22. Złość

232 22 0
                                    

To jest ten sam kociołek, pomyślał Harry. To musi być ten sam kociołek. Przecież na tamtym było napisane niemal to samo! Ron, Hermiona, George i Ginny, którym Harry zdążył opowiedzieć o znalezisku z dnia oprowadzania drużyny narodowej po zamku, więc ich zdziwione miny były jak najbardziej uzasadnione. Jedynie Bill i Charlie, nie wiedząc o pochodzeniu żadnej ze znalezionych przedmiotów, a już tym bardziej tego garnuszka, brali po kolei każdą rzecz z szeroko otwartymi oczami. Popatrzyli na pozostałą piątkę z pytającym spojrzeniem, pokazując napis na kociołku.

- My już widzieliśmy ten kocioł. - rzekł Harry.

- Jak to? - zdziwił się Bill.

- On jest w Hogwarcie. W takiej gablocie na drugim piętrze. Tam są nagrody, szaliki i tak dalej. Ten kocioł też tam był. Widziałem go, gdy oprowadzałem drużynę quidditcha po zamku. - dodał Harry.

- Ale jak ten sam... mógł... tam...

- Właśnie nie wiem. - odparł Harry zakłopotany.

- No a te pozostałe rzeczy? - zapytał Charlie.

- To jakieś rupiecie. - skrzywił się Ron. - Ktoś tu potrafi identyfikować różdżki?

- Daj. - powiedziała Hermiona, biorąc do ręki długą różdżkę i dotykając jej prawie jak kiedyś pan Ollivander. - To jest... czternaście cali, włos z ogona testrala i jabłoń, niezbyt giętka.

- Gdzie ty się nauczyłaś...?! - zdziwił się George.

- Nieważne. - rzuciła Hermiona, chwytając drugą różdżkę. - Ta ma dziewięć i pół cala, włókno ze smoczego serca i wiśnia, sztywna.

- Mogą się nam przydać, w razie gdyby któraś z naszych się złamała. Oczywiście, W RAZIE GDYBY. - dodał Bill, widząc złowrogie spojrzenie Ginny.

- Pragnę ci jedynie przypomnieć, że włókno ze smoczego serca jest do czarnoksięskich zaklęć. - warknęła Ginny.

- Wiecie, że siedzimy tu już prawie godzinę? - odezwał się Harry, zerkając na zegarek i chcąc załagodzić zepsutą atmosferę. - Chodźmy na dwór, pogramy w quidditcha.

Po minach jego towarzyszy widział, że według nich to nie jest odpowiedni moment na quidditcha. Pomimo to każdy potwierdził, że najwyższa pora rozluźnić tę napiętą atmosferę. Harry mógł przysiąc, że każdego - a najbardziej piątkę rodzeństwa - przeraża to, jak mogą na wszystko zareagować państwo Weasleyowie. Rodzina spokrewniona z Gryffindorami? Ale jak, skąd, z kim... Te pytania tak rozdrażniły Harry'ego, że nawet nie miał już ochoty na quidditcha, a bardzo mu go brakowało. Z zamyślenia wyrwał go George, który po wyjściu na podwórko zaczął dziwnie krzyczeć.

- Chodźcie tu! Patrzcie, co znalazłem!

Okazało się, że gdy chłopak wskakiwał na miotłę, ta przez przypadek wbiła się w ziemię, a z niej wyłoniło się coś twardego. I nie był to żaden kamień. Bardziej przypominało niewielką, zabrudzoną blaszkę.

- To jakiś śmieć! - krzyknęła Ginny z obrzydzeniem. - Weź to wywal!

- Niee, to nie jest śmieć. To jest coś ważnego. - stwierdziła Hermiona, przyglądając się znalezisku. Po chwili wzięła blaszkę do ręki i wytarła o kant bluzki.

- Co ty robisz... - syknął Harry, lecz na próżno, bo Hermiona dostrzegła w blaszce coś dziwnego.

- Patrzcie. - szepnęła. - Tutaj widzę jakieś pazury.

- A tutaj jest głowa lwa. Czy to możliwe...? - dodał Ron.

- Och, tak! Wiem! - zawołała nagle Hermiona. - My... musimy iść do waszych rodziców! Trzeba im to wszystko wreszcie powiedzieć.

Tym razem nikt nie był już temu przeciwny. Hermiona trzymała w dłoniach blaszkę i przyglądała się jej uważnie. Gdy cała siódemka weszła do kuchni, państwo Weasley nie kryli nawet zdziwienia, że wrócili po niecałych dziesięciu minutach.

- Co się stało? Nie pada, a chyba mieliście grać w quidditcha? - zaczęła pani Weasley. - Hermiono, co to jest? - dodała, spoglądając z zaciekawiem na blaszkę.

Ona, Harry i Ron opowiedzieli wszystko. O albumie. O znaleziskach z piwnicy. O tym, co Hermiona przeczytała w książkach. A co za tym idzie, o całym prawdopodobieństwu spokrewnienia Weasleyów z Gryffindorami. Mina Molly rzednęła z każdym ważniejszym słowem, a Artur po zakończeniu opowieści szybko zerwał się z miejsca i przeszedł od razu do sedna.

- Jak długo to przed nami ukrywacie? - zapytał, starając się ukryć zdenerwowanie.

- Tato, my chcieliśmy... - jęknęła Ginny.

- Pytam, jak długo to ukrywacie?

- Od niecałych dwóch dni, ale... - wyjaśnił Ron.

- DOSYĆ!

- Arturze! - zawołała pani Weasley.

- Przepraszam. - rzucił pan Weasley. - Kolejne pytanie: kto się o tym wszystkim dowiedział jako pierwszy?

Każdemu było głupio wskazać Hermionę, tym bardziej, że pan Weasley nie był do końca w odpowiedzialności, żeby na nią nakrzyczeć. Harry chyba pierwszy raz widział Artura tak zdenerwowanego, szczególnie na swoje dzieci. Wreszcie jednak spojrzeli delikatnie na Hermionę. Natomiast Ron zerknął tylko na nią z ukosa, a na dłużej popatrzył na Ginny.

- Ja? - zdziwiła się.

- Jak to nie? Przecież dowiedziałaś się o tym z Hermioną tamtej nocy! - zawołał Ron.

- Halo, halo, teraz nie pora na kłótnie! Zaraz... - zamyślił się Artur. - Gdzie jest schowany ten cały album?

- W piwnicy. - odparł Harry.

- A nie myślisz, Arturze... - zaczęła pani Weasley. Wszyscy od razu się do niej odwrócili. - Nie myślisz, że te wszystkie zniszczenia, które się stały mogą być przyczyną działania albumu?

- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał pan Weasley.

- Skoro on tak dziwnie zareagował na wyczute pamiątki po Gryffindorach, to być może spowodował te zniszczenia, bo...

- Przecież to niedorzeczne, Molly! - zawołał pan Weasley ze złością, jak również z politowaniem. - Przecież album cały czas leżał w piwnicy. Jakim więc cudem mógłby "zrobić", no nie wiem... dziurę w oknie, oderwać dachówki i ukraść firankę?

- Nie wiem, Arturze, nie wiem! - pisnęła Molly. - Sam powiedziałeś przed chwilą, żebyśmy się nie kłócili!

- Przepraszam. - powtórzył Artur. - Po prostu... ja nie umiem pojąć, że mamy jeszcze jakichś przeraźliwie dalekich krewnych... i to jakich krewnych! To niemożliwe, po prostu niemożliwe...

Nastało milczenie. Takie milczenie, którego nie dało się wytrzymać, bo było niemiło drętwe.

- Ale dlaczego niemożliwe? - spytał nagle Harry. Poczuł na sobie przestraszone spojrzenie Rona i Hermiony, które mówiło, żeby raczej nie wdawał się w dyskusję z pane Weasleyem, lecz chłopak się tym nie przejął. - Nie zastanawiał się pan czasem, dlaczego praktycznie cała wasza rodzina będąc w Hogwarcie należała do Gryffindoru? Bo nie sądzę, żeby na każdego przypadały niemal te same cechy Gryfona...

- Harry, sugerujesz coś? - jęknęła pani Weasley.

- W żadnym wypadku, pani Weasley. - odparł stanowczo Harry. - Po prostu dziwi mnie to, że według pana ta sprawa jest niemożliwa.

- A masz jakiś pomysł, żeby sprawdzić, czy to prawda? - rzucił pan Weasley wzruszając ramionami.

- Ja mam. - wtrącił się Ron. - Wystarczy po prostu przejść się z tym albumem po całym domu i okolicy. Przecież te pamiątki mogą się znajdować wszędzie, no nie?

Stara Tajemnica Nory ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz