Rozdział XXII -Dobrze cię widzieć, Olly

1.6K 66 4
                                    


Trzeci dzień z własnej woli siedziałam zamknięta w szpitalnych murach. W tym samym pokoju, korytarzu, z tymi samymi ludźmi. Nie byłam w szkole. Nie jadłam i nie piłam. Wylewałam z siebie hektolitry łez. Julian jeszcze nie został odłączony od aparatury. Co kilka godzin do jego sali wchodził lekarz z jedną z pielęgniarek i sprawdzał jego stan. Za każdym razem błagałam go w myślach, żeby powiedział mi coś co mnie uspokoi. „Jego stan jest dobry. Wyjdzie z tego. Jesteśmy dobrej myśli". Wiem, że to byłyby tylko słowa rzucane na wiatr, ale nie byłoby tej tak cholernie bolesnej ciszy. Ciszy, która mnie tak przytłacza.

Gdy tylko jego rodzice opuścili salę, założyłam na siebie niebieski fartuszek i wbiegłam tam. Umościłam się na pomarańczowym fotelu, który już nawet przesiąkł zapachem moich perfum i splotłam palce Juliana ze swoimi. Doktor powiedział, że dotyk nie powinien zrobić mu żadnej krzywdy, bo nie miał połamanych kości, jednak kazał mi na niego uważać. Był poobijany i miał wiele głębokich ran.

- Cześć skarbie – wyszeptałam kładąc podbródek na jego ramieniu. Delikatnie pogładziłam go po włosach, po czym zaczęłam pokonywać palcem slalom wokół jego ran na czole. Oddychałam głęboko starając się powstrzymać płacz. W tym momencie wszystko wydało mi się tak okropnie niesprawiedliwe. Dlaczego to zawsze spotyka mnie? Dlaczego ja mam takiego pecha jeśli chodzi o facetów? Pierwszy jest moim najlepszym przyjacielem, drugi zranił mnie niewybaczalnie, a trzeci... A trzeciego odrzuciłam ze względu na strach. Strach przed samą sobą, przed tym co do niego czuję. A teraz umiera. – Obudź się Julian – jęknęłam, a po moim policzku spłynęła łza – Tęsknię za tobą. Możesz mi tego nie wybaczyć. Możesz mnie znienawidzić, wyśmiać, zostawić. Ja zrozumiem i nie będę za tobą gonić. Dam ci spokój. Tylko błagam wróć do nas. – złożyłam pocałunek na jego skroni i schowałam twarz w jego poduszce.

Gwałtownie podniosłam głowę czując na plecach czyjś dotyk. Obróciłam się i zobaczyłam zgarbionego blondyna, w identycznym fartuchu jak mój. Jego włosy były oklapnięte i opadały na czoło, a spojrzenie zdradzało jego przemęczenie.

- Finn – szepnęłam i zerwałam się na równe nogi. Ten uśmiechnął się do mnie smutno i chwycił mnie za rękę

- Przyjechałem po ciebie – powiedział

Zerknęłam na zegar wiszący nad drzwiami. Było pięć po w pół do dziesiątej wieczorem. Troszkę się zasiedziałam, ale nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać Juliana.

- Nie dzwoniłam

- Dzwoniła Sal. Chciała zabrać nas na jakąś imprezę, bo w końcu piątek wieczór zawsze należał do nas – po usłyszeniu tych słów zrobiło mi się głupio. Weekendy zawsze były dla nas. Dla naszej trójki. Jednak dzisiaj nie miałam ochoty na żadne imprezy, żadne wyjścia, ani nawet na rozmowy z nimi. – Ale powiedziałem jej, że wciąż siedzisz u Julka. Pogadaliśmy trochę i oboje stwierdziliśmy, że przyda ci się chwila wytchnienia. Dlatego przyjechałem.

Patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami. W pierwszym momencie nie zrozumiałam o co mu chodzi.

- Idziemy Olly – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu – U ciebie w domu nie ma nikogo, więc zabiorę cię do siebie. – kiedy pokręciłam głową, pociągnął mnie delikatnie za rękę, przez co się zachwiałam i wpadłam w jego ramiona – Jezu, Olly wyglądasz już gorzej od niego – wskazał Juliana ruchem głowy – Nie chcesz chyba leżeć tu obok?

- Nic mi nie jest Finn...Co ty robisz?! – pisnęłam, kiedy wziął mnie na ręce i ruszył w stronę wyjścia – Postaw mnie!

- Olly nie mam sił na kłótnie z tobą – szepnął, a ja wiedząc, że nie dam mu rady, nawet nie wierzgałam. – Nie możesz się tak zaniedbywać. Wyglądasz okropnie.

Łatwa sztuka(zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz