Rozdział 4

18 6 8
                                    

Rozdział nie sprawdzony za błędy przepraszam!


Wstałem wcześnie rano. Pewnie jakoś koło szóstej, co wywnioskowałem po delikatnej szarówce za brudnym oknem.

Przeciągnąłem się leniwie na łóżku i wyjąłem telefon spod poduszki. Niby nie wolno nam posiadać komórek, czy innych przedmiotów, które umożliwiłyby nam kontakt ze światem zewnętrznym, ale kto by się tym przejmował.

Wszyscy mają głęboko w dupie panujące tu zasady, więc co miałem niby odstawać od reszty tych szaleńców?

W mediach społecznościowych istniałem jako Josh Carten. Niby nic, ale jeśli doda się do tego fałszywe zdjęcie i dane nabiera to jakiegoś sensu. W dodatku dziękuję Bogu, że mój „kochany" tatuś posiadał dość popularne nazwisko i tym samym ja i w sieci uchodziłem za zwykłego nastolatka.

Włączyłem facebooka i od razu pokazało mi się kilkanaście powiadomień i kilka wiadomości, które od razu olałem.

Oprócz jednej.

Ta jedna należała od pewnej dziewczyny.

Dziewczyny wydawałoby się niebezpiecznej, ale czy tak jest naprawdę?

Sam na własnym przykładzie mogę wywnioskować, że nie należy oceniać książki po okładce, ale gdy przeczytamy wstęp mamy prawo stwierdzić o czym jest dana historia?

To zależy od wielu czynników, których nie mam zamiaru teraz opowiadać?

Wracając do rzeczy ważnych. Doskonale znałem tą dziewczynę, ale niestety tylko z opowieści. I teraz należy zadać pytanie. Czy aby na pewno mogę powiedzieć, że ją znam? A co dopiero, że znam doskonale.

Przecież sam powiedziałem, że nie można oceniać książki po okładce, a co właśnie robię?

Taka jest niestety ludzka natura. Nie ważne, jak bardzo byśmy się nie starali to i tak łatwo jest nam ocenić nastolatkę pchającą wózek z dzieckiem, czy jakiegokolwiek innego przechodniego.

Stuknąłem w okienko z powiadomieniem od niej.

„O której i gdzie chcesz dostać pieniądze, które winien jest ci Nathan?"

Taką treść zawierała jej wiadomość. Krótko zwięźle i na temat, czyli tak jak lubię najbardziej. Czysty interes.

„Tam gdzie zwykle o dwudziestej trzeciej"

Odpisałem, nie siląc się tak jak ona na jakiekolwiek uprzejmości. Nie zależy mi na jakiejś przyjaźni, czy miłości.

Prychnąłem na samą myśl o czymś tak nierealnym w moim życiu. Nawet o takim czymś nie marzę. To tak jakbym marzył o różowym jednorożcu, który zabrałby mnie w przejażdżkę po tęczy. Niedorzeczne. Żałosne.

Wyłączyłem telefon i wgapiając się w sufit, aż uśmiechnąłem się na samą myśl o zbliżającej się gotówce.

-Już nie śpisz- bardziej stwierdził niż zapytał Sed zaspanym głosem.

-Jak widać.

-Powiesz mi jak poszło ci wczoraj z McMilanem?- zaciekawiony usiadł na łóżku i zapalił porannego papierosa.

-Ale z ciebie chuj nawet się nie podzielisz- brunet wywrócił oczami i rzucił we mnie paczką czerwonych marlboro, i zapalniczką. Odpaliłem jednego szluga i zaciągnąłem się trującym dymem, który od razu wypełnił moje płuca. – Chujowo. Kasy nie było, a on sam był w takim stanie, że szkoda gadać. A wysłał do mnie tą swoją nowa dupę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 21, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

JedenaścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz