Adrenalina szumiała w jego uszach, a on nie dał wyprowadzić się z równowagi. To ma być najważniejsza misja w jego karierze w FBI. Najważniejsza, bo pierwsza i wszystko musi pójść zgodnie z planem, w przeciwnym wypadku może uznać, że się do tego nie nadaje, co nie jest oczywiście prawdą. Ma tu do czynienia tylko i wyłącznie z ludźmi. W Beacon Hills walczył z siłami nadprzyrodzonymi i dawał sobie radę. Tutaj powinno być mu o wiele łatwiej. A co jeśli nie jest? Jeśli najprostsze rzeczy przychodzą mu z większym trudem? "Uspokój się Stiles!" Powtarzał sobie przez całą drogę. "Uspokój umysł! Robiłeś to wiele razy." Bo robił, ale to były tylko ćwiczenia. Teraz będzie stawiał czoła prawdziwemu zagrożeniu. A co jeśli coś pójdzie nie tak i zakładnicy zginął? Jeśli on i jego koledzy z pracy zginął lub zostaną ranni? I to na jego pierwszej misji. Wszystkie testy poszły mu śpiewająco i z łatwością dostał się do służb FBI i jego tata był z niego dumny. Nadal jest, a co jeśli coś pójdzie nie tak i przestanie? "Dasz radę synu! Wierzę w ciebie." Powiedział mu to przez telefon, a teraz odtwarzają się w jego głowie, jak kaseta w zepsutym odtwarzaczu. Czekają pod drzwiami do starego, opuszczonego magazynu, aż dostaną sygnał i będą mogli zaatakować. Sprawy przedstawiały się następująco: Pięciu mężczyzn przetrzymuje trzy osoby, chodziło o jakieś porachunki polityczne. Porwali żonę i córkę prezesa dużej korporacji. Mężczyzna wynajął kogoś żeby zająć się sprawą po cichu, ale nie udało się i jego także wzięli za zakładnika. W końcu prezes skorzystał z pomocy policji, a ta z FBI i tak Stiles znalazł się tutaj.
- Pamiętajcie, że tam są cywile - usłyszał Stilinski. - Jeśli trzeba będzie, zastrzelcie napastników.
Złapał mocniej za swoją broń i poprawił nakrycie głowy. Serce biło mu ze zdwojoną siłą. Za chwile nie będzie już odwrotu. Praktycznie już nie ma, bo co niby ma zrobić? Stchórzyć i wycofać się z misji? Nigdy by tak nie postąpił.
- Wchodzimy - odezwał się jeden ze stojących obok mężczyzn i otworzył drzwi magazynu. Wszyscy, jak na znak, zaczęli krzyczeć, a napastnicy łapać za swoją broń. Stiles ruszył za kolegami i zaczął celować. Jego i kilku innych mężczyzn zadaniem było bezpiecznie wyprowadzić zakładników. Zobaczył w rogu klęczące trzy osoby. Mięli związane z tyłu ręce i kneble w ustach. Jego uwagę przykuł mężczyzna ze śladami pobicia na twarzy. Nie klęczał ze spuszczoną głową, jak żona i córka prezesa, jego głowa była dumnie podniesiona. Nogi Stilesa zaczęły tracić grunt pod nogami, ale nie mógł tego po sobie pokazać, podbiegł do mężczyzny. Niech koledzy zajmą się kobietami, w końcu i tak już to robią. On znał bruneta, nie widział go od lat i już dawno stracił nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Ukucnął przy nim i zaczął odwiązywać mu ręce i usta. Pomógł mu wstać i zaczął wyprowadzać go z pomieszczenia, kiedy drogę zagrodził im jeden z porywaczy. Tym razem nie było żadnego wahania w jego ruchach, musiał bronić zakładników, a już na pewno tego jednego. Podniósł broń i strzelił przestępcy w nogę, a on zatoczył się i upadł, chciał oddać strzał, ale reszta się nim już zajęła. Brunet ledwo trzymał się na nogach, więc Stiles opuścił broń i złapał go za ramię. Wyszli z pomieszczenia, pełnego gwaru, strzałów i krzyków. Ściągnął ochronę głowy i popatrzył na zakładnika.
- Stiles - zdziwił się brunet. - Co ty tu robisz?
- Właśnie miałem zapytać o to samo.
- Ja - zawahał się i nic więcej nie powiedział.
- Zniknąłeś i nie było z tobą kontaktu. Martwiliśmy się o ciebie.
- Nie potrzebnie.
Wyszli na zewnątrz, gdzie czekały na nich karetki. Posadził go na noszach, a ratownicy medyczni od razu się nim zajęli.
- Jak się pan czuje? - zapytała jedna z ratowniczek.
- Nic mi nie jest - odpowiedział.
- Muszę zapisać pana dane. Jak się pan nazywa?
CZYTASZ
Nekomanta. |Sterek|
FanfictionStiles wyjechał z Beacon Hills i pracuje w FBI, podczas gdy w rodzinnym mieście znowu dzieją się dziwne rzeczy. Na jednej z misji trafia na dawnego przyjaciela. Fan Fiction o tym, co dzieje się u Stilesa podczas gdy Scott i reszta mierzą się z kol...