Terrible ten

260 17 4
                                    

Choć na pierwszy rzut oka, wydawało się, że kupienie swojej przyjaciółce prezentu na urodziny nie jest jakimś problemem, ja myślałam, że się poddam już w przeciągu pierwszych trzydziestu minut.

-Mam pomysł- powiedział Brad, a ja natychmiast jęknęłam

-O Boże...

Nie dość, że nie mogłam znaleźć nic, co nie miałoby związku z morzem, to jeszcze Brad ciągle wskazywał na jakiś wolno stojący niemal metrowy wiatrak wykonany z drewna.

-Gdybym był Hayden na pewno chciałbym taki mieć- stwierdził wskazując na niego ręką i widziałam że bardzo się stara żeby się nie zaśmiać

Spojrzałam na niego wzrokiem, który zdradzał więcej niż tysiąc słów, bo chyba nigdy jeszcze nie byłam na niego wkurzona. Jednak tak szybko jak zaczął żartować, a ja byłam coraz bardziej zrozpaczona, miałam ochotę wysłać go na Marsa.

-Hej, czy Macy nie chciała się z tobą spotkać?- spytałam, bo zaczynałam naprawdę być zmęczona

-Oczywiście, ale ty bardziej potrzebujesz mojej pomocy- uśmiechnął się,a ja bardzo próbowałam mu czegoś nie zrobić

Przeglądałam wszystkie możliwe stoiska, budki, sklepy i zaczynałam naprawdę wątpić. Chyba zrobię jej laurkę, pomyślałam i nie wiedziałam czy bardziej chce mi się płakać czy śmiać.

Zaczęłam się rozglądać wokoło, ciesząc się, że o tak wczesnej porze nie kręciło się zbyt wiele osób, więc mogłam przynajmniej uniknąć tłumów i przepychania się na ulicy.

Kolejna seria szkatułek wykonanych z muszelek, koszulek z durnymi napisami i tęczych spinnerów. Dziwiłam się, jakim cudem opłaca się im wszystkim prowadzić interesy, skoro wszędzie sprzedają dokładnie to samo.

Zmrużyłam oczy, żałując, że nie wzięłam okularów i spojrzałam na ostatnie budynki przy ulicy. W jednym z nich mieściło się Muzeum Bursztynów, co przywiodło mi pewien pomysł. Gdzieś musiał znajdować się jakiś sklep z biżuterią, nawet mały. Jeśli będę miała szczęście, wybiorę jej coś uroczego.

Z nowym zapałem, miałam już ruszyć w tamtym kierunku, ale wtedy usłyszałam moje imię z ust Brada i myślałam, że wybuchnę.

-Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał- mruknęłam i odwróciłam głowę.

Zamiast jednak jego uroczego, ale bardzo denerwującego uśmieszku zobaczyłam, że przyodział maskę niedźwiedzia. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym: naprawdę Bradley?, ale jemu to widocznie nie przeszkadzało. Podniósł rękę, prawdopodobnie próbując naśladować przybrane zwierzę, ale szczerze, słabo mu to wychodziło.

-Jednak bliżej ci do misia niż do niedźwiedzia, Simpson

-Dzięki, to bardzo motywujące- odparł i wreszcie ściągnął z siebie maskę

Odłożył ją na wieszak, a ja kątem oka dostrzegłam, że starsza pani, prawdopodobnie właścicielka stoiska bacznie nam się przygląda. Obawiałam się, że po tych zakupach z Bradem, nie będę miała już nigdzie wstępu. Tristan miał trochę racje z tym wewnętrznym dzieckiem, Bradley musiał wszystkiego dotknąć, wszystko zobaczyć i co się tylko da przymierzyć. Dziwne, że jeszcze nic nie kupił.

-Czy możesz choć na sekundę być poważny?

-Tylko na sekundę?- spytał zdziwiony, a potem dokładnie na sekundę stanął prosto z poważnym wyrazem twarzy

-Bradley!

-Uwielbiam doprowadzać cię do szału...

-Zauważyłam- westchnęłam- Po prostu chodźmy i miejmy to już z głowy

This Is Our Summer |bws|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz