Po trzech miesiącach przyszedł list polecony. Podekscytowany odrazu zadzwoniłem do Caren.
-Jest! Już jest!
-Pędze! - odpowiedziała z nutą ekscytacji w głosie.
Po 10 minutach już była pod drzwiami. Rozległ się dzwięk dzwonka.
Już biegłem jej otworzyć, lecz wyprzedził mnie Zack.
-Siedz siedz, wyręcze Cię. - uśmiechnął się zawadiacko.
-O, hej Zack. - energicznym ruchem weszła do mieszkania.
-Cześć maleńka, buziak na przywitanie? - wydymał usta Zack
-Zostaw ją palancie. - chwyciłem rozbawioną sytuacją Caren za ręke.
-Nie otwierałeś jeszcze, co nie?
-Nie, czekałem na Ciebie.
-Ależ szlachetnie. - prychnął Zack zarzucając skórzaną ramoneskę na swoje umiesnione ramie.
-Odwieczny komentator. - spojrzała w strone Zacka Caren
-Wychodzę. - oznajmił, po czym zamknął drzwi.
- Dobra otwieraj. - podekscytowała się
-Okej.
Rozerwałem szczelnie zaklejoną kopertę i chwyciłem za list znajdujący się w jej wnętrzu.
Zacząłem go czytać.
-No co tam jest?! Mów! - krzyknęła zniecierpliwona
-Zaproszenie na gale wręczenia nagród. Tam będzie wszystko jasne.
-No to co jedziemy?! - zarzuciła mi ręce na szyje
-Jedziemy! - wyszerzyłem zęby po czym pocałowałem ją w usta.
-Mam dla Ciebie jeszcze jedną wiadomość.- uśmiechnęła się szeroko zblizając swój nos do mojego
-Jaką?
-Chcesz wiedzieć? - droczyła się
-No tak no chce, mów!
-Znalazłam Ci prace u mojej koleżanki, która jest włascicielką Galerii Sztuki ,,Gold". Opowiedziałam jej o Twoim niebywałym talencie przenoszenia ekspresji na papier i zdecydowała się ciebie zatrudnić jako oprowadzacza po galerii. Wiesz będziesz nasuwał ludziom interpretacje, mówił o tym jak rozpoznać w obrazie emocje, wspomnisz kilka zdań o autorze. Takie bzdury a zarobisz lepszą kasę niż w tej kawiarnii..kto wie może awansujesz i...
-Caren. - przerwałem jej nagle.
-Jesteś szaloną, pokręconą, wariatką. Dziękuje! To coś cudownego..Znaczy nie wiem czy się nadaje...
-Nadajesz! Wiem to. - przeczesała mi włosy palcami. - A teraz chodz na zakupy, musimy na tej gali wyglądać jak milion dolarów.
-A kto powiedział, że zabieram Ciebie? - starałem się wyglądać poważnie
-Czy tego chcesz czy nie. Jade z Tobą.
Oboje parskneliśmy śmiechem.Koleżanka Caren, Tiffany okazała się całkiem w porządku. To miłe, że zdołała mi zaufać i zdać się na słowa mojej dziewczyny. Bez problemowo zwolniłem się z pracy w kawiarnii, a z Charlie'em postanowiłem wychodzić co piątek na bilard by nie osłabić naszych relacji. Tak też było. Każdy piątek spędzaliśmy w pubie grając. Zapoznałem go z George'em i w trójke zbijaliśmy bile aż się kurzyło. Czasami braliśmy ze sobą swoje dziewczyny. Ja brałem aż dwie Caren i Layle, które doskonale się ze sobą dogadywały. Żałowałem, że nie ma z nami June, ale kto by pomyślał, że tak to się skończy. Może to zabrzmi podle, ale z czasem o niej zapomniałem, o niej i o jej istnieniu. Póki nie wydarzyło się coś co wstrząsnęło mną poważnie i to dzień przed wielką galą.
Layla: Za 15 minut będe u Ciebie
Ja: Coś się stało?
Layla: Czekaj na mnie.
Akurat był piątek. Byłem po pracy i razem z Caren bazgraliśmy coś na sztalugach słuchając jazzu.
-Zaraz wpadnie Layla. - oznajmiłem.
-Cos się stało? - związała włosy w niesforną kitkę.
-Nie wiem właśnie.
Lada moment Layla wparowała do mieszkania.
-Mam pare minut. Harold czeka na dole. - była widocznie zdenerwowana a jej ręce drżały.
Chwyciłem ją za ramiona.
-Layla, co jest?
-Dostałam sms od June, że jest na moście, chce się zabić. Powiedziała, że jeśli pojade tam bez Ciebie, albo wezwe policje odrazu na jej widok albo mnie samej skoczy do wody. Danny nie wiem co robić. Danny pomóż mi. - zaczęła płakać.
Przytuliłem ją do siebie i spojrzałem na Caren, która trzymała zszokowana dłoń na ustach.
-Danny, musimy tam jechać. - powiedziała stanowczo. - Porozmawiamy z nią i wszystko będzie okej.
-Może Ty zostań, Twoje towarzystwo może ją rozdrażnić. - powiedziała Layla wycierając tusz spływający jej spod oczu.
-Tak. Caren zostań Tu. - podszedłem do niej i pocałowałem troskliwie w czoło.Jechaliśmy tak szybko jak tylko się dało. W ciągu 7 minut dojechaliśmy na most, z którego przerażliwie zwisała June. Jej loki bezwładnie opadały na jej prawie martwą twarz.
-June! - wybiegłem energicznie z samochodu.
-Danny. Więc przyszedłeś. Zależy Ci na mnie? - odezwała się June.
-Zawiadomię policję. - szeptał Harold do Laylii.
-Nie, nie rób tego. - ścisnęła go za ręke.
-June prosze przejdz przez barierki, porozmawiajmy.-podchodziłem powolii do barierek.
-Nie, póki mnie nie pokochasz!
Ona zwariowała. - pomyslałem.
-Dobrze, pokocham Cię. Zejdz stamtąd. - podjąłem taktyke oszustwa, wydawała mi się najbardziej odpowiednia.
-Kłamiesz! Kłamiesz! Kłamiesz! - wrzeszczała.
-Jeśli mnie okłamiesz. Zabije tą Twoją sukę! - krzyczała jak opętana
-Danny...- usłyszałem zapłakany, przerażony ton Laylii.
-June proszę Cię. Nie wiesz co mówisz. Daj sobie pomóc. Chodz do nas. - mówiłem łagodnie.
June zaczęła się obracać, przełożyła jedną nogę przez barierkę. Miałem wrażenie, że jeden fałszywy ruch i po niej. Byłem przerażony.
-Daj nam szanse, Danny. - przerzuciła drugą nogę. Gdy była już na moście poczułem ulgę Laylii i Harolda. - Danny, ja chce tylko z Tobą być. - chwyciła mnie za policzki, w oczach miała obłęd.
-Chodzmy do samochodu. - chwyciłem ją za ramię. Odjechaliśmy.-Gdzie jedziemy? - zapytała June
- Do Twojej matki. - powiedziała chłodno Layla.
-Co?! Powiedziałaś jej o tym? - wrzasnęła.
-Tak! Jesteś pierdoloną wariatką. Ktoś musi się Tobą zająć. - krzyknęła ostro Layla.
-Dobrze wiesz jakie mam relacje z matką. Nie jade tam, wychodzę. - chwyciła za drzwi.
Złapałem gwałtownie jej ręke i spojrzałem przenikliwie w jej pełne szaleństwa oczy.
-Uspokój się. Daj sobie pomóc.
-Danny. - położyła głowę na moim ramieniu i wzięła głęboki oddech. Layla patrzyła się na mnie wzrokiem pełnym bólu. Wiedziałem, że June jest jej bardzo bliska.-
CZYTASZ
Pink Chocolate
Teen FictionTańczyła w balecie, mówiła w trzech językach, jej dotyk tamował każdą rozkrwawioną ranę, a ja kochałem sposob w jaki jadła różową czekoladę. ------------------------ Życie 22-letniego Dannego Bufforta, studenta prawa zaczyna się komplikować. Zostaj...