1O. let's get written off, again!

804 50 35
                                    

Biorąc pod uwagę, że sama lubię czytać takie rzeczy, doszłam do wniosku, że zrobię pytania do bohaterów, także pod tym rozdziałem możecie pytać o wszytko, nie tylko bohaterów ale też mnie, jeśli chcecie.
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział.

🌹🌹🌹

Wróciłam do domu pieszo, mimo iż dom mój i Bradley'a dzieliło dziesięć kilometrów. Musiałam ochłąnąć. Tris zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę i przejmował się nawet najmniejszymi z moich problemów, a ja nie mogłam znów zaprzątać mu głowy. W końcu, miał teraz własne problemy z Sydney. 

Gdy weszłam do domu, zobaczyłam siedzącego w salonie Evansa, który przysypiał, oglądając w telewizji mecz koszykówki. Po cichu zdjęłam buty i poszłam do mojego pokoju, od razu rzucając się na łóżku. Zamknęłam oczy i biorąc kilka głębokich wdechów, próbowałam uspokoić wszytkie buzujące we mnie emocje, które od czasu opuszczenia przeze mnie domu Simpsona, nie wyparowały. Po chwili otwarłam oczy, a do moich uszu dobiegł dźwięk pukania w drzwi. Powiedziałam ciche "proszę" i uśmiechnęłam się, gdy w drzwiach zobaczyłam Tristana.  Chłopak podszedł i położył się zaraz obok mnie.

Nie trzeba było nic mówić - oboje doskonale wiedzieliśmy co czuje druga osoba, przez co przechodzi i jak bardzo przez to cierpi. Znaliśmy się w końcu dziewięć lat i mogliśmy powiedzieć, że wiemy o sobie wszytko.

- Jak z Sydney?- spytałam, na co blondyn cicho westchnął.

- Wydaje jej się, że może wszytkich kontrolować.

- Zawsze taka była, Tris.- powiedziałam, spoglądając na mojego towarzysza. Prawda była taka, że Sydney od początku próbowała go kontrolować, taki miała charakter, myślała, że skoro jest jej chłopakiem to wszytko jej wolno. Widzieli to wszyscy, ja, chłopacy, rodzice Tristana, a nawet rodzina Sydney. On jednak zawsze usprawiedliwiał to jej złym humorem, gorszym okresem, czy też traumą po śmierci dziadka, który zmartwychstał i umierał kilkanaście razy.

- Ona ostatnio jest nie do zniesienia, Phoe. Wczoraj na przykład, wymyśliła, że mam jeść Chmiel, bo to poprawia płodność.- wyznał, a ja nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.

- Przepraszam, ale...- zaczęłam, lecz nie potrafiłam przestać się śmiać. Tristan był raczej cichy i zamknięty w sobie, nie lubił mówić o swoich problemach, lecz za każdym razem gdy mówił o pomysłach Sydney, nie mogłam się powstrzymać. Nie wiedziałam, skąd ta dziewczyna bierze takie informacje, ale z jej zachowania można by utworzyć skecz kabaretowy.

- Bardzo śmieszne.- skwitował.- Lepiej powiedz, jak tam wybieranie garnituru z Bradley'em.

- Właściwie, to pojechaliśmy go tylko odebrać. Wyobrażasz sobie, że... Zaraz - zrobiłam przerwę, patrząc na Evansa.- ty wiedziałeś po co jedziemy?

- Ta, mówiłem mu, żeby powiedział ci prosto z mostu, ale on jak zawsze musiał być mądrzejszy.- stwierdził wywracając przy tym oczami, a na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech.

- Za nie całe dwa miesiące ślub.- westchnęłam, a mój uśmiech momentalnie zniknął, gdy zdałam sobie z tego sprawę.

- Tak dokładnie to 52 dni.- poprawił mnie.- Potem cały czas będzie się zachowywał jak rozwydrzona księżniczka?

- Za 52 dni się dowiemy.- odparłam wtulając się w chłopaka.

Byłam mu niesamowicie wdzięczna. Nie zostawił mnie wtedy, gdy przestałam być dziewczyną jego przyjaciela, ani teraz, gdy jego przyjaciel się żeni.

Chłopak objął mnie ramieniem, opierając swoją głowę na mojej.

- Jak my to przeżyjemy, Phoe?

- Tak jak do tej pory, Tris.

Gdy wstałam następnego dnia, blondyna już nie było, była za to kartka, magnesem przyczepiona do lodówki.

Spakuj się, jedziesz na weekend, mała.
Czekaj na chłopaków, oni wszytko ci wyjśnią.
Widzimy się jutro,

Tris

Zmarszczyłam brwi i niemal od razu zadzwoniłam do Jamesa.

- Świetnie, że wstałaś. Będziemy za kwadrans, pa! -powiedział, po czym się rozłączył, a ja jeszcze przez chwilę stałam otumaniona, z telefonem przy uchu.

Westchnęłam i poszłam do swojego pokoju. Z szafy wyjęłam torbę, po czym zaczęłam pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy skonczyłam poszłam do łazienki po szczoteczkę i pastę do zębów, w tym samym czasie usłyszałam dźwięk dzwonka i otwierających się drzwi. Spakowawszy się zapięłam zamek torby i przywitałam się z chłopakami.

- Więc co to za niespodzianka, o której znowu nie mogę wiedzieć?- spytałam zakładając czarne Vansy.

- Właściwie to nie jakaś bardzo niespodzianka.- stwierdził Connor, opierając się o komodę, która stała w przedpokoju.- Po prostu stwierdziliśmy, że wszyscy potrzebujemy odpoczynku i przełożyliśmy wyjazd tydzień przed. Alice coś nie pasowało, więc tym lepiej dla nas.- zaśmiał się.

- Bradley jedzie bez niej?- spytałam, mając nadzieję, że w końcu będę mogła spędzić czas z moimi przyjaciółmi i nikim więcej.

- Yup, a Tris dojedzie jutro z rana, bo ma jakieś ważne sprawy do załatwienia.- mówiąc to Szkot wywrócił oczami, uśmiechając się.

Uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym zamknęłam drzwi kluczem i powędrowałam za nim do auta Jamesa.

- No hej, księżniczki!- powiedziałam radośnie, siadając w samochodzie.

- No hej, śpiochu!- powiedział McVey, naśladując mój głos, co, szczerze mówiąc, nie najlepiej mu wyszło, po czym zwrócił się do nas wszystkich.- To ma być najlepszy weekend w naszym życiu, jasne?- spytał,  a my tylko przytaknęliśmy. Każdy z osobna i wszyscy razem wiedzieliśmy, że z blondynem nie opłaca się dyskutować.- Nasze gołąbki rozumieją, że nie chcę słyszeć żadych kłótni?- mówiąc to, spojrzał znacząco na mnie i na Brada, a gdy żadne z nas nie zaprotestowało, odwrócił się i odpalił samochód.

Mimowolnie spojrzałam na bruneta, siedzącego obok mnie i oparłam głowę o szybę, zastanawiając się, co takiego zaprzątało mu głowę. Ewidentnie coś było nie tak. Był nieobecny, tak, jak gdyby jego myśli wyparowały gdzieś zupełnie daleko, zostawiając jego ciało na pastwę losu. W pewnym momencie jego usta drgnęły, układając się w najbardziej niewinny uśmiech, jaki byłam w stanie sobie wyobrazić.

- Czemu nie robisz tego częściej?- spytał, a ja, poraz kolejny tego dnia, zmarszczyłam brwi.

- Czego?- spytałam, przeczesując dłonią włosy i dochodząc do wniosku że nie długo będę musiała je ściąć.

- Czemu już nie patrzysz w taki sposób?- zadał pytanie, które, choć z pozoru nie miało żadnego sensu, stało się dla mnie zagadką. Nic chodziło już tylko o to, że nie rozumiałam mojego przyjaciela, ale też i to, że nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.

Kątem oka spojrzałam w lusterko, w którym widać było uśmiechniętego Connora, który bacznie się nam przyglądał.

- Nigdy nie zaczęłam patrzeć inaczej, Brad.

🌹🌹🌹
Tradycyjnie mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, w komentarzu możecie zadawać pytania do Bohaterów 😉

Zapraszam też do moonlightbae_kl na FF o Tristanie "I got my shades on"

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz