Rozdział 3. Gorące sytuacje ugaszą zraszacze pożarowe

44 7 3
                                    

Był sztorm. W samym jego centrum, na gigantycznych falach niesiony był nieduży, drewniany statek. Za jego sterem stał wysoki, wychudzony mężczyzna o kępie potarganych blond włosów. Mimo wszelkich starań, by utrzymać kurs, łódź znosiło coraz bardziej na boki.
Nagle postać przybrała skuloną pozycję, zasłaniając głowę ręką, jakby trzymając tarczę. Potężna ściana wody rozprysła się w momencie i lunęła słonym deszczem na pokład. Kolejne uderzenie wciągnęło w otchłań większość drewnianych pudeł.
Nie uda ci się przeżyć, śmiertelniku.
Kobiecy głos rozbrzmiał jak jeden z grzmotów, które rozległy się w oddali.
— Błagam, Weso, pozwól mi się spotkać chociaż ostatni raz z moją córką!
Piorun przeszył niebo. Podmuch wiatru odsłonił kościstą, zmarnowaną twarz ojca.
Dobrze wiedziałeś, że łamanie praw kończy się śmiercią. Teraz twoja córka musi dowieść, że jest godna noszenia znamienia morza. Jeśli jednak postanowi wybrać pocałunek ognia, dokończysz żywota.
Z ust ojca padło jeszcze kilka niezrozumiałych liczb, po czym kolejny piorun rozświetlił niebo, kończąc sen.

Obudziłam się z gorącym czołem i strużkami potu, ściekającymi po skroniach.
Słowa bogini krążyły mi po głowie, a przez myśli ciągle przechodził mi widok taty. To tylko sen, pomyślałam. Rzuciłam okiem na zegarek stojący na komodzie i z odetchnęłam z ulgą, wiedząc że mam jeszcze dwie godziny, zanim mama przyjdzie mnie obudzić.
Poszłam do łazienki przemyć twarz zimną wodą.
— Czy to wszystko dzieje się naprawdę? — spytałam cicho sama siebie.
Dopiero po chwili dostrzegłam, że napuściłam wody do zlewu. Spojrzałam na mętne odbicie mojej twarzy – szaro-niebieskie oczy, które wydawały się teraz bardziej podkrążone niż zazwyczaj, pryszcze, które rozciągały się na prawie całą linię poniżej włosów, a także krzywy nos, który złamałam wjeżdżając z impetem w drzewo, kiedy uczyłam się jeździć na rowerze.
Kapanie wody z niedokręconego kranu wyrwało mnie z zamyśleń. Nasunął mi się jednak pewien pomysł. Podeszłam do wieszaka i z kieszeni kurtki wyciągnęłam srebrny naszyjnik. Założyłam go na szyję po raz pierwszy i z rozczarowaniem stwierdziłam, że nie odczułam niczego specjalnego.
Wróciłam do łazienki i wyciągnęłam rękę przed umywalkę. Skupiłam się, wyobrażając sobie, że woda się unosi. Spięłam mięśnie całej ręki, wytężyłam wzrok. Bezskutecznie. Wzięłam głęboki oddech i rozluźniona, spróbowałam ponownie. Tafla zmarszczyła się, a zaraz po tym pasemko uniosło się, formując w kulę. Uradowana, pobiegłam z nią do pokoju i próbowałam ją przekształcać. Najpierw w gwiazdę, później w serce, psa i kilka innych zwierząt. Nie spostrzegłam nawet, jak mama otworzyła drzwi i przystanęła, oparta o framugę.
— Nieźle ci idzie — powiedziała w końcu, a ja przestraszona upuściłam wodę na wykładzinę. Uśmiechała się od ucha do ucha, poprawiając ręką ramiączko czarno-czerwonej koszuli nocnej.
— Nieźle? To było bombowe! Ja...
— No tak, było bombowe. Chodź, coś ci pokażę.
Zdziwiona poszłam za mamą, która wyszła na podwórko. O tej godzinie słońce zaczynało wschodzić, a nad oceanem rozpościerało się pomarańczowe niebo, o czerwonych i żółtych chmurach.
Matka stanęła naprzeciwko mnie.
— No cóż, moja droga, mogłaś się podpisywać tam u siebie w pokoju, ale w bitwie nie przyda ci się umiejętność kształtowania zwierząt z wody. — Spaliłam buraka, na co się roześmiała. — Nie zrozum mnie źle, bo to nic złego. Jednak przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała użyć swoich umiejętności w walce.
Na te słowa, z lewej ręki mamy chlusnęła woda, zaś z prawej buchnął ogień. Wykonała kilka pchnięć płomieniami w przestrzeń, po czym z wielką zwinnością wycelowała w gasnące płomyczki.
— Ale... ale przecież...
— Tak, wiem. Dziwisz się, ponieważ władam dwoma żywiołami. Bo widzisz, kiedy się urodziłaś, część ciebie pozostała we mnie. Dar twojego ojca spotkał się z moim. Nie myśl sobie jednak, że jeśli hajtniesz się z kimś z rodziny ziemi, to będziecie żyć długo i szczęśliwie z gromadką dzieci. Ceną za takie mącenie jest bezpłodność i wyjątkowy pech. No ale cóż, nie planowaliśmy więcej dzieci, a z pechem nauczyłam się walczyć, więc to marna kara dla mnie od bogini Wesy.
— Dziś miałam sen — nie wytrzymałam, a mama podeszła do mnie bliżej i złapała mnie za barki. — Był sztorm, a na falach widziałam statek. Sterował nim... sterował nim tata.
Mama słabo się uśmiechnęła. Puściła mnie i grzbietem dłoni zgarnęła łzę spływającą po policzku. Napotykając jednak brak odpowiedzi z jej strony, ciągnęłam.
— Kończą mu się zapasy. Widziałam, jak fala zabiera część z nich. Nie wiem dokąd płynie, ale długo nie przeżyje — dodałam cicho.
— Nie podda się łatwo. Nigdy się nie poddawał. Ale to dziwne, nie mówił ci nic? Żadnych współrzędnych, żadnych nazw?
Oczywiście! Współrzędne! 43°56'20.2"N 172°09'57.3"W
— Podał, podał! — krzyknęłam, wyrwałam się mamie i popędziłam do pokoju. Koniecznie musiałam je zapisać i podać matce. Wydarłam kartkę z leżącego na biurku zeszytu i szybko zanotowałam cyfry, które po chwili jakby wyparowały z mojej głowy. Nie było to już ważne. Pierwszy raz od lat miałam informację, gdzie znajduje się mój tata.
Na kompletnym pustkowiu Oceanu Spokojnego.

Kiedy morze pozostawi swe znamięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz