Rozdział 4.2

7.6K 814 31
                                    

 Gdy wróciliśmy do apartamentu to od razu poszłam do swojej sypialni z której wzięłam ubrania na zmianę, ręcznik, szczotkę i inne przedmioty, które mogły mi się przydać. Z tym całym ekwipunkiem ruszyłam do łazienki. Najpierw się rozebrałam, a ciuchy położyłam na szafce. Pod prysznicem stałam jedynie pięć minut. Tyle czasu zajęło mi umycie się. Po wyjściu z kabiny wytarłam się puszystym materiałem, posmarowałam się balsamem i założyłam na siebie luźne spodenki i lekko zbyt dużą koszulkę. Na końcu poczesałam włosy. 

 Zanim opuściłam pomieszczenie to zdecydowałam pozostawić w nim wszystkie swoje mydła. Uznałam, że jeżeli miałam mieszkać z Roberto to mogłam trzymać swoje rzeczy w łazience. Nie widziałam sensu zanoszenia im tam za każdym razem. Było to dość niepraktyczne.

 Schodami zeszłam do kuchni. Byłam trochę głodna, więc przygotowałam sobie frytki, które znalazłam w zamrażarce. Zrobiłam sobie jeszcze do picia herbatę. To wszystko zaniosłam do salonu i postawiłam na stole. Wygodnie rozsiadłam się na kanapie kładąc na nią nogi. Pilotem włączyłam telewizor. Znalazłam jakiś serial, który był dość ciekawy. 

 Nagle pojawił się Włoch. Usiadł na fotelu i wpatrywał się w mnie.

 — Coś się stało? — zapytałam. 

 Niezbyt wiedziałam jak zareagować.

 — Nawet dobrze ci szło podczas wywiadu. — Oparł się o zagłówek.

 Tym mnie zaskoczył. Mogłam śmiało stwierdzić, że mnie pochwalił. To była rzadkość... Zastanawiałam się, czy to aby nie był pierwszy raz, gdy coś takiego do mnie powiedział.

 — Tobie również. — Napiłam się herbaty. — Wydawało mi się, że często musisz kłamać, mówiłeś te wszystkie bzdury bez zawahania.

 — Od tego zależy moja kariera. — Zasłonił dłonią usta i ziewnął. — Lepiej, żeby tobie nic się nie pomyliło. Konsekwencje nie będą ciekawe.

 Wiedziałam co mnie czekało, jeżeli ktoś odkryłby prawdę. Z tego powodu starałam się jak najlepiej grać swoją rolę. Miałam być idealną żoną. 

 — Dalej nie wierzę w to, że moja własna matka zrobiła coś takiego... — westchnęłam. — Zawsze była materialistką, ale nigdy aż tak bardzo, żeby zmuszać własną córkę do ślubu. Mam nadzieję, że ten rok szybko minie i wrócę do swojego dawnego życia.

 — Właściwie to zostało dziewięć miesięcy. Trzy miesiące temu braliśmy ślub, a warunkiem dostania spadku jest małżeństwo trwające rok. 

 Miał rację... Ale to nie zmieniało faktu, że to było dużo czasu. Zdecydowanie zbyt dużo... 

 Roberto wydawał się inny. Zmienił się po tym, gdy w moim rodzinnym domu jego babka wyjawiła swój plan razem z moją rodzicielką. Zdawał się być mniej zbulwersowany. Nie wrzeszczał na mnie. Jego uwagi nawet nie były uszczypliwe. Miałam nadzieję, że w takiej atmosferze dotrwamy do końca. Ja nie wchodziłam w jego drogę, a on na moją. To było najlepsze rozwiązanie. Planowałam ograniczać nasze widzenie się do minimum. Uważałam to za dobry pomysł.

***

 Następnego dnia zjadłam szybkie śniadanie i ubrałam się w dresowe spodnie i koszulkę. Dzień wydawał się średnio ciepły. Miałam zamiar trochę pobiegać. Jako małżonka milionera nie musiałam pracować. Z tego powodu nie miałam co robić. Siedzenie cały dzień w domu zdawało się nudne. 

 Postanowiłam ruszyć swój tłusty tyłek i trochę schudnąć. Tak dla własnej satysfakcji. Już widziałam siebie w lustrze, taką fit, wysportowaną. Do osiągnięcia tego celu wystarczyło jedynie nieco poruszać nogami. 

 Nie malowałam się. Miałam nadzieję, że jak będę bez makijażu, to nikt mnie nie rozpozna. A poza tym... Kto by się spodziewał hasającej, dzianej kobiety? Nikt.

  Z okna swojej sypialni miałam widok na park do którego miałam zamiar się udać. Idealne miejsce do wylewania potu. 

 Będąc na miejscu zaczęłam się rozciągać. Wyginałam się niczym jakiś wąż. Miałam tak wiele energii. Nawet nie wiedziałam skąd. Nowojorskie powietrze działało cuda. Ach te spaliny... 

 Bieganie było takie sobie. Czułam, że moja kondycja to dno. Po krótkim dystansie dostałam zadyszki. Dyszałam jak po maratonie. Pot się lał ze mnie litrami. Chudość wymaga poświęceń... Oczywiście jest inaczej w przypadku osób u których metabolizm nie jest leniwy. Mój był taki sam jak ja. Najchętniej to by leżał i nic nie robił. 

 Przez cały czas miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Za każdym razem, gdy się rozglądałam to nikogo nie widziałam. Chyba dostawałam jakiejś paranoi. Ubzdurałam sobie wszystko. Świadomość tego, że byłam w telewizji, sprawiała, że układałam jakieś chore scenariusze. Tylko czekałam na chwilę, aż otoczy mnie tłum paparazzi.

 Zignorowałam swój niepokój i ruszyłam do apartamentu. Chłodny prysznic spłukał ze mnie ten cały bród. Zauważyłam, że nigdzie nie było Roberto. Martwił mnie fakt, że drzwi były otwarte. Zgadywałam, że je takie zostawił. Pewnie w całym budynku aż się roiło od ochroniarzy. 

 Wzięłam swój laptop i położyłam go na kolana. Weszłam na stronę internetową swojego banku, aby sprawdzić saldo konta. Ku mojemu zdziwieniu było na nim o kilka tysięcy za dużo. Okazało się, że ktoś wpłacił na nie pieniądze. Nawet nie musiałam zgadywać kto... Brak pracy wiązał się z brakiem zarobków. Czyli musiałabym być wtedy w stu procentach zależna od Włocha. Nie chciałam go narażać na dodatkowe koszty. Wytrzymywanie ze mną musiało być wystarczającą irytujące... Zastanawiałam się nad tym kiedy stałam się taka dobroduszna dla niego. 

 Chyba ta cała sytuacja ze ślubem zmieniła lekko mój pogląd na świat. 

===================

 Przepraszam za moją nieobecność. Niestety ostatnio cierpię na brak weny. Z tego powodu ten rozdział jest takim typowym "zapychaczem", który nic nie wnosi do fabuły. 

 Postaram się bardziej regularnie dodawać rozdziały...

Mąż jedynie na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz