Rozdział pierwszy. Wprowadzenie.

1K 25 5
                                    

Wchodzę do domu. Oczywiście, standardowo potykam się o dziecięcą zabawkę, która wydaje z siebie żałosny, kłujący w uszy pisk. Mama siedząca na dywanie promieniuje mnie wzrokiem, ale nic nie mówi. Żadnego "Cześć", "Jak tam w szkole?", "Jak poszedł Ci sprawdzian z matmy" czy też "Wolisz klopsy czy gołąbki na obiad?". Kiedyś było to aż denerwujące. Po ciężkim dniu w szkole chciałam odpocząć a nie być zasypywana setką pytań jak na przesłuchaniu. Teraz tego pragnęłam. Brakowało mi tego...

Moja mama urodziła mnie bardzo wcześnie, bo mając szesnaście lat, czyli tyle, co ja teraz. W wychowywaniu pomagała jej babcia i tata. Rodzice zawsze chcieli mieć drugie dziecko, ale moja mama nigdy nie mogła się zdecydować. Zanim skończyła studia miałam już dziesięć lat. Potem bardzo przejęła się swoją karierą. Lecz niespełna dwa lata temu mama zaszła w ciążę. Ja na początku się cieszyłam, zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale gdybym wiedziała, że od czasu urodzenia się Tosi moje życie obróci się o 180 stopni, na pewno podchodziłabym do sprawy ciąży mniej radośnie. Mam wrażenie, że rodzice mnie odrzucili. Kiedyś, dawno temu, dziadkowie wiedząc jak bardzo jestem z nimi zżyta pocieszali mnie, że rodzice nadal mnie bardzo kochają, tylko są okropnie zajęci maleństwem i dlatego mają dla mnie mniej czasu. Ale ja wiem, że tak wcale nie jest. Zero wspólnego spędzania czasu. Zero piątkowych seansów filmowych. Zero sobotnich popołudni spędzonych na grach planszowych. Zero niedzielnych spacerów do parku. Teraz wszystko kręciło się wokół Tosi. Z jednej strony, było to oczywiście zrozumiałe. Z drugiej, czułam się jak jakiś odrzutek. Jak zabawka, która znudziła się i którą wyrzucono w zakurzony kąt.

Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy się. Zmieniam szkołę, ponieważ do dawnego liceum miałabym dwadzieścia minut piechotą od nowego domu, a do obecnego - mniej niż pięć. Największym minusem tego wszystkiego było to, że w nowym liceum będę sama jak palec. Nie znam nikogo. Przyjaciółki obiecały mi, że przecież nic się nie zmieni i nadal będziemy się przyjaźnić. Mój chłopak, Andy, tak samo. Ale ja się łudzić nie będę. NIC nie będzie takie same po zmianie szkoły. A wiecie, co najgorsze? A no to, że moje oceny są tragiczne. Grozi mi nieprzejście do kolejnej klasy. Byłam przerażona myślą, że po raz pierwszy w życiu mogę powtarzać klasę. Jeszcze na początku gimnazjum udało mi się załapać na świadectwo z wyróżnieniem. A teraz co? Aż strach myśleć, co będzie o mnie gadać dalsza rodzina, czyli różni wujkowie, ciocie i dziadkowie na rodzinnych spotkaniach i grillach. Do zakończenia roku został mi zaledwie nieco ponad miesiąc...


-Natalia, chodź tu. Musimy poważnie porozmawiać.-zawołała mnie mama. Aż dziwne, że przypomniała sobie o tym, że ma córkę. Teraz nasze rozmowy ograniczają się do kilkunastu słów dziennie. Niechętnie zeszłam na dół. Byłam już ubrana w piżamę, chociaż na zegarku widniała dopiero dwudziesta. Planowałam spędzić kilka godzin na samotnym oglądaniu ulubionego serialu. Mama siedziała na krześle obok stołu i karmiła Tosię. Miała bardzo poważną minę. Tata siedział z drugiej strony. Przed nim leżała jakaś kartka z tajemniczym tekstem, którego treści nie udało mi się rozszyfrować stojąc kilka metrów dalej. -Dzwoniła nauczycielka ze szkoły. Powiedziała, że twoje oceny są tragiczne. W ogóle się nie starasz. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie przejdziesz do kolejnej klasy. Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to poważne?-tym razem odezwał się tata. Stałam jak wryta nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Na co oni czekają? Na przeprosiny? Na to, że zaraz polecę do góry i będę siedzieć do nocy nad książkami? STARAM się, a nie jest to moja wina, że mi po prostu nie wychodzi. Materiału jest teraz taki ogrom, że aż słabo się robi. Jak zawsze, zresztą, pod koniec maja. Rodzice w ogóle nie zaoferowali mi pomocy. Tylko wymagają. Gdy proszę ich o pomoc, to nigdy nie mają dla mnie czasu. Jestem bardzo zazdrosna o młodszą siostrę, ale nie chcę po sobie tego pokazywać. -Co, mowę Ci odebrało?-zapytała mama. Rzeczywiście, ta chwila ciszy przerwana tylko krótkim, ale bardzo intensywnym kwikiem Tosi, która denerwowała się tym, że mama za wolno podawała jej kaszkę była bardzo, bardzo dziwna. Zbierałam słowa w głowie, bo szczerze nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Na szczęście tata zapobiegł kolejnej dłuższej chwili ciszy. -Chcemy wraz z mamą wysłać Cię na korepetycje z przedmiotów, z których kulejesz. Będziesz na nie uczęszczała w każdy wtorek, środę i piątek od 17:00 do 19:30, a jeśli będzie potrzeba, to nawet częściej. Zaczynasz od jutra, rzecz jasna. -Że co?! Dwie i pół godziny, trzy razy w tygodniu?-zamurowało mnie. -Dziwi Cię to, młoda damo? Weź się lepiej za naukę, bo wstyd nam pokazywać się z takim nieukiem na ulicy! wrzasnął tata. Poczułam wilgoć za oczami. Już po chwili wybuchłam płaczem i uciekłam do góry, do swojego pokoju. Było mi strasznie smutno. Czułam się tak żałośnie i nikt mnie nie pocieszył. Miałam wrażenie, że mój chłopak i najbliżsi przyjaciele coraz bardziej oddalają się ode mnie. Cholera, tak bardzo potrzebowałam teraz kogoś, kogo pokocham całym sercem, kto wesprze mnie w każdej sprawie, kto będzie dla mnie całym światem...

---------

Napisane: 01.08.2017

Już w kolejnej części (wyjdzie na dniach) Natalia pójdzie na korepetycje. Korepetycje, których z początku będzie nienawidziła, lecz które bardzo dużo zmienią w jej życiu...

Możecie napisać co warto zmienić czy też poprawić. Wszystkie komentarze czytam, za wszystkie wyświetlenia bardzo dziękuję ♥.

KorepetycjeWhere stories live. Discover now