Szukał jej ponad miesiąc, podczas gdy ona przez ten czas próbowała wyleczyć się z tego dziwnego uczucia pustki i zapomnienia. Swoje osiemnaste urodziny spędziła sama, upiekła sobie tort, którego kawałek zjadła wieczorem, a na reszcie się wyżyła. Tak, biedne ciasto leżało rozgniecione na stoliku kawowym, gdzie Liv dokonała na nim egzekucji. Gniotła je, rzucała i uderzała. A to wszystko, by wyładować ukryte w niej emocje, trzymane przez długi czas wewnątrz, w sercu, z którego chciały się wyrwać. Potem tego żałowała, ale także dzięki temu mogła posprzątać, a sprzątanie całkowicie ją wyciszało. I tak pozbawiła się wzburzonych uczuć, wracając do normalnego stanu, jeśli można było nim nazwać wyprucie dziewczyny z emocji na conajmniej kilkanaście długich dni.
Większość czasu zajmowała jej praca i szkoła, a także sen; dużo snu. Mimo że wciąż co jakiś czas w jej marzeniach nocnych pojawiał się Jack, lubiła je, nawet bardzo. Przestała już płakać jak głupia. Wiedziała, że tym wcale nie przywróci chłopakowi życia. Była świadoma też tego, że powinna wrócić do swojego normalnego życia, zapominając o tym, co się stało. Powinna zacząć cieszyć się swoim życiem na nowo. Powinna znaleźć kogoś, kto zapełni jej tę pustkę, przez którą czuła się nieswojo.
*
Po długich, męczących poszukiwaniach chłopak nareszcie mógł być zadowolony ze swojej pracy. Znalazł oto miejsce zatrudnienia dziewczyny, całkiem przypadkowo, kiedy miał zamiar kupić swojej matce kwiatki na urodziny. Już chciał wejść do kwiaciarni, kiedy zobaczył przez szybę dziewczynę, która zaprzątała jego głowę niemal cały czas. Nie mógł się jej wyzbyć, mimo że już próbował, kiedy jego poszukiwania wciąż były bezowocne. Jednak ta drobna, zapłakana twarzyczka, którą zobaczył wtedy przed sobą, wciąż nawiedzała jego myśli, ilekroć miał zamiar się skupić czy też odpocząć po ciężkim dniu pracy w warsztacie ojca. Była jego uzależnieniem, choć widział ją tylko raz w życiu. A teraz...
Teraz widział ją tu - stojącą pośród rozkwitających, barwnych kwiatów, trzymającą w dłoni lilie, przyozdabiającą je białą wstążką. Nagle poczuł, jakby wszystko dookoła niego zniknęło. Ludzie przechodzący obok niego, dymiące auta za jego plecami, nawet hałas wywołany ruchem ulicznym. Wszystko jakby się zatrzymało i tylko ona zwinnie poruszała nadgarstkiem, owijając łodygi kwiatów, a jednocześnie rozmawiając z klientką. I naprawdę nie wiedział, czy to przez dziewczynę, na którą tak intensywnie patrzył, czy przez silną woń kwiatów, wydostającą się przez otwarte drzwi kwiaciarni.
Zastanawiał się przez chwilę, czy na pewno chce tam wejść, jednak myśl o tym, że usłyszy głos dziewczyny, skutecznie go przekonała. Przekroczył próg niewielkiej kwiaciarni, jego ulubionej od bardzo dawna, i podszedł do lady, od której przed kilkoma sekundami odeszła starsza kobieta, dziękując dziewczynie za pomoc w wybraniu odpowiednich kwiatów. Uśmiechnął się lekko, tak jak zawsze to robił, by nie zrazić nikogo do siebie.
– Em... cześć – pierwsze słowo, jakie miał wypowiedzieć, a nagle nie wiedział, jak poprawnie się do niej zwrócić. Liv podniosła wzrok ze swojego zeszytu na chłopaka i nagle zamarła. To znowu on... chłopak, którego obserwowała przez długi czas w szpitalu. Rozchyliła lekko usta, ale zaraz je zamknęła, kiedy zrozumiała, co właściwie robi. A wgapiała się w niego jak zaczarowana. Spuściła wzrok, udając, że bardzo interesuje ją to, co zapisywała w zeszycie.
– Cześć – odparła dosyć oschle, co zniechęciło chłopaka, ale nie poddawał się i chciał kontynuować rozmowę, jednak Liv uniemożliwiła mu to. – W czymś pomóc? – spytała już milszym tonem, jednak nie uniosła wzroku na klienta.
– Tak... chciałbym jakieś ładne kwiaty dla mamy – oznajmił zaraz, jednocześnie czując, że się stresuje. Nie tak miało wyglądać ich pierwsze, a w zasadzie drugie spotkanie. Nie wiedział czemu dziewczyna go ignoruje, a na jego widok przez chwilę tkwiła w bezruchu z miną, jakby zobaczyła ducha. Był zdezorientowany.
– Jakieś szczególne? – kontynuowała "wywiad", wychodząc zza lady i kierując się ku wazonom z kwiatami. Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, a tylko ciche westchnięcie, spojrzała na chłopaka. – Frezje? Gerbery? Może wolisz róże? – dopytywała i pokazywała mu kolejno wymieniane rośliny.
– Nie znam się na kwiatach... – wyznał, na co dziewczyna uśmiechnęła się miło i wybrała mu mały bukiet złożony z szafirków i ostróżki, który związała jasnoniebieską wstążką. Gotowy podała mu do ręki i poprosiła należne pieniądze, które zaraz dostała. Cały czas lekki uśmiech nie schodził jej z twarzy, a ona sama nie wiedziała czy to dlatego, że chłopak kupował bukiet swojej mamie, czy jego szczerość co do wiedzy o kwiatach tak ją ucieszyła. Czasem bowiem zdarzali jej się klienci, którzy nie mieli pojęcia o kwiatach i dobrych połączeniach w bukietach, a mimo wszystko wymądrzali się, co potem skutkowało ponownym tworzeniem bukietu, tym razem tego prawidłowego, który bardziej cieszył oko kupujących niż ten, który sami stworzyli.
– Dzięki za pomoc... Jestem Shawn – podał jej dłoń i spojrzał w jej oczy. Dziewczyna wahała się chwilę.
– Livia – powiedziała wreszcie, po czym uścisnęła jego rękę. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale szybko to przerwali, gdy do kwiaciarni wszedł nowy klient. Shawn chwycił bukiet oburącz i jeszcze raz spojrzał na lekko zarumienioną dziewczynę.
– Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – powiedział, po czym wyszedł z budynku, pozostawiając Livię z kompletnym mętlikiem w głowie. Przez resztę dnia dziewczyna myślała tylko o tym miłym, przystojnym chłopaku, którego przypominały jej szafirki stojące w wazonie najbliżej lady.
Shawn za to przez resztę dnia myślał o dziewczynie, a że nie potrafił inaczej zaradzić na buzujące w nim emocje jak pisać, stworzył więc kolejny tekst piosenki, w którym opowiadał o miłości od pierwszego wejrzenia i dziewczynie schowanej wśród kwiatów.
CZYTASZ
Not he || mendes
Teen FictionLivia ma zaledwie siedemnaście lat, kiedy jej chłopak ginie w wypadku. Jego serce i inne narządy nie są uszkodzone, więc lekarze chcą z tego skorzystać. Chłopak staje się dawcą. Oddaje swoje zdrowe serce komuś, kto go potrzebuje. Komuś, kto ma zastą...