{5} I can't help it that I need you

346 42 1
                                    

❝Jesteś wszystkim, co mam na myśli, kiedy jestem sama w łóżku❞

Lindsay

– Gdzie byłaś wczoraj rano? – przede mną stanął Connor. Zakaszlałam, gdy do moich nozdrzy dostał się mocny zapach nowej wody kolońskiej szatyna. Zaśmiał się i podniósł wyżej ręce, a większa ilości woni jeszcze bardziej mnie odurzyła.

– Idiota.

– Ładną wybrałem? – powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha i objął mnie ramieniem.

– Okropieństwo, cuchniesz gorzej niż po siłowni – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Przeciskaliśmy się przez tłum uczniów wychodzących ze szkoły, gdy przybiegła do nas Hannah.

– Czemu mnie okłamałaś? – naskoczyła na mnie od razu.

– Nie mam pojęcia o czym mówisz – odparłam, ściągając brwi.

– Rebecca chciała oddać ci zeszyt, powiedziałam jej, że poszłaś po coś do szafki, a ona powiedziała, że właśnie wracała i cię nie widziała – założyła ręce na piersi i patrzyła na mnie z wyrzutem. Westchnęłam, chciałam już zacząć się tłumaczyć, kiedy Connor się wtrącił.

– Pewnie się minęły – wybełkotał od niechcenia i przyciągnął nas do uścisku. Obdarowałam go wdzięcznym spojrzeniem, co od razu zrozumiał i puścił mi oczko. Wybuchnęłam śmiechem.

– Co? – zapytała Hannah, z jej twarzy też nie znikał uśmiech.

– Conn próbuje być gorący – wystawiłam mu język, śmiejąc się pod nosem.

– Idziemy na mrożony jogurt? – zaproponowała. Od razu się zgodziłam. 

Wiedziałam, że umknęła mi rozmowa z Hannah, ale Connor na pewno nie odpuści i będzie zamęczał pytaniami. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek dowiedział się o moim małym sekrecie, nawet przyjaciele. Postanowiłam oddać mu tę bluzę jak najszybciej, ale teraz cieszyłam się czasem spędzonym w kawiarni z moimi bliskim. Takie dni lubiłam najbardziej.

Gdy blondynka opuściła naszą dwójkę, ponieważ była umówiona z młodszą kuzynką na mecz koszykówki, chłopak zmierzył mnie wyczekujących spojrzeniem.

– Co? – zapytałam i włożyłam łyżkę pełną kokosowego jogurtu do buzi. 

– Wiesz o co chodzi.

– Nie wiem o co chodzi – powiedziałam chłodno i wolno, aby przekonać go, że jednak nie mam pojęcia o czym mówi, chociaż dobrze wiedziałam.

– Gadaj.

– Przecież mówię – oparłam głowę o rękę, napierając na drewniany stół.

– Im szybciej powiesz, tym będę bardziej wyrozumiały – uśmiechnął się.

– Kto powiedział, że potrzebuję twojej wyrozumiałości? – zapytałam, oddając uśmiech.

– Kochaniutka, ja już cię dobrze znam – stwierdził. Zatrzymał się, przemieszał jogurt i znów na mnie spojrzał.

– Smakuje ci? – wybuchnął śmiechem.

– Kłamać nie umiesz. Łatwo zorientować się, że usiłujesz zmienić temat. Dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? – wyrzucił zbyt głośno.

Klienci odwrócili się w naszą stronę, a szatyn posłał im przepraszające spojrzenie i wrócił do jedzenia. Miałam nadzieję, że przestanie już być tak dociekliwy, ale nie dawał za wygraną. Ja również. Tylko w przeciwieństwie do niego, dla mnie nie było to zabawne, a on bawił się w najlepsze. Jadł i ciągle wpatrywał się w moją osobę jak w fenomenalny obrazek, a to byłam tylko ja, próbująca uniknąć z nim kontaktu wzrokowego. Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej skrępowana i miałam ochotę zasunąć za sobą krzesło, pożegnać się z właścicielami i pójść do domu. Wstałam od stolika.

– Gdzie idziesz? – zapytał niemal od razu, gdy zmieniłam położenie.

– Zapomniałam, że mama kazała mi wrócić do domu wcześniej. Chce kupić kilka ciast... – uśmiechnęłam się. – I ciasteczka –dodałam po chwili, kiedy Connor intensywnie mi się przeglądał. – Znaczy upiec –zaśmiałam się nerwowo.

– Jesteś beznadziejna – zmarszczyłam brwi. – Mam na myśli, mogłabyś się bardziej postarać, wciskając mi lepszą bajeczkę - dodał. 

Opadłam wkurzona na krzesło i westchnęłam głośno.  

– Wyglądasz słodko z naburmuszoną miną – zagadał. Prychnęłam.

– Ale nie będziesz mnie oceniać? – wolałam się upewnić.

– Będę – posłałam mu piorunujące spojrzenie i skrzywiłam się lekko. – No co? Nie będę kłamać - burknął pod nosem.

– Powinieneś powiedzieć, że mnie nie ocenisz – mruknęłam niezadowolona.

– Nie mów, co powinienem. Jeśli zrobiłaś głupstwo to nie będę tego pochwalał.

– Myślisz, że da się to jakoś odkręcić? – szepnęłam bardziej do siebie. Connor przysunął się mnie bliżej. Pochylił się i położył obie ręce na moich kolanach, a nas dzielił tylko mały stolik.

– Jasne, że tak, Lindy – powiedział. Zapatrzyłam się w jego zielone oczy przez chwilę. Patrzył na mnie z prawdziwą troską w oczach. Poczułam ulgę z niewiadomych powodów i wiedziałam, że jak najprędzej muszę odnieść tę bluzę z powrotem do szafki Caluma. Nawet jeśli noce nie będą tak przyjemne, jak te ostatnie, w których spałam wtulona do bluzy bruneta i czułam się, jakbym była w jego ramionach. 

* cytat z piosenki zara larsson - wanna

miłego dnia/dobranoc

marta

hoodie // calum hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz