10. Masakra na Dworze Meyling

11.4K 806 171
                                    

Piękny dzień nie zwiastował brzydkiej nocy.

Choć się na to zapowiadało, wcale nie szalała straszliwa burza. Kilka przebłysków i szum deszczu. Dźwięk kropli odbijających się bezkarnie o wcześniej wymyte okna. To mimo wszystko wydawała się spokojna noc. Naprawdę w to wierzyłam.

Następnego dnia miał odwiedzić mnie Draco. Lubiliśmy snuć wizje naszego uczęszczania do Hogwartu. Wyobrażaliśmy sobie nauczycieli, korytarze i to, czego mogliśmy się uczyć. Na złotym zegarze - prezencie od ciotki Hilde - wybiła osiemnasta. O tej godzinie zwykliśmy jadać. Siedziałam obok Claire, a naprzeciwko miejsce powinna zająć Rila, która po raz kolejny spóźniała się na rodzinną kolację.

Ojciec wierzył uparcie, że to przez pogodę siostra się spóźniała, a wracała z treningu swojej drużyny. Zaczęliśmy bez niej. Z radością jadłam kawałek ciasta ryżowego z malinami, mimo narzekania Claire, że słodycze są niezdrowe, choć sama miała tych kawałków z trzy. Ojciec zaśmiał się i opowiedział jedną ze swoich przygód z Lucjuszem Malfoy'em. Był to dość z twarzy nieprzyjemny typ, a Draco nazywał go często wymagającym, co wskazywało na kompletne przeciwieństwo Narcyzy, będącej dobrą i troskliwą osobą.

Minęła kolejna godzina, potem druga. Kazano mi się położyć, ale nie mogłam zasnąć, więc tatuś przyszedł opowiedzieć mi bajkę. Na przestrzeni lat nie pamiętam o czym była. Mocno mnie do siebie przytulał. Miał kojący głos, a jego serce biło tak spokojnie, że naprawdę czułam się bezpieczna przy nim.

Ktoś zaczął głośno walić do drzwi, skrzaty zaczęły się dziwnie zachowywać. Podniesione głosy wyrwały mnie ze snu, ale wciąż byłam zaspana, gdy do mojego pokoju wbiegła przestraszona Claire. Po jej smukłym policzku spływała czerwona kropla.

- Dzięki bogu! Alice, ukryj się! W domu nie jest bezpiecznie!

Zerwałam się z posłania i rozejrzałam dookoła, szukając potencjalnej kryjówki. Szafa wydała się idealna i myślę, że Claire pomyślała o tym samym, bo mnie tam wepchnęła i zamknęła. Krzyki na dole ucichły. Claire trzymała w dłoni różdżkę.

- Co? Kto? Rila! Nie!

Błysnęło zielone światło zaraz po wypowiedzeniu dwóch brzydkich słów. Słów, które budziły mnie w nocy. Słów, które naprawdę ponad wszystko mnie przerażały. Ktoś podszedł do szafy. Przez cienką szparę widziałam niebieskie oko pozbawione emocji.

Świat zawirował. Nagle znalazłam się przy leżącej Claire, która mimo szturchania nie drgnęła.

- Claire! Claire!? Claire!!

Patrzyłam z nienawiścią na oprawce, bo doskonale go znałam.

- Dlaczego to robisz?! DLACZEGO?!

Nie uzyskałam odpowiedzi. Koniec różdżki wycelowanej we mnie zalśnił bladozieloną poświatą, z której posypały się iskry. Do mojego pokoju wbiegli na czarno ubrani ludzie w dziwnych i zarazem strasznych maskach. Na przedramieniu jeden z nich miał paskudny tatuaż z wężem i czaszką.

- Jej nie! Nie zabijaj jej! On ją chce!

Wykorzystałam chwilę. Zabrałam różdżkę w dłoniach. Pierwszy raz nie bardzo wiedziałam, jak jej użyć. Postanowiłam zaryzykować i powtórzyć jedyne zaklęcie, jakie dzwoniło mi w uszach. Wykrzyczałam je, choć miałam wrażenie, że to był cichy szept, zduszony przez szloch. Zalśniło światło i wtedy... znienawidziłam siebie.

Bo stałam się taka sama jak oni.

*****

- To znaczy? Kto zdradził?

Harley pokręciła głową, dając znak profesorowi od eliksirów, że i tak powiedziała więcej niż pozwalały jej usta, ciało i dusza. Przeprosiła za wszystko i wybiegła na korytarz. Sama wróciła do dormitorium, ale nie spała. Tej nocy, jak i poprzednich. W poduszce uwięziła swój płacz i łzy.

Pokazała ślad blizny na psychice, co podziałało, jak sok z cytryny na świeżą ranę. Wszystko wróciło. Poczucie winy miało naprawdę gorzki smak.

Następnego dnia na korytarzu, zaraz po obiedzie, zatrzymał ją Malfoy. Ciężko było powiedzieć, w jakim był nastroju książę swego domu.

- Benson. Rozmawiałem ze Snapem, podobno oddałaś już pracę.

- Zgadza się. A właśnie - sięgnęła do torby i wyjęła z niej zeszyt. Zielony. Podała mu go. - Twoje notatki.

Malfoy spojrzał na nią jak na kretynkę.

- Notatki? Ja ci nie dawałem żadnych notatek - obruszył się, a Harley westchnęła. Czy ten pacan wszystko musiał komplikować?

- Wiem, że nie, idioto - warknęła, wciskając mu zeszyt mugoli do rąk. - Sama je napisałam w oparciu o notatki Hermiony, by mój blef, że mi pomogłeś miał sens, więc trzymaj.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał. Nie mógł wiedzieć, że przyrzekła sobie mimo wszystko, że nie pozna on prawdziwego powodu.

Zrobiła to, bo o n wciąż o niej pamiętał. Odwiedzał jej grób, co roku. Cierpiał, nie wiedząc, że jego dawna przyjaciółka była tuż obok i właśnie wciskała mu zeszyt za złoty pięćdziesiąt.

- To się nazywa bycie miłym, Malfoy - odparła dumna z siebie, że nie wykrzyczała prawdy, cisnącej jej się na usta. - Mógłbyś kiedyś spróbować. A teraz pozwól... Luna ma mój budyń i chcę go dostać, żegnam.

Nim odeszła dwa kroki, złapał ją za łokieć i przyciągnął bliżej siebie, schodząc przy okazji dwóm trzecioklasistom z drogi.

- Posłuchaj, Benson, nie igraj ze mną! - Harley omal nie wybuchła śmiechem prosto w jego lekko czerwoną twarz. - Zrobiłaś to dla szantażu? Potter cię namówił? Chcesz mieć mnie w garści? Chcesz pieniędzy? Nie wyobrażaj sobie niczego, Benson!

Dziewczyna pacnęła go w czoło i wyrwała łokieć ze słabszego uścisku. Naprawdę stoczył się tak nisko, by ją o to posądzał? Miał jakąś chyba paranoję... jakby ukrywał sekret. Pomyślała tak, bo podobnie zachowywała się przez pierwsze tygodnie przesłuchań. Wszędzie widziała zagrożenie i karę za swój czyn, o którym jeszcze nikt nie wiedział.

- Ucisz się! Jesteś okropeczny! Chciałam po prostu być miła, kretynie, okej? Merlinie...

- Nie mów tak! - krzyknął poważnie.

- Co?

- ,,Okropecznie"? Co to za słowo?! Głupia jesteś czy jaka?! Nie wolno ci tak mówić!

- Bo co? Wielki panicz Malfoy tak mówi? Pf - pokazała mu język - idiota.

I odeszła. Szybko stracił ją z oczu wśród pozostałych uczniów. Próbował uspokoić dziwnie kołaczące serce. Przeszły go dreszcze. Schował trzęszące się dłonie do kieszeni. Był zły, zorientowany i... sam nie potrafił określić, jakie jeszcze uczucie targało jego duszą...

- Nie wolno ci tak mówić... - Wiedział, że tego już nie usłyszała. - Nie wolno ci mówić, jak ona...

,,Draco! Oddaj mojego misia! Jesteś okropeczny!"

I sam przepadł wśród uczniów, zawiedziony, że usłyszał to słowo, budzące do życia wspomnienia. By się nie rozkleić przy wszystkich, wolną ręką wytrącił Puchonowi książki i zaśmiał się siarczyście. Spojrzał na trzymany zeszyt.

- Głupia, Gryfonka.

Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz