〰2〰

4.7K 303 140
                                    

MARINETTE

Wstałam w miarę wcześnie i nawet w dobrym nastroju. Dzisiaj miałam zacząć pakować swoje rzeczy. Adrien miał mi pomóc, jednak nie umówiliśmy się na jakąś konkretną godzinę, dlatego zacznę wszystko sama robić.

Darowałam sobie śniadanie, jakoś nie miałam na nie ochoty. Będąc w łazience, umyłam tylko zęby i twarz. Nie miałam też ochoty na przebranie się, dlatego zostałam w mojej piżamie.

Nie wiedziałam, od czego mam zacząć to całe pakowanie. Przyniosłam z piekarni pudła i postanowiłam, że zacznę od opróżnienia szafy. Starannie składałam wszystkie swoje ubrania i układałam je w kartonach tak, żeby nie pogniotły się za bardzo. Na szczęście nie jestem typową kobietą i nie mam miliona ubrań, dlatego opróżnienie szafy poszło mi całkiem sprawnie.

Następnie zabrałam się za pakowanie moich krawieckich szpargałów, które zajmowały dość dużą i głęboką szufladę w moim biurku. Wyjmowałam każdą pojedynczą rzecz, każdą szpulę z nitką, każdą tasiemkę i każdy skrawek materiału. Moje ręce w końcu natknęły się na zdjęcia przedstawiające mnie i Adriena jako bohaterów. Nadal nie mogę uwierzyć, że był tak blisko.

- A co tam masz? - usłyszałam głos mojego narzeczonego i poczułam, że się do mnie przytula.

- Nasze zdjęcia. - powiedziałam. - Wiesz, zawsze się zastanawiałam, dlaczego mój chłopak wychodzi na zdjęciach lepiej ode mnie. - odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na jego szyi. - Teraz już wiem. Mój chłopak jest bardzo przystojnym modelem.

Nic nie odpowiedział. Czułam, jak jego ręce zjeżdżają w dół mojego ciała i zatrzymują się dopiero na moich biodrach. Z głupim uśmiechem przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować.

- Adrien, bo zjesz mi córkę. - moja mama zjawiła się u mnie w pokoju.

- Mamo! - odskoczyłam od mojego narzeczonego i zarumieniłam się po same uszy. Blondyn tylko cicho się zaśmiał.

- Oj, już dobrze, dobrze. - mama również się zaśmiała. - Lepiej chodźcie na śniadanie, później to dokończycie.

Zeszliśmy na dół i usiedliśmy przy zastawionym już stole. Na śniadanie były maślane rogaliki prosto z piekarnika i gorące kakao.

- To jest pyszne, pani Cheng. - zachwycił się blondyn.

- Dziękuję, Adrien. - mama uśmiechnęła się do niego ciepło. - Skoro mamy być rodziną, to możesz mi mówić mamo. - wzięła do ręki rogalika i ugryzła kawałek. - A tak w ogóle, to jak wam się podoba mieszkanie?

- Jest cudowne, ale jak dla mnie jest trochę za duże. Nie jestem przyzwyczajona do takich przestrzeni. - napiłam się kakao. - Pewnie nie raz się tam zgubię.- blondyn się zaśmiał.

- Będzie dobrze, zobaczysz. - pocieszył mnie i złapał za dłoń, którą trzymałam na kolanie.

Po posiłku wróciliśmy na górę dokończyć pakowanie moich rzeczy. Było ich mniej, niż myślałam, dlatego wszystko poszło sprawnie i bez zbędnych przeszkód.

Z ostatnim pudłem trzymanym pod pachą, stanęłam na środku pustego pokoju i rozejrzałam się dookoła. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Czułam jedynie, jak po moich policzkach spływają gorące łzy. Tyle wspaniałych chwil przeżyłam w tych czterech ścianach, a teraz mam to wszystko ot tak zostawić. Z drugiej jednak strony wiem, że kiedy wyjdę stąd z tym ostatnim pudłem, zacznę nowe życie. Nowe życie u boku mojego Kocura.

- To już ostatnie? - zapytał Adrien, podchodząc do mnie.

- Tak. - wychlipałam. Rękawem wolnej ręki szybko wytarłam swoje łzy.

Podszedł i mnie przytulił, obiecując, że nasza wspólna droga będzie o wiele lepsza od tej dotychczasowej, w co uwierzyłam. W końcu jesteśmy razem, więc musi być dobrze.

Przez całą drogę do naszego nowego mieszkania, myślałam jedynie o tym, jakie to szczęście, że mam swojego Czarnego Kota przy sobie nie tylko na polu bitwy, czy podczas patroli, ale i tak prywatnie, jako Adriena. Na szczęście nie musiałam z nim zrywać, czego i tak nie miałam zamiaru robić. Ciekawe czy gdybyśmy nie byli bohaterami i nie zostali parą, to jako zwykli ludzie obdarzylibyśmy tę drugą osobę czymś więcej niż przyjaźnią.

Dojechaliśmy na podziemny parking w naszym apartamentowcu. Adrien zaparkował samochód pod samą windą, żebyśmy nie musieli nosić tych moich kartonów przez cały plac.

Jakieś czterdzieści minut później, po wniesieniu wszystkich moich rzeczy, opadliśmy zmęczeni na ogromną szarą kanapę stojącą w salonie.

- Nareszcie koniec. - westchnął.

- Adrien? - mruknęłam niewyraźnie, leżąc na nim.

- Hm? - odmruknął, przytulając mnie mocniej. Leżał z zamkniętymi oczami i miałam wrażenie, że zaraz zaśnie, co i ja miałam szczerą ochotę zrobić, jednak mieliśmy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.

- Wstawaj, musimy przywieźć jeszcze twoje rzeczy. - zarządziłam, podnosząc się z chłopaka.

Widziałam, że niechętnie zwlókł się z kanapy. Wziął ze stolika kluczyki do samochodu, a po założeniu butów, ściągnął kurtkę z wieszaka i zjechaliśmy windą na parking.

ADRIEN

- Wiesz, że masz więcej ubrań od przeciętnej kobiety? - Mari zaczęła się śmiać.

Byliśmy w mojej garderobie i pakowaliśmy moje ciuchy do pudeł. Niestety moja narzeczona ma rację, mam więcej rzeczy od niejednej kobiety. Coś czuję, że będę musiał zrobić kilka kursów. Ehhh.

- Zasługa mojej mamy. - mruknąłem. - W ten dzień, gdy pomagałem ci pierwszy raz przy chemii, zamarzyło jej się, że wymieni mi całą garderobę, bo muszę przecież wyglądać jakoś przed moją przyszłą żoną. - również zacząłem się śmiać.

- Nie za wesoło wam tu? - zapytała moja mama, pojawiwszy się przy nas. - Chodźcie, zaraz będzie obiad. - zniknęła równie szybko, co się pojawiła.

Zeszliśmy na dół do moich rodziców, którzy siedzieli przy stole. Zajęliśmy miejsca naprzeciwko nich, a służba podała wymyślne wyglądający posiłek. Blondynka spojrzała na nas z czułym, matczynym uśmiechem, a po chwili jej zielone oczy zaszły łzami. Wszyscy popatrzyliśmy na nią.

- Mamo, wszystko dobrze? - zapytałem troskliwie. Nie odpowiedziała mi.

- Aurelio? - odezwał się tata.

- Gabi, nasz synek dorasta. - kobieta zaczęła płakać, a raczej wyć. - Może zamieszkajcie z nami.

- Mamo, lepiej będzie, jeśli zamieszkamy sami. - odpowiedziałem i złapałem Mari za dłoń, leżącą na jej kolanie.

Splotłem nasze palce i uśmiechnąłem się do niej. Jakie to szczęście, że ją mam nie tylko jako Czarny Kot, ale też jako Adrien. Nie wyobrażam sobie nie mieć jej u boku. Niesamowicie cieszę się też z tego, że nie muszę się martwić o to, co o wybrance mojego serca myślą rodzice, bo dobrze wiem, że oni ją uwielbiają. Fajnie, że nie muszę przechodzić przez ten etap związku, kiedy to miałbym im ją przedstawiać i czekać aż wydadzą na jej temat jakąś opinię. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby mieli co do niej jakieś negatywne uwagi.

👹👹👹

Ślubna Gorączka ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz