Ajajaj, wybaczcie za poślizg, rozdział pojawiłby się wcześniej, gdyby nie fakt, że mieszkam na wsi i mam pełne ręce roboty.
Tak czy siak - endżoj! :)
Gabriel jak powiedział, tak zrobił. Już o dziewiątej rano następnego dnia, kiedy Lucyfer skoczył do sklepu na zakupy, a Dean i Castiel siedzieli w kuchni, zadzwoniła komórka starszego Miltona, którą ten zostawił na kuchennym blacie. Blondyn zerknął znad swojego laptopa na drobnego siedemnastolatka, a ten rzucił mu bystre spojrzenie wielkich niebieskich oczu i sięgnął po wibrujące urządzenie.
- Halo? - odezwał się po zaakceptowaniu połączenia, gdy tylko zauważył imię swojego drugiego starszego brata na wyświetlaczu.
W tle dało się słyszeć charakterystyczny dla dużego miasta szum samochodów i gwar rozmów; Gabriel odpowiedział głośnym "hej, Cassie", przez które nastolatek musiał nieco odsunąć telefon od ucha.
- No hej, co tam? - zapytał już z uśmiechem, spoglądając na zaintrygowanego Deana.
- Jestem już w Chicago - oznajmił Gabriel, a gdzieś pomiędzy jego słowami rozległ się trzask zamykania samochodowych drzwiczek; wkrótce wielkomiejski hałas został stłumiony do minimum. - I jeśli podasz mi adres, to zaraz u was będę.
- Daję ci Deana do telefonu, on ci go poda - odparł i zanim Winchester był w stanie zaprotestować, Castiel z niewinnym uśmieszkiem wcisnął mu urządzenie w ręce. Blondyn z niezręcznym grymasem przyłożył je do ucha.
- Em, cześć - odchrząknął, wolną ręką nerwowo poprawiając włosy.
- Witam - usłyszał w odpowiedzi, wyjątkowo radosny głos równocześnie speszył go i rozluźnił. - Byłbyś tak łaskaw i podał ulicę? Jakiś żul chyba zamierza poprosić mnie o grosza, więc wolałbym już stąd spływać.
- Jasne, jasne - odmruknął i prędko rzucił dokładnym adresem; kiedy Gabriel potwierdził, że usłyszał, oddał komórkę w ręce Castiela, z powrotem zagłębiając się w lekturę recenzji o najnowszym horrorze, który miał niedługo trafić do kin. Czytał, ale tylko z pozoru - kątem oka obserwował bowiem bruneta, uśmiechniętego w szczególny sposób, tak beztroski i lekki, iż na ustach Deana samoistnie pojawił się delikatny, szczęśliwy grymas.
- Będę za... jedenaście minut, jak mówi nawigacja - oświadczył Gabriel. - Swoją drogą ma całkiem niezły głos, wiesz? Ciekawe, jak wygląda jego właścicielka...
- Dobra, Gabe, jedź - zaśmiał się Castiel, podpierając ręką podbródek. - Uciekaj od żula i przestań rozmyślać nad nawigacją, bo nie otworzę ci drzwi do domostwa.
Gabriel wymamrotał coś niezrozumiałego, zarechotał, po czym rozłączył się, zostawiając swojego braciszka samego z o siedem lat starszym mężczyzną.
- Niezły charakterek - burknął wspomniany osobnik, nie odrywając wzroku od konkretnej linijki tekstu, którego i tak nie rozumiał.
Castiel przeniósł na niego świdrujący wzrok. - Najciekawszy z nas wszystkich.
- Nie byłbym tego tak pewien - szepnął do siebie Dean, ale na szczęście Milton nie dosłyszał; Bogu dzięki, że akurat w tym momencie zamek w drzwiach wejściowych zachrobotał.
Parę sekund później w niewielkim pomieszczeniu pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Lucyfer z dwoma siatkami zakupów z Wal-Marta i Dean zaczął się poważnie zastanawiać, czy ten psychopata był w stanie choć raz uśmiechnąć się jak stabilna psychicznie osoba.
CZYTASZ
Chłopak z gitarą || Samifer
FanficDrewno jest delikatne i pięknie brzmi, wiesz? Jeśli wiesz, co zagrać, jak zagrać, możesz tchnąć w nie życie. Możesz opowiedzieć własną historię, przenieść wszystkie swoje emocje i przeżycia, zrzucić z siebie ciężar... To cudowne uczucie.