uderzeniem w twarz.
-Jak możesz mnie tak traktować? -wykrzyknęła.
Stałem osupiały i po chwilii również podniosłem głos:
-Niczego Ci nie obiecywałem dziewczyno, czy ty się z choinki urwałaś czy co? Co ci odbiło ostatnio? Rozmawialismy o tym. Kiedyś nam nie wyszło i koniec.
-Dla mnie nie. Na sylwestrze myślałam..że wszystko wróciło, zachowywałes się tak..-lamentowała
-June na miłość boską, byłem pijany. Nic nie pamiętam. Nie wspominajmy już tego sylwestra błagam. Śpiesze się do pracy.
-Kim ona jest? W czym jest lepsza ode mnie? - zaczęła mnie szarpać, wyglądała jakby była w jakimś amoku, nie sądziłem, że aż tak to przeżywa, odciągnąłem ją.
-Uspokój się. Idę, cześć. - zszkowany zacząłem schodzić na dół.
-Nie daruje tej suce! - wrzeszczała.
Pozniej było słychać tylko płacz.

Cały roztrzęsiony poszedłem do pracy. Wysłałem pośpiesznego sms-a do Laylii, by w porze lunchu wpadła do mojej kawiarnii. Musiałem zrobić coś z June tak dłużej być nie mogło.

Tak jak ją poprosiłem, odwiedziła mnie. W ręku trzymała stos papierów, zgadywałem, że nie ma poświęci mi zbyt wiele czasu.
-No siema leszczu, co tam? - uśmiechnęła się promiennie.
-Chodzi o June...
-Tak wiem. - uśmiech automatycznie zgasł z jej twarzy. - Staramy się by jakoś ogasła, ale wiesz ciężko naprawić złamane serce.
-Nie wiedziałem...Myśle, że zakończymy te nasze sushi na jakiś czas, póki jej nie minie.
-W porządku i tak teraz nie mam czasu. Narzekała mi przez telefon, że znalazłeś sobie jakąś nową.
-No coś tam Ci kiedyś o niej wspominałem chyba. Ma na imię Caren.
-No coś mówiłeś. Dobra poplotkujemy innym razem, zmykam. - ucałowała mnie w policzek.
- Cześć. - odwzajemniłem całus

Rozmowa z Laylą nieco mnie uspokoiła. Wiedziałem, że mogę na nią liczyć i ujarzmi dynamiczny charakter June. Mogłem spokojnie się skupić nad moją pracą na konkurs.

Czułem, że malując Caren potrzebuje jakiejś cząstki jej jako inspiracji. Postanowiłem podczas malowania rozmawiać z nią przez telefon. Nie miała nic przeciwko. Godzinami rozmawialismy o bzdurach, dzięki którym moja praca zyskiwała na jakości i staranności.

W końcu skończyłem. Byłem usatysfakcjonowany. Chciałem jak najszybciej pochwalić się Caren, lecz jednocześnie bardzo tego się obawiałem, bowiem to było ewidentne wyznanie tego co czuje, a wtedy już byłem pewien, że ją kocham. Postanowiłem zaprosić ją do siebie na kolacje. Korzystając z nieobecności Zacka, który każdy weekend spędzał w nocnych clubach przygotowałem, może nie profesjonalną, ale całkiem dobrą kolacje. Oczywiście z pomocą telefoniczną mojej rodzicielki.
Zasłoniłem obraz czerwoną płachtą by ukazanie jego było jak najbardziej efektowne.
Ubrałem się w elegancki garnitur, zapaliłem świecę i kupiłem kwiaty - białe róże. Białe jak jej cera. Chciałem by wszystko wypadło jak najlepiej. Ten wieczór miał być magiczny.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Poczułem jak każdy mięsień spina mi się automatycznie, a tętno przyśpiesza szybciej i szybciej.
Otworzyłem drzwi a w nich stanęła ona. Ubrana w czarną, elegancką sukienkę i czarnę szpilki. Włosy miała dbale upięte, a twarz jej rozpromieniał starannie wykonany makijaż, który był niczym scena na której główną role grała ciemno-czerwona szminka.
-Witaj. - wyrwała mnie z obłędu w jaki wprowadził mnie jej olśniewający widok.
-Cześć, wyglądasz cudownie. Wejdz.
Poruszała się jak zawsze z gracją.
Jak prawdziwy gentleman odsunąłem jej krzesło i usiedliśmy do kolacji.
Rozmowa jak zawsze szła gładko. Tematy jeden po drugim. Uwielbiałem z nią rozmawiać. W końcu zdałem się na odwagę i powiedziałem:
-Mam dla Ciebie niespodziankę.
Uśmiechnęła się.
-Co takiego?
-Odsuń tą czerwoną płachtę z płótna.
-Skończyłeś pracę? - zapytała podekscytowana
-Odsuń. - uśmiechnąłem się. Czułem jak moje serce bije coraz szybciej.
Podeszła do sztalugi i odsunęła czerwoną serwetę, a ku jej oczom ukazało się dzieło pokazujące moje wnętrze, które stanowiła ona.
Spoglądała na nie przez dłuższą chwilę, jakby analizując każdy szczegół jak ekspert. Starałem się zinterpretować jej odczucia, ale podeszła do sprawy bardzo profesjonalnie. Nie wyrażała ani zachwytu ani szoku.
-I jak? -zapytałem niepewnie.
-To ja? - wciąż spoglądała na obraz
-Tak to ty.
Nasze spojrzenia spotkały się. Podeszła do mnie, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe.
-Caren..chciałbym Ci powiedzieć, że odkąd Cie poznałem to ty stanowisz moje wnętrze, to ty je wypełniasz. Kocham Cię Caren.
Spuściła wzrok niepewnie, co sprawiło, że spanikowałem, ale gdy ponownie na mnie spojrzała wiedziałem, że już nie mam czego się obawiać. Nasze usta momentalnie stały się jednością. Poczułem w środku niewyobrażalne ciepło. Pragnąłem by ten moment nie miał końca. Położyłem swoje dłonie na jej biodrach, a potem zacząłem gładzić jej plecy. Ona zanurzyła swoje w moich włosach. Czułem jak nasze oddechy jednocześnie przyśpieszają tempo. Oparłem ją ościanę i zacząłem rozpinać jej sukienkę całując ją po szyji. Jej drobne, chude palce drżąc zaczęły nieudolnie rozpinać mi koszulę. Gdy jej sukienka spoczęła już na mojej podłodze wziąłem ją na gwałtownie na ręce. Zabrałem ją do mojej sypialnii, w której z delikatnego, kruchego anioła zmieniła się w nieokiełznanego demona o zdecydowanych ruchach - spodobało mi się to.

Pink ChocolateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz