〰8〰

3.7K 273 29
                                    

ADRIEN

Nowy Jork był pięknym miejscem, ale był też chaotyczny i bardzo niebezpieczny. Miasto dzień i noc mieniło się milionami neonów i billboardów. A wszystko to niesamowicie raziło w oczy. Spojrzałem na Marinette, która szła przytulona do mojej ręki. Moja cudowna. Pod wpływem impulsu, pocałowałem ją w skroń. Spojrzała na mnie, zaskoczona moim gestem, jednak po chwili uśmiechnęła się słodko i cmoknęła mnie krótko w usta. Jak zwykle było mi mało, więc przyciągnąłem ją do siebie i pogłębiłem pocałunek, co nie trwało zbyt długo, bo moja narzeczona postanowiła mnie od siebie odsunąć.

- Chcesz się spóźnić? - zapytała rozbawiona.

- Um. - zamyśliłem się na niby. - Tak. - znów chciałem ją pocałować, ale coś przykuło moją uwagę. Odwróciłem dziewczynę tak, żeby mogła spojrzeć na to, co ja. - Patrz. - wskazałem na billboard, który reklamował koncert Jaggeda Stonea w Madison Square Garden. - Idziemy? - zapytałem z nadzieją na to, że się zgodzi.

- To za dwa dni. - stwierdziła. - Na pewno nie ma już biletów.

- Chodź. - pociągnąłem ją za sobą.

Dobiegliśmy do ulicy. Na nic były jej pytania dotyczące tego, co mam zamiar zrobić. Złapałem taksówkę i prawie ją tam wepchnąłem, bo sama nie chciała wsiąść. Kierowca ruszył, gdy tylko podałem docelowy adres.

- A pokaz? - spojrzała na mnie. - Spóźnisz się.

- O nic się nie martw, Księżniczko. -pocałowałem ją w policzek. - I tak zamykam ten pokaz, więc na pewno się nie spóźnię.

Do tej pory myślałem, że to Paryż jest najbardziej zakorkowanym miastem na świecie. Teraz jednak zmieniam zdanie. Już dobre pół godziny stoimy w tym cholernym korku i nawet nie ruszyliśmy się o metr. Przyznaję, że trochę zacząłem panikować. Kiedy już miałem przyznać się do swojej porażki, taksówka ruszyła niemal z piskiem opon. Odetchnąłem. Ścisnąłem dłoń mojej narzeczonej, a ona się do mnie uśmiechnęła. Jak ja kocham ten jej cudowny i słodki uśmiech. Mam niesamowite szczęście, że mam ją przy sobie i, że to właśnie z nią u boku spędzę całe swoje życie.

Gdy tylko kierowca zaparkował pod halą koncertową, zapłaciłem należność za kurs i wyciągnąłem Marinette siłą z pojazdu. Dlaczego ona zawsze musi być sceptycznie nastawiona do moich pomysłów?

- I co teraz? - zapytała, rozglądając się po okolicy.

- Poczekaj tu. - nakazałem jej i pocałowałem ją w czoło.

MARINETTE

Jaki on jest uparty... Zostawił mnie na środku chodnika, a sam poszedł zobaczyć czy są bilety na koncert Jaggeda. Nigdy nie miałam okazji zobaczyć na żywo mojego ulubionego muzyka, dlatego fajnie by było, gdyby jednak te bilety były dostępne, ale pewnie tak, jak wcześniej wspomniałam, już ich nie ma.

Po raz czwarty spojrzałam na zegarek w telefonie. Nie było go już prawie pół godziny, a moja frustracja narastała bardzo szybko. Po raz kolejny sprawdziłam godzinę i z ciężkim westchnieniem spojrzałam w stronę, gdzie poszedł Adrien. Nie było go nigdzie widać. Kiedy moja cierpliwość i niepokój były już prawie na granicy wytrzymałości, zauważyłam jego złotą czuprynę. Szedł z kamienną twarzą, trzymając dłonie w kieszeni swojej czerwonej bluzy.

- Mówiłam, że nie będzie już biletów. - powiedziałam, gdy stanął przede mną. - Chodź, bo już się pewnie zaczęło. - pociągnęłam go za rękaw bluzy, jednak on się nie ruszył.

Poczułam jego dłoń na ramieniu, a dwie sekundy później stałam z nim już twarzą w twarz. Uśmiechał się do mnie łobuzersko. Po chwili zobaczyłam przed oczami dwa kawałki papieru, na których widniało nazwisko mojego ulubionego muzyka. Zaskoczyło mnie to.

- Chyba coś mi się za to należy. - mruknął uwodzicielsko i położył dłonie na moich biodrach, po czym przyciągnął mnie do swojego ciała. Ja jedynie złożyłam na jego policzku delikatny i czuły pocałunek, z czego nie był zadowolony.

- Chodź już. - znów pociągnęłam go za rękę. - Bo powiedzą, że Adrien Agreste jest niekompetentny.

W ostatniej chwili udało nam się zdążyć na pokaz. Pożegnaliśmy się zaraz po wejściu i każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Ja poszłam na widownię, a Adrien na zaplecze.

Blondyn uparł się, żebym mu towarzyszyła, co zrobiłam chętnie, bo w końcu za jakiś czas sama powinnam się tym zajmować, więc już teraz powinnam podglądać, jak to wszystko ma funkcjonować.

Pokaz trwał już w najlepsze, a z każdym kolejnym modelem, który przeszedł po wybiegu, stroje były coraz lepsze. Z niecierpliwością czekałam na Adriena. Kilka chwil później nadeszła nareszcie jego kolej.

Wyglądał niesamowicie. Zielone spodenki do kolan cudownie podkreślały jego oczy, a biała, lniana koszula idealnie opinała jego wysportowane ciało. Przez ramię miał przewieszoną ciemną marynarkę. Jego zazwyczaj żyjące własnym życiem włosy były teraz ułożone, ale nie ulizane, przez co wyglądał nieco jak taki typowy niegrzeczny chłopiec. Nie powiem, na jego widok zrobiło mi się trochę gorąco. Oh, ale co ja na to poradzę, skoro to mój Czarny Kot, czyli chłopak, dla którego straciłam głowę. Miałam miejsce akurat w pierwszym rzędzie na samym końcu wybiegu. Śledziłam uważnie każdy jego krok, gdy przystanął na chwilę, uśmiechnął się pod nosem i puścił mi oczko, a moje serce zaczęło niespokojnie łomotać pod żebrami.

ADRIEN

To był trochę męczący dzień, ale nareszcie mogę sobie odpocząć u boku mojej kochanej Mari. Leżeliśmy na łóżku i patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów, tak było dobrze.

- Nie lubię, kiedy tak na mnie patrzysz. - mruknęła i zakryła twarz dłońmi.

- Kocham cię. - wyznałem.

- Ja ciebie też, ale nie patrz tak na mnie. - nadal miała dłonie przyciśnięte do twarzy.

Przewróciłem ją na plecy, złapałem za jej nadgarstki i przyciskając je do poduszki, splotłem nasze palce. Pochyliłem się nad nią, a jej policzki przyozdobił delikatny róż, przez co wyglądała jeszcze cudowniej.

- Jesteś piękna i wspaniała. - powiedziałem, po czym ją pocałowałem. - Będę ci o tym ciągle przypominał.

- A twoje komplementy są tandetne. - zaczęła się śmiać.

Kocham ten jej słodki i dźwięczny śmiech. Ona jest idealna.

👹👹👹

Ślubna Gorączka ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz