Zniszczona

157 28 6
                                    

Gdybym miała policzyć rany, które mi zadałeś, prawdopodobnie zajęłoby mi to całe wieki. Nie są to poważne obrażenia, takich jest zaledwie kilka. Chodzi tu raczej o drobne rysy, delikatne zadrapania - takie, które pojedynczo nie są niczym znaczącym, jednak wszystkie razem mogą zadać ogromną krzywdę.

Oszpeciłeś mnie. Pamiętam ten czas, kiedy byłam nieskazitelnie piękna. Urody mogli zazdrościć mi wszyscy moi sąsiedzi. Teraz pewnie śmieją się z mojej naiwności.

Ale może zacznijmy od początku.

Najpierw byłam dzieckiem. Tamten czas pamiętam jako ciągnące się w nieskończoność pasmo beznadziejności. Byłam samotna i brzydka. Moją skórę pokrywały obrzydliwe bąble wypełnione różnymi nieciekawymi substancjami. Ale wiedziałam, że to przeminie.

Z wiekiem wszystkie moje wady zanikały. Stawałam się coraz ładniejsza i silniejsza, rozkwitałam, aż stałam się najwspanialsza z nas wszystkich.  Wokół mnie nareszcie zaczęło pojawiać się życie. Miałam wielu przyjaciół, którzy akceptowali mnie taką, jaką jestem. Szanowali mnie.

Wreszcie dojrzałam. To były moje najlepsze lata. W końcu nadszedł moment, kiedy poczułam, że jestem gotowa.

Dźwięk dziecięcego płaczu zawitał na stałe w mych progach.

Obserwowałam cię od początku twojego istnienia. Cieszyłam się z każdego małego kroku, jaki stawiałeś w stronę przyszłości. Razem z tobą przeżywałam wzloty i upadki.

Kiedy byłeś malutkim dzieckiem, synku, wszystko było łatwe.

Twój wzrok, wpatrzony we mnie z uwielbieniem. Twoje ciało wtulone w me ramiona. Kochałeś mnie dokładnie tak, jak dziecko powinno kochać matkę. Bezinteresownie i bezgranicznie. Instynktownie.

Potem zacząłeś dorastać. Zrobiłeś się trochę wymagający, jednak nadal byłeś niewinnym dzieckiem. Cechowała cię ogromna ciekawość świata. Lubiłeś odwiedzać nowe miejsca, stawiać stopę tam, gdzie jeszcze nigdy jej nie było. Z perspektywy czasu wcale nie jestem pewna, czy to dobrze.

A potem zaszły w tobie integralne zmiany. Chęć podróżowania została, fakt. Ale twój charakter stał się inny, władczy. Widziałam, że pragniesz mieć wszystko pod kontrolą. Przestałeś się mną interesować. Liczyłeś się tylko ty.

Osiągałeś coraz więcej. Twoje wpływy sięgały coraz dalej. Rządziłeś wszystkim. Moi przyjaciele, którzy wspierali mnie w moich początkach (pamiętasz, wspominałam już o nich) bali się ciebie.

Właśnie wtedy, kiedy byłeś u szczytu władzy, zacząłeś mnie niszczyć. Najpierw to były tylko najdrobniejsze z rys. Byłam skłonna ich nie zauważyć, jednak ty nie przestawałeś.

Trudno mi stwierdzić, czy robiłeś to celowo. Wydaje mi się, że jakieś części ciebie wołały, że tak nie można.

Ale ty robisz to nadal. Powoli, regularnie mnie oszpecasz. Pokrywa mnie coraz więcej bruzd. Wytrzymuję to dzielnie, nie krzyczę, nie zatrzymuję cię. Ale to boli, wiesz?

Tylko niewielka część mnie jest wolna. W większości jestem jeśli nie poraniona, to pokryta opiłkami powoli wyniszczającymi mnie od środka. Dusisz mnie. Dym, który każesz mi wdychać zatruwa moje płuca, a ja nie mogę zakasłać, by zyskać choć chwilę wytchnienia i wyrzucić to z siebie. Kiedy chcę zapłakać, moje łzy są kwaśne.

Żyłam tyle czasu, ale nikt nigdy nie wyrządził mi takiej krzywdy jak ty. Jeśli nie przestaniesz, nie wytrzymam już długo.

Umieram.

I wiem, że w głębi duszy zdajesz sobie z tego sprawę.

Wysłuchaj mnie, synu. Zapomniałeś już o tych czasach, kiedy byłeś malutkim brzdącem. Ale spróbuj chociaż usiąść ze mną, jak za dawnych czasów. Przytulić się do mej matczynej piersi, posłuchać bicia mego serca grającego uspokajającą symfonię.

ZniszczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz