Rozdział 3.

223 32 4
                                    

|      Osoba patrząca w jej oczy była dla niej tak samo obca jak dziesiątki nałożnic w haremie. Dotknęła fioletowego śladu na jej odsłoniętym ramieniu — zamrugała, próbując nie pozwolić łzom wypłynąć. Naciągnęła na siebie niebieski szlafrok. 

       Czuła tępy, rozprzestrzeniający się ból w miejscach, które nigdy ją nie bolały.

— Bardzo cię bolało, gdy on...? — Przestraszyła się, słysząc i widząc w lustrze odbicie młodej kobiety. Mocniej naciągnęła na siebie materiał jedwabiu. — Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć.

— Nie wiem o czym mówisz — powiedziała cicho. Ale czując na sobie współczujące spojrzenie kobiety, kontynuowała: — Nikogo nie obchodzi czy ciebie będzie bolało czy nie, musisz się dostosować do reguł panujących tutaj.

— Sułtanka Matka kazała ci to przekazać. — Dziewczyna zbliżyła się do niej. — To jest maść na twoje ślady.

— Przepraszam. — Turhan westchnęła cicho, przyjmując słoiczek z masy perłowej. — Nie chciałam być niemiła. 

— Mam na imię Halime — przedstawiła się, uśmiechając się nieśmiało.

          Coś Turhan nie pasowało w jej zachowaniu — ale próbowała odwzajemnić uśmiech.

— Turhan Hatice — odpowiedziała cicho. — Dziękuję, że to dla mnie przyniosłaś.

— Chcesz mojej rady? — spytała równie cicho, co Hatice. Turhan uniosła zdumione i sarnie oczy na Halime, która nachyliła się nad nią. — Nie myśl o miłości, on ci jej nie da. W sercu ma tylko Zafire i tylko ją.

Skinęła powoli głową. 

— Czy możesz mi pomóc? —  spytała brunetka, rozluźniając uścisk na niebieskim szlafroku. — Największe rany mam na plecach, ja..

— Pomogę ci — odpowiedziała. [...] 

>>

|          Została zmuszona do założenia pięknej i skomplikowanej sukni — w bieli, szarości i srebrze, a mimo to Turhan czuła się tak, jakby suknia była czarna. 

Sułtanka Kösem cieszyła się, że  zmaga się z jej dyskomfortem. Uśmiechała się i dawała jej życzliwe słowa, ale były to tylko trujące kłamstwa — Turhan to może teraz zobaczyć. I za każdym razem, gdy Turhan pozwoliła sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy zaufała komukolwiek, dostała się w ręce sułtana.

Turhan wiedziała, jak mężczyźni krwawią — po raz pierwszy kiedy to widziała, było to na statku. 

Była tylko dziewczyną, której umysł znał tylko szlafroki i złote włosy, i wystarczyła tylko ta szkarłatna rzeka, aby ją umyć. Zapamiętała, jak ostrze unosiło się nad karkiem, zanim upadło.

Nie potrafiła sobie wyobrazić, czego oczekiwała, ale kiedy Turhan myślała o śmierci, nie wyobrażała sobie, że to jest to, co zobaczyła tego dnia, na tym statku. Człowiek nie powinien tak krwawić, przypomniała sobie myślenie, zanim ciemność zabrała ją.

Po raz drugi była to jej własna skóra — mogły minąć miesiące, ale nadal miała to okropne uczucie.

Zastanawiała się, czy jej widok na krew będzie ostatnim wzrokiem, na którym spadną jej oczy. 

Ale to nie jest to. Ona żyła, aby zobaczyć więcej krwi.

Jej władca cieszył się widokiem krwi, ale ona była wdzięczna, że ​​to tylko krew z jej ramion, a nie z jej szyi. 

Każdego dnia, kiedy nie krwawiła, była wdzięczna Wszechmogącemu.

Ich życie razem było wyszukaną farsą — ich noce również nią były.
        A kiedy prezentuje jej korony. Chce tylko zdjąć ją z głowy i wrzucić do oceanu.  To korona krwi, drwił.

Słyszała ludzi, wiwatujących i błogosławiących ją życzeniami  płodności.
         I zastanawiała się, czy wiedzą, czego chcieli dla niej. 
Towarzyszy mu wszędzie, gdzie chce — tylko aby go nie zdenerwować.

Po prostu oddychaj — myśli sobie —po prostu oddychaj. 

Kiedy nachodzą noce to się staje, sułtan robi tak, jak zawsze; bierze to, czego chce.[...]

>>

|          Ibrahim wzywa ją co noc. W pierwszym miesiącu krzyczy i woła, prosząc go, aby przestał. Za każdym razem, kiedy się kończy, odchodzi bez dźwięku. Po pierwszym miesiącu Turhan uczy się milczenia. Za każdym razem, kiedy wchodzi do jego izb i bierze swoje prawa, leży w milczeniu i pozwala na wszystko. Myślała, może, jeśli będzie cicho, będzie zmęczony nią.

Ona się myli. 

Każdy doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

 Czy ktokolwiek z was naprawdę troszczy się —ona myśli, gdy przechodzi przez harem, starała się pokryć siniaki skórą alabastrową — Czy ktokolwiek z was  mnie widzi?

—Jedyne jedwabie pomogą — powiedziała po południu sułtanka Matka.

— Z czym? — pyta głupio, spoglądając na pomarańczowy kolorowy jedwab. 

— Zasłonią siniaki, jagnię — powiedziała, uśmiechając się do niej. 

Bóg jest okrutny —pomyślała, zaciskając dłonie na materiale. — aby zło wyglądało tak pięknie. 

— Kiedy mój mąż, był brutalny, uderzył mnie w twarz, potrzebowałam tylko zasłonić jedwabiem  włosy, a nikt nie patrzył.

Turhan zwęziła wzrok na sułtankę.

— Weź jedwabie, jagnię — mówiła jej, łapiąc w uścisku jej ramię.— Nie patrzy się na ciebie dobrze

Kösem to lwica, w każdym sensie. Kösem to burza; huragan zazdrości i dumy. Każde słowo, każdy prezent, była innym sposobem, w jaki Kösem próbowałaby nią manipulować — kierować ją słowami, bronić jej przyczyn, argumentować. Ale Turhan nie była jagnięciem, którą kiedyś była. Nie jest wystarczająco naiwna, by myśleć, że sułtanka Matka docenia ją, lub że nie jest niebezpieczna.

Kösem jest jak wszyscy; przebiegła, gwałtowna i okrutna.[...]

>>

|          Dzień, w którym odkryła, że ​​jest z dzieckiem — śmieje się swobodnie i bez obaw. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.

         Czuła szorstki pocałunek warg Ibrahima na czole, ale teraz to jej nie przeszkadzało. Ani to jak sułtanka Matka wlepiała w nią swój wzrok.
           Wreszcie była bezpieczna. 

— Nosisz mojego syna, Turhan. — Przełknęła ślinę, zaciskając mocno wargi. — Pierworodnego syna, następce. 

Zacisnął swoją dłoń na materiale jej sukni, okrywający płaski brzuch.
                Ciężko oddychała patrząc na niego spod grubych rzęs.

— Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz — szepnął do jej ucha. 

I tylko teraz pozostało jej modlić się do Boga o syna.[...]


Turhan Hatice, ostatnia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz