*w tle jest trailer*
— Nie. Michael. Nie możesz mnie zostawić. Nie teraz.
— Zrozum. Muszę. Muszę to zrobić. Inaczej zwariuję. — usiadł obok mnie. — Nie rób tego. Auu — złapałam się za głowę.
Boli... Tak cholernie boli...
— Co się dzieje? —
— Daje o sobie znać. Kolejny raz. — dosłownie zwijałam się z bólu.
— Głęboko oddychaj. Jeszcze trochę i pozbędziesz się tego raz na zawsze.
— A jeśli umrę? Podczas operacji?
— Nawet tak nie myśl! — powoli, delikatnie odrywał moje dłonie. — Mała... Nie umrzesz.
Popatrzyłam się na niego. Był coraz starszy. Uzależnienie, fałszywe oskarżenia, próba rozwodu - to wszystko się odbiło na jego wyglądzie. Schudł. Wyglądał jak szkielet.
Kościstą dłonią zmusił mnie, abym spojrzała mu prosto w oczy. Zaczęłam płakać.
— Nie umrzesz. Nie pozwolę na to. — powiedział. — Wymyślę coś.
— Ale nie umrzesz? — opuszkami palców wycierał moje łzy. Uśmiechnął się.
— Ty naprawdę myślałaś, że chcę się zabić? — kiwnęłam głową. — Posłuchaj. Nie umrę. Ludzie będą mówić, że umarłem, wymyślać bzdury, ale ja będę żył. W ukryciu, ale będę normalnie funkcjonować.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
— Myślałem, że wiesz... Podobno byłaś w moim gabinecie. Podejrzewałem, że znalazłaś wszystkie notatki na ten temat.
— Byłam, owszem, ale ja tylko sprzątałam. Nie grzebałam ci w rzeczach. —
— Kochanie. Miałaś odpoczywać... Powiem temu twojemu doktorkowi, że nie słuchasz jego zaleceń. — zrobił poważną minę i pogroził mi palcem. Zaczęłam się śmiać. Tym razem udało mu się mnie rozśmieszyć. — Tylko wiesz. Ostatnio sprzątałam przed tym wszystkim... Nie wiem. Może dzieciaki weszły do gabinetu i ci grzebały? Właśnie. Czas sprawdzić co robią — mruknęłam i powoli wstałam. — Łoo... — Wszystkie przedmioty znajdujące się w pokoju wirowały mi przed oczyma. Po chwili niczego nie widziałam.
****— Przyniosłem ci banany, tak, jak chciałaś, a i mama do mnie dzwoniła. — do sali wszedł Michael. Gruba, czarna kurtka, luźne, dziurawe spodnie, czarna czapka i przyklejona długa broda powodowały, że bardzo trudno było go rozpoznać.
— Nie drzyj się. Nie jesteśmy sami. Jak dzieci? — mruknęłam siadając na szpitalnym łóżku. Tak. Byłam w szpitalu na chemii, która powoduje, że mój rak się zmniejsza. Leżałam na sali razem z innymi chorymi. Nie chciałam, żeby mój mąż wydawał na mnie pieniądze lecząc mnie prywatnie.
— Pamiętasz o jutrzejszym rezonansie i wizycie u doktora? — zapytał siadając na krześle. Coś się dzieje...
Nie kurwa... Zapomniałam. Człowieku przypominasz mi o tym CODZIENNIE...
— Jak mogę o tym zapomnieć? — poprawiłam wenflon. — Jeszcze trochę tego zostało. — powiedziałam patrząc się na buteleczkę z przezroczystym płynem. — Godzina, dwie i wyjdę. — uśmiechnęłam się. — Jak dzieci? — ponowiłam pytanie. Michael poruszył się niespokojnie na krześle. — Co się stało?
— Najpierw zjedz banana. Dzisiaj rano nic nie jadłaś. — podał mi obrany owoc.
— Powiedz mi co się dzieje.
— Wystarczy, że nie ma ciebie dzień w domu, a cała trójka płacze. One chyba wiedzą, że coś się dzieje. Chyba już czas im o tym powiedzieć...
— Ja nie chcę, żeby patrzyły na umierającą matkę. Jeszcze nie.
— Za chwilę zaczną zadawać niewygodne pytania. Proszę cię. Muszą wiedzieć. — dotknął mojej dłoni.
— Co im powiesz?! Że ich własna matka umiera?! — wyrwałam swoją rękę z jego uścisku, odwróciłam się w drugą stronę.
— I tak się kiedyś dowiedzą. Myślę, że im wcześniej, tym lepiej. Będzie płacz, ale damy radę. Powiemy im dzisiaj jak przyjdziemy do domu. Co ty na to?
— Sam im to powiesz. Nie mam zamiaru patrzeć, jak płaczą.
— Zrobimy to dzisiaj, dobrze? Hmm?
— A rób co chcesz...
— No kochanie... — usiadł przodem do mnie.
— Spadaj...
— Misia... — zaczął się do mnie przybliżać.
— Won — odepchnęłam jego twarz.
— Zaraz ci się kroplówka skończy.
CZYTASZ
The Untold Story One Shot
FanfictionOne shot opisuje historię Michaela i Kate parę lat po ślubie. Para ma trójkę dzieci:Charlie, Brandona i Juniora. Kobieta choruje na raka. Ukrywa przed dziećmi fakt, że w każdej chwili może umrzeć.