26. karma istnieje

9 6 2
                                    

Rozległ się dzwonek do drzwi. Caren podbiegła energicznie i otworzyła je. Do mieszkania wparowali przerażona Layla i zdezorientowany George.
-June uciekła, zniknęła. Nie wiemy gdzie jest! - panikowała.
Starałem się przetworzyć informacje. Oszołomiony zdecydowałem:
-Jedzmy jej szukać.
-Tylko nie wiemy gdzie.- przyznał George.
-Odwiedzimy pare jej koleżanek może tam się zatrzymała. Chwyciłem swoją skórzaną kurtkę i gotowy do wyjscia oznajmiłem Caren:
-Czekaj tu na mnie.
W jej oczach był ból, rozpacz.
Teraz już wiem, że powinienem był zostać z nią.

Odwiedziliśmy wszystkie kawiarnie, koleżanki June. Wydzwanialismy do niej po tysiąc razy. Zostało jedno miejsce, uczelnia.
Korzystając z tego, że staliśmy na światłach wysłałem pośpiesznego sms do Caren.
Ja: Jak się czujesz?
Zapaliło się zielone światło ruszyliśmy.
-Boje się, że coś jej się stanie. Matko, co jej odwala. - lamentowała Layla.
Nagle zadzwonił telefon Laylii.
-Halo? - odebrała.
Widziałem po jej minie, że to co usłyszała przez telefon było paraliżującą wiadomością.
-Już tam jedziemy.
-Dzwoniła matka June, znalazła u niej w szafce cocaine i list.
-Jaki list? - wrzasnąłem.
-Danny, zapierdalaj szybko do siebie do domu. - krzyknęła spanikowana Layla łamiącym głosem.
Rozległ się pisk opon.
-W tym liście napisała, że zabije Layle.
George zrobił się blady, Layla tonęła w łzach, a ja czułem jak wielki ostry pręt wgniata mi się w żołądek. Pędziłem jak tylko się da.
Rzuciłem Laylii telefon by wydzwaniała do Caren by powiedziała żeby ta zamknęła drzwi i nikomu nie otwierała. Niestety mój skarb nie odbierał telefonu. George zaś powiadomił policje.Miałem najczarniejszy scenariusz przed oczami.
Kiedy dotarliśmy wcisnąłem nerwowo guziki windy.
-Kurwa, kurwa!!!! - krzyczałem w obłędzie.
Dotarliśmy na samą góre, otworzyłem drzwi. Zamarłem przez widok, który ujrzałem. Mała krucha, przerażona Caren, wcisnięta w ściane, stojąca na przeciwko niej June z bronią w ręku pełna obłędu z włosami spiętymi niedbale, w dresie, miała przmęczoną twarz, zrenice szerokie latały jak oszalałe.
-Nie ruszać się! - skierowała broń na nas.
-June proszę Cię! - krzyknęła cała w płaczu Layla wtulona w ręce Georga.
-Zostaw Caren, June. - zbliżałem się do niej powolii jak wtedy na moście. Byłem roztrzęsiony.
-To już koniec Danny. Wybrałeś taki scenariusz. Lepiej się nie zbliżaj bo zastrzele i Ciebie.
-Zostaw ją. Proszę Cię.
Zwróciła swój wzrok na Caren.
-Było mi pozwolić skoczyć na tym moście. Dalej by żyła. - te słowy zamroziły mnie.
Pociągnęła za spust, trafiła w nią.
-Caren!!! - pobiegłem w jej strone. Była cała w krwi, blada bardziej niż zawsze. Oczy miała puste. Pełne bólu. Słyszałem krzyk i płacz Laylii.
-Ty kurwo. - spojrzałem na drżącą June.
Do mieszkania wbiegła policja, rzuciła się na morderczynie. Jeden z policjantów podszedł do nas, obejrzał ranę Caren i wezwał pogotowie.
-Caren błagam Cię nie zostawiaj mnie. - czułem jak robi się coraz chłodniejsza.
Powolii podniosła swoją dłoń i pogładziła mój policzek.
-Karma chyba istnieje. - uśmiechnęła się słabo, już nie tak promiennie.
Lada moment pojawiło się pogotowie. Zabrało ją. George wsiadł za kierownicę i pojechaliśmy za nimi, nie byłem w stanie prowadzić, byłem w rozsypce. Obwiniałem siebie, że ją zostawiłem. Layla starała się mnie pocieszyć mówiąc, że to nie moja wina, a Caren przeżyje. Jednak byłem głuchy na jej słowa.

Dotarliśmy do szpitala. Biegłem ile sił w nogach. Widziałem jak wiozą Caren na blok operacyjny. Cały roztrzęsiony zapytałem o jej szanse.
-Jest w bardzo ciężkim stanie. Będziemy o nią walczyć.
To były najdłuższe chwilę mojego życia. Layla zadzwoniła po moich rodziców. Uznała, że potrzebuje ich wsparcia.
-Kochanie! - wbiegła zatroskana mama.
-Mamo, nawet nie zdążyliście jej poznać. To wszystko moja wina. -wtuliłem się w jej ramiona.

W końcu na korytarzu pojawił się lekarz.
Spojrzałem na niego przerażony. Bałem się najgorszego. Analizując jego twarz desperacko szukałem chociaż jednego znaku, że wszystko im się udało.
-Przykro mi. Nie udało nam się uratować pańskiej dziewczyny.
Jakby ktoś przywalił z całej siły w mój brzuch. Nie miałem już energii by płakać. Poczułem niewyobrażalny pusty ból. Bez słow odszedłem od lekarza i powędrowałem czując się jak w transie na blok operacyjny.
-Proszę Pana tu nie można. - upominały mnie pielegniarki, lecz ja odpychałem je jedna po drugiej.
Szedłem i szedłem. W końcu ujrzałem ją. Taką piękną jak zawsze, bladą, leżącą bezwładnie, martwą. Nie dochodziło do mnie co się właśnie stało. Chwyciłem ją za ręke, pocałowałem w czoło. Czułem jakbym żegnał się ze wszystkim dobrym co miałem.
Pojedyńcza łza spadła mi na dłoń splecioną z jej dłonią. Wiedziałem, że to już koniec.

Pink ChocolateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz