- No, Hermiona, nie daj się prosić! - wołał Ron, chodząc za dziewczyną po całym salonie Gryffindoru, co napotykało niezadowolone spojrzenia pozostałych uczniów, którym to już przeszkadzało.
- Nie ma mowy, Ronaldzie! - krzyczała w odpowiedzi. - Po raz ostatni mówię ci, że nie dam ci spisać pracy z eliksirów ani z zielarstwa. Tym razem nawet wstępu! Musisz sam sobie tym poradzić, nie będę z tobą siedziała na egzaminach.
Harley zaczęła rozmasowywać sobie skronie, tępo wpatrując się w przyjemny płomień w kominku. Zastanawiała się, ile lat w Azkabanie grozi morderstwo. Może za rudego dostanie mniej. Granger jeszcze by oszczędziła, bo była dość komunikatywną osobą. Niekiedy irytującą i nachalną, ale po prostu chciała być przyjacielska. Nie miała jej tego za złe.
Potem do kłótni wtrąciła się Ginny Weasley, siostra Rona, stojąca po stronie przyjaciółki. Ronald powinien sam pisać swoje prace to była prawda, nawet Harley się z tym zgadzała, ale milczał, bo nie chciała dać się wplątać w tę dyskusję. Harry siedział obok niej na kanapie i czytał, a raczej tylko przeglądał Proroka Codziennego, w którym znowu pojawiło się jego imię i nazwisko. Nie wydawał się z tego powodu ani szczęśliwy, czy smutny. Po prostu zmęczony i zrezygnowany.
- Harry, wszystko w porządku? - Dotknęła jego ramienia, by chłopak na nią spojrzał. Z przyjemnością oderwał się od gazety. Patrzył na nią z lekkim uśmiechem, ale nic nie powiedział. - Czyli raczej nie. Nie martw się tymi głupotami.
- Czyli nie wierzysz w te brednie z Proroka? - zapytał zaintrygowany, a dziewczyna tylko uśmiechnęła się szeroko, kręcąc głową.
- Ja ci wierzę, Harry. Digory nie popełnił samobójstwa, jak niektórzy mówią w Beauxbatons, nie zabiłeś go ty, ani Wiktor. Nie wiem, co się tam wydarzyło w tym labiryncie, ale domyślam się, że kolorowo nie było. W tamtej szkole chodziły plotki o jakimś świstokliku, kilka bredni i nic wartego uwagi. Powiedz, widziałeś go? - Zabrała rękę z jego ramienia i przygryzła nerwowo paznokcia tej samej ręki.
- Widziałem... Walczyłem nawet. Byli tam Śmierciożercy. W zeszłym roku nawet kłóciłem się o to z Umbridge w zeszłym roku. Uwierzysz, że w tym miała być ponoć jeszcze gorsza nauczycielka? Skąd Ministerstwo bierze takie osoby? - mruknął bardziej do siebie. - Ale pani profesor Annafolz wydaje się być chyba dobra, nie? Tak mi się wydaje. Jeszcze nie skarciła mnie, nie uderzyła podręcznikiem i nie kazała pisać zaklętym piórem - prychnął pogardliwie na niemiłe wspomnienia.
Harley przestała go słuchać zaraz po poznaniu prawdy, że byli też tam Śmierciożercy. Oni naprawdę musieli tam być! Oni są wszędzie! A co jeśli oznaczało, że faktycznie Lord Voldemort miał interes w śmierci jej rodziny? Słyszała plotkę, że Lucjusz Malfoy trafił do Azkabanu, bo służy Czarnemu Panu, prawdopodobnie jego syn także. Tę myśl Harley, a raczej wewnętrzna Alice odrzucała prawie natychmiast.
Chciała jeszcze o coś zapytać, ale kolejny krzyk Hermiony zagłuszył ją. Nie ponawiała pytania. Ukradkowo zerknęła na zegarek kieszonkowy pozbawiony klapki z wygrawerowaną literą ,,A'' oraz łańcucha. Normalnie uchodziłby za stary rupieć, ale dla niej miał wartość sentymentalną i nadal działał. Pilnowała, by nie spóźnić się na spotkanie z Nietoperzem, choć na swoją nocną ekspadę do nauczyciela - jakkolwiek to brzmiało - nie miała zamiaru się spóźnić. Snape bowiem wyglądał na takiego, który za spóźnieniami nie przepada.
- Harley, a jak twoja praca z eliksirów? - Zmieniła temat Hermiona, prawdopodobnie szukając u niej wsparcia albo chociaż próbując uciszyć rudego. - Robisz ją z tym karaluchem. - Skrzywiła się na samą myśl o nim. Harley zamyśliła się dłuższą chwilę. Po rozmowie z Pansy i Blaisem wpadła na pewien pomysł, który udało jej się zrealizować. - A właśnie moje notatki się przydały?
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
FanfictionTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...