23. wielka gala

19 4 1
                                    

June zasnęła w samochodzie, co ułatwiło nam znacznie sprawę, gdyż mogliśmy spokojnie zostawić ją matce i wrócić do swoich spraw. Mimo tego Layla zdecydowała się tam zostać na noc, a Harold odwiózł mnie do domu.
-Mam nadzieję, że ta dziewczyna się opanuję. - przerwał niezręczną ciszę, a ja odpaliłem papierosa.
-Nie fajcz gamoniu, wiesz jak to niszczy zdrowie.
-Te doktorek, daj spokój chociaż dzisiaj. - wypuściłem dym z ust.
-To straszne, czemu to wszystko przytrafia się mnie. - nagle poczułem wibracje.

Caren: Wszystko w porządku?
Odpisałem jej natychmiastowo.
Ja: Tak już jadę do Ciebie.
Caren: Przygotowałam dla Ciebie sushi.
Wiedziała, czego mi trzeba. Nie mogłem się doczekać, aż ujme ją w swe ramiona.
- Dziewczyna? - zapytał
-Tak, martwi się.
- Nie dziwie się.

Na stole stało przygotowane starannie sushi i lampki z białym winem.
-To takie przykre, szkoda mi tej dziewczyny. Mam nadzieje, że wydobrzeje. - upiła łyk wina.
-Tak. Ciężka sprawa. - poszedłem w jej ślady i również zamoczyłem usta.
-Pięknie wyglądasz. - dodałem.
Miała na sobie białą sukienke w czerwone kwiaty i idealnie dopasowane do niej czerwone kolczyki w kształcie guziczków.
-Dziękuje. - uśmiechnęła się nieszczerze, odrazu to wyczułem.
-Co jest? - zapytałem troskliwie.
-Bo to wszystko moja wina. Nie chce być sprawcą kolejnej śmierci Danny. Może powinniśmy się rozstać.
Zamarłem, czułem jakby ktoś mnie kopnął w brzuch.
-Caren, nie. Nie zgadzam się. To, że ktoś nie radzi sobie sam ze swoją psychiką nie jest naszą winą.
-Danny. - jej oczy zaszkliły się.
Wstałem, ukucnełem przy niej i chwyciłem jej dłonie w swoje.
-Kocham Cię, rozumiesz?
-Ja Ciebie też.
-To nie rób mi tego.
Pocałowaliśmy się co ukoiło moją przed chwilą kopniętą duszę.

Nadszedł dzień wielkiej gali. Wypożyczyłem na tą okazje eleganckiego mustanga. Caren wyglądała jak księżniczka w złotej sukni, a ja jak jej książe w starannie dopasowanym garniturze. Jadac wygodnie w wypożyczonym mustangu spiewaliśmy piosenki Whitney Houston i Adele. Śpiewając Caren szalała ze swoim nowo kupionym polariodem i uwieczniała radosne momenty.
Po 3h jazdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, które było rodem z bajki. Doskonale się wpasowaliśmy w królewsko ozdobiony pałacyk wypełniony elegancko ubranymi ludzmi trzymającymi lampki wina czerwonego.
Poznaliśmy trochę osób. Dwójke blizniaczych fotografów, którzy rozbawili nas swoim sarkastycznym poczuciem humoru. Godna uwagi ukazała się też długo włosa latynoska, która obdarzyła nas kilkoma złotymi radami dotyczącymi malowania.

-Panie i Panowie, czas rozpocząc galę! - rozległ się głos prowadzącego.
Na początku były przemówienia różnych artystycznych doskonałości. Niektóre z nich były na prawde ciekawe, ale większość z nich spędziliśmy z Caren rozmawiając i wcinając rurki z kremem. W końcu nadszedł ten moment, gdy prowadzący musiał ogłosić zwycięsce.
Poczułem jak serce bije mi coraz szybciej, gdy wymówił zdanie:
"A zwycięzcą konkursu jest...."
Byłem świadomy tego, że są lepsi. Byłem świadomy tego, że jestem amatorem. Nie wierzyłem w zwycięstwo to czemu cząstka mnie drżała jak oszalała a serce waliło niczym perkusista w bębny?
-Danny Buffort! - rozległy się głośne brawa, gwizdy i owacje. Osłupiały spojrzałem na uradowaną, wzruszoną Caren, która wykrzyczała:
-No idz!
Ręce mi drżały, serce biło coraz szybciej, czułem, że zaraz wyrwie się z mojej klatki piersiowej. Otrzymałem nagrodę i mikrofon. Musiałem powiedzieć kilka słów o pracy. Sparaliżowany strachem wyłowiłem twarz Caren z obszernej widowni. W końcu wydusiłem z siebie:

Nie wiem co powiedzieć. Jestem niesamowicie zszokowany...Ukazałem w najprostszy sposób jaki mogłem ukazać po swojemu co czuje. Nie bawiłem się w interpretacje dowolną, bo to nie miało żadnego sensu. Uznałem, że Caren nie da się zintepretować w dowolny sposób. Jest zagadką, która ma tylko jedno wytłumaczenie. Znalazłem je i się w nim zakochałem. Otrzymując jej serce otrzymałem również klucz do lepszego życia, do życia z nią. Stanowi ona teraz fragment mnie, mojej duszy. Mógłbym rzec, że nawet nią jest, gdyż to ona stworzyła mnie takiego jakim jestem teraz, tutaj. Gdyby nie ona nie było by mnie tu. Dziękuje kochanie.

Rozległy się ogromne brawa i gwizdy. Widziałem wzruszoną twarz Caren. Schodząc ze sceny nie spuszczałem z niej wzroku. Gdy już byłem wystarczająco blisko rzuciła mi się w ramiona.
- Kocham Cię. - szepnęła.
- Ja Ciebie też.

Wymieniłem się telefonami z paroma osobami z branży, których jeszcze po mojej wielkiej wygranej udało mi się poznać. Czułem, że moja kariera idzie w dobrym kierunku. Ten wieczór był czymś niesamowitym. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć, że wygrałem podwójnie.

Pink ChocolateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz