5. Pożegnanie

580 73 3
                                    

-Kurwa, Camila, czy ciebie już pojebało do reszty?

-Słownictwo, Ally. Podobno wczoraj się spowiadałaś. - odparłam poważnie.

-Nie mów mi co mam robić! Chcesz żeby cię zabili brakiem tlenu? Serio? Kreatywniejszej śmierci nie mogłaś wymyślić? - mówiła coraz głośniej i coraz bardziej gestykulowała.

-Nie zabiją mnie, przecież ci tłumaczyłam. Uspokój się. Naprawdę doceniam to, że jesteś przy takim przegrywie jak ja od dwóch lat. Ale proszę, zrozum, że to moja życiowa szansa. Mam wybór. Albo wstawać od poniedziałku do piątku przez kolejne 56 lat o 5:30 i istnieć jako kolejny szary człowieczek z trudną przeszłością. Albo zacząć wszystko od nowa w świecie przyszłości i przejść do historii. Rozumiesz to? Dzieciaki będą się o mnie uczyć z podręczników.

-Od kiedy ty jesteś taką naiwną optymistką, co? A, zresztą, to twoje życie. Rób co chcesz. - wstała z kanapy i po prostu wyszła.

Czułam się źle z tym, że ją zawiodłam. Cholernie źle, ale już podjęłam decyzję i nie miałam zamiaru jej zmieniać.

Do ostatecznego dnia został miesiąc. Rzuciłam robotę i postanowiłam pozwiedzać trochę świata XXI wieku.

Mieszkałam po parę dni w Paryżu, Barcelonie, Berlinie i Rzymie oraz zwiedziłam Moskwę, Tokio i Sydney. W czasie podróży niczego sobie nie żałowałam, dzięki czemu wydałam kilkadziesiąt tysięcy. Mimo tego, na koncie znajdowała się jeszcze całkiem spora suma. Większość przekazałam na organizacje charytatywne, a resztę zapisałam Ally i dalekiej ciotce.

Wróciłam do swojego mieszkania dwa dni przed hibernacją. Próbowałam się jeszcze skontaktować z brązowooką, jednak bezskutecznie. Zamówiłam ostatnią pizzę, którą zjadłam sama i obejrzałam kilka filmów. Czas zleciał mi bardzo szybko i zanim się obejrzałam jechałam już taksówką w stronę wybrzeża. Suremac miał odpłynąć z portu w Bostonie. Napisałam jeszcze SMSa z tą informacją do Ally. Dodałam, że dziękuję jej za wszystko co dla mnie zrobiła oraz przeprosiłam. Wiedziałam, że już nigdy się nie zobaczymy.

-Panienko, jesteśmy na miejscu. - oznajmił taksówkarz.

-Dziękuję. - wręczyłam mu należną kwotę i napiwek, po czym skierowałam się w wyznaczone miejsce.

Szłam około dziesięciu minut zanim ujrzałam tamtego giganta. Na pierwszy rzut oka pomyślałabym, że to jakiś super nowoczesny blok. Jednak unosił się na wodzie. Do niego przyczepiony był niewielki, zwyczajny statek, po którym poruszało się kilkoro ludzi. Na brzegu ujrzałam spory tłum, a nawet kilka kamer telewizyjnych. Podeszłam do jakiejś kobiety z marynarką z napisem New Pilot. Zaprowadziła mnie do prowizorycznej budki i kazała zaczekać. W środku nikogo nie widziałam, panowała cisza i spokój. Po chwili do pomieszczenia wpadł łysy mężczyzna koło czterdziestki w garniturze. Bardzo ucieszył się na mój widok. Przedstawił się jako prezes firmy i pomysłodawca projektu HIBER 119. Po okazaniu mojego dowodu osobistego zaprowadził mnie na pokład mniejszego statku i wyjaśnił, że przyszłam jako pierwsza, więc muszę zaczekać na resztę. Nigdzie mi się nie śpieszyło, więc usiadłam obserwując krzątających się ludzi.

-Camila? - wydawało mi się, że się przesłyszałam. Odwróciłam się i wpadłam jej w ramiona.

-Ally! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - nie chciałam jej puścić, więc stałyśmy tak dłuższy moment.

-To ja powinnam cię przeprosić. - wypaliła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Nie chcę rozstawać się z tobą w taki sposób. Wolę, żebyś przypomniała sobie o starej Brooke za te wszystkie lata i zapaliła lampkę na moim grobie. Może odnajdziesz moich prawnuków i opowiesz im jak wspaniałym człowiekiem byłam. - obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.

-Och, wariatko, nigdy o tobie nie zapomnę. Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra. - Wtuliłam się w nią i siedziałyśmy bardzo długo w komfortowej ciszy.

-Przepraszam, czy któraś z pań to pani Cabello? - obie podniosłyśmy wzrok na mężczyznę z długimi włosami i kombinezonie jak z jakiegoś filmu science-fiction.

-Tak, to ja. - odpowiedziałam.

-Proszę za mną, odpływamy za 10 minut.

-Oczywiście, już idę.

Przytuliłam jeszcze mocniej moją przyjaciółkę.

-Będę tęsknić. - powiedziałyśmy w tym samym momencie i znowu się zaśmiałyśmy.

Patrzyłam jeszcze, jak opuszcza okręt i spod mojej powieki wpłynęła mała łza.

Mężczyzna zaprowadził mnie do strzeżonego kodem korytarza. Otworzył masywne drzwi i po chwili znaleźliśmy się w przestronnym, nowoczesnym pomieszczeniu. Na ławkach po obu stronach siedzieli ludzie z plakietkami, na których widniało ich imię i nazwisko. Niektórzy rozmawiali ze sobą, inni z uwagą obserwowali otoczenie. Domyśliłam się, że są to śmiałkiwie, z którymi miałam się obudzić w przyszłym wieku. Na samym końcu stał łysy facet, którego widziałam jeszcze na lądzie.

-Pani Cabello jest już ostatnia. Mamy dwadzieścia osób. - pan w dziwnym kombinezonie zwrócił się do tamtego.

-Wspaniale. Czyli możemy już wypływać. Pani Camilo, proszę usiąść w tamtym miejscu i przypiąć to do ubrania. - podał mi plakietkę i pokazał dłonią na miejsce na końcu ławki. - Zanim dopłyniemy na miejsce może upłynąć około 3 godzin, więc może pani porozmawiać w tym czasie z pani sąsiadką.- posłał mi uśmiech.

Wykonałam jego polecenie i spojrzałam na moje prawo. Siedziała tam najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałam.

Pod wodą (Camren/girlxgirl) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz