- On cię lubi. - wypiszczała Kassie do słuchawki telefonu, gdy opowiadałam jej, o zdarzeniu na imprezie.
- Wcale nie. - wymamrotałam.
Kassie siedziała mi na telefonie już od godziny, zaczynało mnie to denerwować, bo miałam dzień wolny i chciałam zacząć sprzątać w mieszkaniu.
Wątpię, żeby Jamie mnie lubił. Jest zadziorny i lubi kobiety, to wszystko. Zapewne, do każdej dziewczyny z która chce się przespać zaleca się razem, ze swoim kiepskim poczuciem humoru. Właśnie dlatego, postanowiłam, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Na moje szczęście, nie zaczął mnie jeszcze nachodzić.
- Przyznaj Mais, jest przystojny. - wzięłam głęboki wdech i zastanowiłam się chwilę. Kassie miała rację, mimo jego wrednego charakteru, nie mogłam zaprzeczyć. Był cholernie przystojny.
- No może i jest.. - przyjaciółka zaczęła piszczeć do telefonu. - aleee, trzeba mieć jeszcze trochę oleju w głowie.
I tutaj, miałam stu procentowa rację.
Nigdy nie przepadałam za mężczyznami, którzy mają niski poziom inteligencji. Niestety Jamie należał do tej grupy, a szkoda. Mogłabym mu wybaczyć, jego kiepskie poczucie humoru, gdyby był mniejszym dzieciakiem.
Od przyjechania do Nowego Jorku, nie umawiałam się z nikim.
Więc nic dziwnego, że Kassie, miała mnie za wieczna dziewice. Z tego co pamiętam, a raczej z tego, co rodzice mi mówili, nie umawiałam się z nikim przed wypadkiem. Może w końcu, mogłabym przerwać ciągłą samotność i zacząć się z kimś umawiać.
- przecież masz się z nim kochać, a nie, obliczać zadania z matematyki.
Z moich zamyśleń, wyrwała mnie brunetka. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i wyłączyłam rozmowę z Kass, kolejna z brakiem inteligencji.
Była sobota, piękna jak na zimowy poranek i słoneczna sobota. Miałam zamiar, dzisiejszy dzień poświęcić na sprzątanie, zakupy i odpoczynek, w kompletnej ciszy.
Gdy tylko skończyłam sprzątać w swoim małym mieszkaniu, ubrałam się ciepło i wyszłam na nie za duże zakupy. Pensja pseudo barmanki, nie jest zbyt wielka, a życie w Nowym Jorku jest drogie. Za drogie, jak na moja pensję. W sklepie kupiłam mleko, ser biały i pieczywo. -Powinno starczyć na ten tydzień. -Mruknęłam sama do siebie i podeszłam do kasy.
Po zakupach stwierdziłam, że położę się spać a wieczorem zajdę do Josha na wino i jakiś film. On chyba jako jedyny, nie widział potrzeby zeswatania mnie z kimś. Gdy położyłam się na łóżko i już miałam zamykać oczy, po moim mieszkaniu rozszedł się głos dzwonka do drzwi.
- Kassie, jeżeli znowu przyszłaś by ślęczeć mi nad uchem, dlaczego powinnam wskoczyć Jamiemu do łóżka to..
Urwałam gdy otworzyłam drzwi. Natychmiast zamknęłam jadaczkę.
I kto tu teraz nie ma mózgu, co? - mruknęłam do siebie w myślach.
Brunet stał oparty o framugę drzwi, miał wymalowany uśmiech na twarzy. Spojrzałam na niego litościwie i podrapałam się w tył głowy, boże święty, jaka ja jestem głupia.
- Tak myślałem, że może być zabawnie, jak się zjawię. - puścił mi oczko i wpatrywał się we mnie.
- Dlaczego się pojawiłeś? - uniosłam brew do góry, próbując po sobie nie dać poznać, jak bardzo zażenowana jestem. Mężczyzna spojrzał na mnie i zrobił poważna minę.
- Miałem nadzieję, że dasz się zaprosić na spacer. - powiedział i bez wahania wszedł do mojego mieszka, spojrzałam na niego zdziwiona. - Jednak, nie wyglądasz na to, żebyś miała ochotę wyjść z domu. - spojrzał na moja bluzkę w myszkę mikki i krotkie spodenki. Zaśmiał się pod nosem. Co za tupet.
CZYTASZ
Drugi Raz "The things we lost"
Lãng mạnAna ścisnęła moją dłoń mocniej i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - jeśli wrócisz martwy, zabiję Cię. - powiedziała całkiem poważnie. Wyglądała na wystraszoną, jedną dłoń miała splecioną z moją a druga delikatnie dotykała czarnego pistoletu, któr...