Wieczór był ciepły i suchy. Skwar nie lał się już z nieba, ale nawet rosa nie chciała pożywić wyschniętych traw porastających równiny. Ponad pofalowanymi pagórkami zapalały się pierwsze gwiazdy. Zorza barwiła horyzont szkarłatem. Cykady grały gdzieś w krzewach laurowych.
Siedziała na werandzie, ze wzrokiem utkwionym na drogę biegnącą miedzy wzgórzami i w przybliżającym się powoli czarnym punkciku. W jej ramionach spoczywała spokojnie mała istotka, patrząca na swoją rodzicielkę bursztynowymi oczami.
Dziecko wsadziło sobie do małych usteczek piąstkę i zaczęło ją zapamiętale ślinić.
- Hej, to nie wypada małej damie oblizywać palów – wyszeptała matka, próbując zniechęcić małą do obgryzania własnej dłoni. Kobieta przeniosła wzrok na horyzont, z powrotem na jeźdźca, który zbliżał się do posiadłości.
W drzwiach pojawił się Antonio.
- Zgodnie z planem – odezwał się, pozostając w progu. Ernedis posłała w jego stronę zmęczony uśmiech.
- Nie musisz nas pilnować, nawet z tej odległości go poznaję.
- Wiem, że nie muszę, ale wolałbym sobie oszczędzić jego marudzenia – odparł jej mężczyzna zachodząc z werandy na spotkanie przybysza.
Chwilę potem podróżny już oddawał mu cugle swojego konia, pokonał schody dzielące go od kobiety po dwa na raz i wreszcie wziął ją w ramiona. Ostrożnie, żeby nie zgnieść dziecka.
Pocałował Strażniczkę łapczywie, potem uśmiechnął się do zawiniętej w kocyk dzieciny.
- Jak się ma mała prinsesita?
- Tęskni za tatusiem – odparła z uśmiechem matka.
- No ma się rozumieć. Gdybym miał tak przystojnego ojca też bym tęsknił.
Mężczyzna poprowadziło obie swoje panie do wnętrza domu. Zabrał małą z rąk matki i zaczął ją huśtać, potem podrzucać, aż dziecko zaczęło zaśmiewać się w jego ramionach.
- Tym razem zostanę na dłużej – posłał uśmiech w stronę Eris. Po jej minie, wiedział, że jest sceptycznie nastawiona. Cóż, nie raz niespodziewane okoliczności odrywały go od rodziny. Ale ona nigdy nie robiła mu z tego zarzutów. W sumie oboje dostali więcej, niż mogli sobie zamarzyć.
- A co słychać w wielkim świecie?
Zevran odłożył śmiejącą się wciąż córkę do kołyski, lekko potrącił mebel nogą, aby się bujał.
- Wszystko wskazuje na to, że to Anders narozrabiał. Hawke staną w obronie kręgu, zabił Meredith, tyle wiem na pewno.
Erendis potarła skronie. Wieści z Kirkwall dolatywały na prowincję bardzo mgliste i zniekształcone. Słyszała plotki o wybuchu w Zakonie i chodzących rzeźbach w Katowni, oraz o tym jak Czempion Kirkwall zamienił Komtur Standard w posąg.
- To nie przejdzie bez echa – powiedziała podchodząc do Zevrana. Przytuliła się do niego, po chwili spojrzała w kołyskę, gdzie niczego nieświadoma mała Aliste próbowała ugryźć własną stopę.
- Tu będziemy bezpieczni – usłyszała uspakajający głos elfa.
- Obyś miał rację.
.............
I tak dotarliśmy do zakończenia DAII .
Tu kończymy...
ale....
.... nie tak całkiem.
W przygotowaniu następna część.
Tylko na jakiś czas rozstajemy się z tą parą.
Nie bądźcie leniuszkami i zostawcie komentarze, to może bardziej się zmobilizuje do pisania.
CZYTASZ
Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)
Fanfiction(Część 2 uniwersum Eris&Zev) Wydawać by się mogło, że nie pozostało już nic, jak tylko znikać w dusznej ciemności Głębokich Ścieżek. A jednak ona wybrała inny koniec, na ostrzu sztyletu kierowanego ręką skrytobójcy, w blasku bursztynowych oczu. Jed...