Lekko poniszczona kostka brukowa nadawała alejce charakter domu. Cichy szum wiatru, mieszający się z nieco piskliwym świergotem ptaków, pozwalał wyciszyć się oraz zająć myśli otaczającym pięknem. Kwitnące kwiaty i drzewa jakby magicznie otulały ciało, nadając wszędzie woń świeżości wraz z nutą słodyczy.
Louis westchnął. Droga naprawdę była piękna, ale ciągnęła się w nieskończoność, kiedy liczyła zaledwie dwa kilometry. Może nie było to nic specjalnego ani wyśnionego z bajek, jednak szatyn miał do tego sentyment. Odwiedzał to miejsce odkąd pamięta, obiecując sobie nie raz, że będzie tu wracał. O ile miejscowe władze odwołają plany zamienienia parku w zwykły parking szkolny. Tak, było to smutnym faktem, lecz nie mógł nic z tym zrobić, podobnie jak jego mama, sąsiad czy którakolwiek z koleżanek. Po prostu trzeba było czekać.
Kopnął pojedynczy kamyk, który trafił w drzewo, wydając z siebie głuche stuknięcie. Natychmiast ptaki zajmujące to miejsce zerwały się do lotu, rzucając długi cień na ścieżkę przed stopami chłopaka. Zatrzymał się, unosząc głowę do góry. Jego tęczówki zlewały się z błękitem niebios, a jasna cera jakby odbijała promienie słoneczne, przy okazji nagrzewając ciało. Czuł przyjemne ciepło, rozlewające się w jego wnętrzu, kiedy lekki, aczkolwiek chłodny wiatr przyprawiał go o gęsią skórkę. Przeczesał ręką swoje włosy, napawając się ich miękką fakturą. Kochał dotykać je ledwo po ich wysuszeniu, kiedy sprawiały wrażenie zadbanych, wręcz idealnych dla każdego. Jednak prawdą było to, że dzień później wracały do pierwotnej formy suchych i twardych kudłów. Cóż, mógł się oszukiwać te kilka razy, prawda?
Jeden z podwiniętych rękawów koszuli opadł, dając Louis'owi kolejną falę ciepła. Żałował trochę, że między drzewami nie było żadnych szczelin, pozwalających dopuścić do niego wiatr z każdej strony. Musiał cierpliwie czekać, aż delikatny powiew zajdzie go od tyłu, regulując odczuwalną temperaturę.
Ruszył dalej, rozglądając się co chwilę. Miał nadzieję, że znajdzie jakieś dobre miejsce do spoczynku, szczerze mówiąc nie zamierzał wracać dziś do domu przed dwudziestą drugą, nim jego ojczym nie opuści mieszkania, udając się na nocną zmianę do swojej pracy. Tomlinson cieszył się, że ma dogodne warunki do unikania ojca. Przynajmniej popołudniu oraz wieczorem. Rano czasem zostaje obudzony, jednak uporczywie udaje sen. Zabłądził we własnych myślach. Kiedy ostatnio rozmawiał z rodzicami? Nie licząc oczywiście kilku półsłówek oraz poleceń. Czasem chciałby, aby było tak, jak za czasów życia jego prawdziwego taty. Jego ukochanego tatusia, który przytulał go mocno, podnosząc i kręcąc, choćby przez ten czas mógł się stać samolotem. Niestety to nie wróci, a on musiał to po prostu wpuścić do serca, czego nie chciał robić przez wiele lat.
Louis nie powiedziałby także, że jest niezadowolony z kontaktu z jego prawnymi opiekunami. Fakt, nie był dobry, jednak kiedy przestało go to interesować? Rok? Dwa lata temu? Na pewno spory kawałek czasu wstecz. Stał się realistą, wyśmiewając swój dawny optymizm i naiwne podejście do życia. Tak, przypominając sobie o tym, również wypuszcza cichy śmiech, kręcąc głową z politowaniem. No proszę, czy mógł być głupszy myśląc, że to akurat na niego spadnie ogromne szczęście? Gdyby tu jeszcze chodziło o zwykłą wygraną na loterii. Prychnął pod nosem. Chciałby ogrom miłości. Czy ktoś mógłby aby trochę mu jej dać, by skosztował tego, co traci?
Zganił się w myślach. Jego powieki wypchały się wodą, zamazując obraz, kiedy mrużył oczy przez słońce. I to pewnie przez to szturchnął ramieniem kogoś zdecydowanie wyższego, gdyż był jedynym, na którego siła zadziałała z największą mocą, zmieniając kierunek drobnego ciała. Natychmiast uniósł głowę do góry, napotykając prawdopodobnie bardziej zmartwiony wzrok, niż jego. Czy to było możliwe? Myślał, że to on był przerażony na śmierć, zapominając o całym świecie i wybudzając się z transu w taki sposób. Nie zarejestrował nawet kilkunastu już przeprosin, ciągle wypadających z pełnych, malinowych ust. W międzyczasie on sam zdążył wypytać zielonookiego chłopaka o stan jego zdrowia, jak gdyby taki mały skrzat mógł zrobić cokolwiek drugiemu człowiekowi zwykłym szturchnięciem. Ale taki był Louis, jak coś nabroił, zrzucał wszystko na swoje barki.
CZYTASZ
Aisle | Larry Stylinson One Shot
FanfictionW młodym wieku każdy z nas zastanawia się, jak jest mieć coś, co każdy opisuje za wspaniałe. Fakt, może i szczęśliwie jest być w miłości, jednak kto bierze pod uwagę jej konsekwencje? OPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK.