Abigail's prov
-Wiem, że twój ojciec chciał dobrze przyjeżdżając tutaj, ale myślałam...
-COOO!? - przerwał mi - mój ojciec tu był!? - w jego oczach zaistniało zaskoczenie.
-Nie wiedziałeś? - szczerze mówiąc, byłam święcie przekonana, że to z woli Evana jego ojciec tu przybył.
-Groził ci? - zapytał śmiertelnie poważnie, podszedł do mnie i przytulił się wkładając głowę w zagłębienie mojego barku.
-W zasadzie to był całkiem miły....
-Miły? - zdziwił się i spojrzał mi w oczy.
-Pod koniec rozmowy, może i wymieniliśmy się kilkoma ostrymi zdaniami ale chyba obiecał pomoc - wzruszyłam ramionami.
-Pomoc w czym? Powiesz mi o co chodzi?
-Generalnie był zły za to, że nie ma mnie przy tobie i przez to stado jest niespokojne, powiedziałam mu w czym rzecz.
-A w czym rzecz?
-Nie żartuj sobie...o to się pokłóciliśmy...- kiedy wypowiedziałam to zdanie od razu pojawiła mi się przed oczami końcówka naszej rozmowy akurat ten moment, kiedy sprzedałam Evanowi tego mocnego liścia...
-Wybacz....ale miał racje z tym stadem..jesteś jedną z najważniejszych osób..
Odkręciłam od niego wzrok, nie docierało do mnie to jak wielka odpowiedzialność na mnie spoczęła. Nie czułam się wtedy niczym zobowiązana, uciekałam przed tym. Tak na prawdę wiedziałam, że trochę wyolbrzymiłam całą sytuację. Jedyny problem był w tym, że nie wiedziałam co powiedzieć rodzicom.Było mi wstyd przyznać się przed Evanem, nie chciałam przyznawać się do błędu.
-Abi...- mówiąc to spojrzał mi w oczy i objął moje ramiona. Kiedy spostrzegłam iskierki szczęścia tańczące w jego oczach po moim ciele przebiegł ciepły dreszczyk pożądania.
Chyba to wyczuł bo po chwili przywarł do mnie swoimi ciepłymi ustami. Pocałunek, który zawierał wiele miłości i pożądania przerwaliśmy dopiero wtedy, kiedy zabrakło nam tchu. Znowu się w niego wtuliłam, czułam się bezpieczna.
Po krótkim momencie ogarnęło mnie poczucie winy.
-Evan...- zaczęłam niepewnie.
-Tak? - zapytał z miłością w głosie.
-Muszę ci coś wyznać..eeee..tak na prawdę to wyolbrzymiłam całą sytuację...przepraszam, ale to spadło na mnie tak nagle....
-Już nie przepraszaj - przerwał mi.
Uśmiechnęłam się do niego lekko a ten cmoknął mnie w nos wywołując mój chichot.****************
Resztę nocy spędziliśmy na rozmowie, wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Evan obiecał zająć się kwestią mojej przeprowadzki. Ustaliliśmy również, że zostanę do końca obozu i skończę to, co zaczęłam. Wyjechał nad ranem uważając by nikogo nie obudzić.Już równo o dziesiątej następnego dnia miałam pierwsze zajęcia.
Dzieciaki były świetne, z łatwością wykonywały ruchy podobne do moich, starały się z całych sił.Natomiast mnie energia rozpierała cały dzień, zgodziłam się nawet poprowadzić zajęcia za Else, która nie czuła się dobrze.
Koło dwudziestej poszliśmy na kolacje.-Mogę się dosiąść? - uprzejmie zagaił Naill.
-Jasne - odparłam miło.
-Męczący dzień, co? - uśmiechnął się do mnie.
-Troszkę - odwzajemniłam uśmiech.
-Abi..bo ja mam pytanie - podrapał się z tyłu głowy czułam, że jest mu niezręcznie.
-Hmmm?
-Kim był ten gość z wczoraj? Tylko proszę nie spławiaj mnie tekstem typu "sprawy rodzinne". - czułam poważny ton który przeważał nad tym miłym.
-To był mój chłopak, a zachował się tak, bo mieliśmy lekką sprzeczkę, wczoraj się wszystko wyjaśniło - odparłam szczerze.
Uwierzył mi, choć troszkę posmutniał na twarzy.
-Dobrze, że się pogodziliście, nikomu nie mówiłem o jego odwiedzinach - posłał mi ciepły, nieśmiały uśmiech.
Kiwnęłam głową i wzięłam kęs swojej kanapki z kurczakiem.××××××××××××××
CZYTASZ
Ty? Moją mate?
Vârcolaci"-(...)To jakieś chore żarty. Przecież oni mnie zabiją i ciebie przy okazji też. To nie dzieje się na prawde....." Dowiesz się co dalej czytając te skromną opowiastkę ;3 Uwaga! Pojawiają się treści dla dorosłych oraz wulgaryzmy :) Okładkę wykonała f...