〰AURELIA〰
Nie wiedziałam, że młodych będzie tak trudno nakłonić, żeby sobie gdzieś pojechali. Cały czas biadolili, że nie mogą zostawić Paryża, bo w każdej chwili może nastąpić atak. Jednak wiedziałam, że to tylko marna wymówka, tak naprawdę to bali się zostawić miasto pod naszą opieką. Przecież tylko RAZ niechcący wywołałyśmy pożar. Tylko raz. Siłą musiałam ich wepchnąć do tego samolotu. Zasłużyli sobie na taki odpoczynek. Szczególnie że nie muszą się o nic martwić. Przez ten czas będą nocować w mieszkaniu, do którego dałam im klucze. Kupiłam je po okazyjnej cenie, kosztowało jedynie nieco ponad dwadzieścia milionów euro. Może i jest niewielkie, bo ma zaledwie niecałe pięćset metrów kwadratowych, ale z okien rozchodzi się cudowny widok na Central Park. Idealne miejsce dla młodych, mam nadzieję, że jeszcze nie zostanę babcią. Nie to, że nie chcę. Chcę i to bardzo, ale z tym mogą poczekać do ślubu.
- Gotowa? - zapytała przyjaciółka, wyrywając mnie z lekkiego zamyślenia.
- Gotowa. - odparłam pewnie.
Stałyśmy przed drzwiami do mieszkania starego Mistrza Fu. Wyciągnęłam rękę, żeby zapukać, jednak drzwi same się otworzyły.
Weszłyśmy do mieszkania Fu i od razu uderzył nas zapach kadzidła. Szczerze, to nigdy za nim nie przepadałam, zawsze był duszący i podrażniał moje drogi oddechowe. Dawno nas tu nie było, a mimo to nic nie zmieniło swojego położenia. Mieszkanie nadal było urządzone skromnie, bez żadnych zbędnych bibelotów, jedynie na ścianach wisiało kilka zdjęć w ozdobnych ramkach. Przedstawiały one bohaterów, którzy na przestrzeni dekad bronili Paryża. Nie poświęcałam zbytniej uwagi pozostałym herosom, skupiłam się na fotografiach przedstawiających mnie i Sabine. Łezka się w oku zakręciła na wszystkie te wspomnienia. Byłyśmy takie wspaniałe.
Kilka kroków dalej znajdowały się zdjęcia Czarnego Kota i Biedronki. Jedna z fotografi przedstawiała nasze dzieciaczki w dość dwuznacznej sytuacji. Czy oni nie mogą tego robić we własnym mieszkaniu? Chwila zaraz, skąd Fu ma to zdjęcie? On jest jakiś zboczony, czy jak?
- Witajcie, moje drogie. - przywitał nas, gdy weszłyśmy do salonu.
- Witaj, Mistrzu. - odpowiedziałyśmy.
Gestem wskazał, żebyśmy usiadły na poduchach przy niskim stoliku, znajdującym się na środku pomieszczenia. Bez słowa zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na dalsze kroki staruszka.
- Wiedziałem, że wrócicie. - uśmiechnął się.
Wstał od stolika i podszedł do wiekowego gramofonu stojącego na niskiej, brązowej szafce pod ścianą. Po chwili wrócił do nas z dwoma kanciastymi pudełeczkami wykonanymi z mahoniu. Na wieczkach wyryte były chińskie symbole.
- Nie mogę się doczekać! - pisnęłam ucieszona, gdy szkatułka, w której było moje Miraculum, spoczęła na stoliku przede mną. Odrazy pochwyciłam je w swoje dłonie.
- Ja też! - Sabine wydawała się równie podekscytowana, co ja. - To my już pójdziemy.
- Spiszcie się dobrze. - powiedział wesoło.
- Dziękujemy, Mistrzu. - pożegnałyśmy się i wyszłyśmy.
Kilkanaście minut później buszowałyśmy w supermarkecie za przysmakami dla naszych kwamis. Zgarnęłam z półki wszystkie paczki z suszoną żurawiną, bo Duusu jest od nich uzależniony i poszłam szukać przyjaciółki. Na szczęście wiedziałam, gdzie powinna być. Z tego, co mi kiedyś mówiła, to Trixx uwielbia precle. Przeszłam kilka sklepowych alejek, znalazłam ją przy regale z tymi właśnie przekąskami. Z jej wózka wysypywały się torebki z precelkami.
- To tak na zapas. - powiedziała z uśmiechem.
Podwiozłam ją do domu, a sama pojechałam do swojego. Gabiego nie było, bo miał jakieś ważne spotkanie w firmie. Z wszystkimi moimi zakupami weszłam od razu dokupami na podłogę sypialni, po odłożeniu toreb z za, usiadłam na łóżku i otworzyłam szkatułkę. Moim oczom ukazała się magiczna i piękna broszka, imitująca pawi ogon. Bez wahania wyjęłam ją z pudełeczka i przypięłam do mojej bluzki, tuż pod szyją. Łuna błękitnego światła rozjaśniła sypialnię, a po chwili małe, ciemnoniebieskie kwami, przypominające pawia, zmaterializowało mi się przed oczami.
- Aurelia! - stworek przytulił się do mojego policzka.
Kilka chwil później, stałam przed ogromnym lustrem w garderobie i podziwiałam swój bohaterski uniform.
Jak zwykle czułam się fantastycznie, będąc pod postacią Pawicy. Znów czułam, że mam te szesnaście lat, a nie te dwadzieścia dziewięć, które stuknęły mi niedawno. No dobra, trzydzieści dwa, ale to moje ostateczne słowo. (przypominam, że Adrien ma 19) Wyglądałam fantastycznie. Niebieskozielony kostium opinał moje ciało, a peleryna przypominająca pawi ogon, sięgała aż do ziemi. Do bioder przytwierdzone miałam wachlarze, po jednym z każdej strony i dodatkowo miałam jeszcze woreczek z proszkiem przywrócenia, dzięki, któremu mogłam cofnąć szkody wywołane przez sługusa tego pieprzonego Ciemka. Sabine oczyszcza Akumy, a ja naprawiam miasto.
〰ADRIEN〰
Już podczas podchodzenia do lądowania, zauważyłem, że Nowy Jork to piękne miasto, jednak nie tak piękne, jak Paryż. Oboje z fascynacją podziwialiśmy widok pod naszym samolotem, betonowa dżungla rozciągała się jak okiem sięgnąć.
Po wyjściu z samolotu i odebraniu bagaży chcieliśmy iść na złapać jakąś taksówkę, jednak po drodze do wyjścia, moją uwagę przykuł ubrany w garnitur mężczyzna trzymający tabliczkę z nazwiskiem Agreste. To pewnie sprawka mamy. Złapałem Mari za dłoń, splatając tym samym nasze palce i podeszliśmy do tego pana, wyglądającego na kierowcę bardzo ekskluzywnego środka transportu.
〰MARINETTE〰
Gdy podjechaliśmy tą cholernie wypasioną limuzyną po ten konkretny adres, wysiedliśmy z niej i zaczęliśmy wchodzić po schodach zapewne wiekowej kamienicy na samą jej górę.
Adrien trzymał nasze walizki, a ja otworzyłam mieszkanie. Po wejściu dosłownie oniemiałam. Myślałam, że to będzie skromne, niewielkie mieszkanie, bo pani Aurelia tak mówiła, a tymczasem lokum jest większe od naszego.
W sumie, co ja się dziwię, skoro po tej kobiecie można spodziewać się dosłownie wszystkiego.
👹👹👹
CZYTASZ
Ślubna Gorączka ||Miraculous|| ✔
FanfictionMłodzi szykują się do ślubu. Czy wszystko pójdzie zgodnie z ich planem? #325 w kategorii Fanfiction 01.10.2017r.