[Iorveth x Saskia]
Przechadzała się właśnie uliczkami Vergen, robiąc codzienny obchód. I chociaż zabroniła łapać elfy, widziała właśnie jednego przywiązanego do słupa na środku placu. Ludzie zebrali się w luźnym półkolu. Trwało właśnie wymierzanie kary, ale pobity już nie krzyczał. Dwóch strażników tłukło go na zmianę skórzanymi pasami. Przyjrzała się przez ułamek sekundy zbiorowisku i dostrzegła czerwoną chustę na głowie karanego.
— Stać! — krzyknęła. — Co tu się dzieje?
Strażnicy na chwilę przerwali wymierzanie kary i podnieśli głowy w stronę kobiety. Panował upał i wszyscy byli obrzydliwie spoceni w swoich śmiesznych mundurach. Ich zapach czuła mimo dystansu, który dzielił ją od placu.
— Pani! — zaczął jeden niepewnie, przecierając czoło rękawem. — To elf i do tego złodziej. Według prawa obwiązu... obwo... obowiązującego w Aedirn...
— Jaki jest dowód winy? — przerwała jego mętną wypowiedź i założyła ręce na piersi. Mężczyzna nie wyglądał na szczególnie rozgarniętego.
— To Wiewiórka! — krzyknął oburzony. — Sama jego obecność na Placu Handlowym w środku dnia jest podejrzana! Powiedzielim mu, żeby spie... grzecznie opuścił teren miasta, ale nie usłuchał. Odburknął coś pod wąsem... nosem, znaczy się i poszedł. Tośmy go chcieli wyprowadzić, a on rzucił się na strażników z łapami! — mężczyzna tłumaczył się, opluwając sobie przy okazji brodę.
— To nie jest dowód. Tylko uprzedzenie. — Odgarnęła wilgotne kosmyki z czoła. — I naruszenie prawa wolności i przestrzeni osobistej.
Mężczyzna chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Saskia weszła mu ostro w słowo, podchodząc bliżej. Zatrzymała się na odległość dwóch kroków i od razu tego pożałowała. Z trudem powstrzymała się przed zatkaniem nosa. Oddychając przez usta, złajała strażników.
— Rozwiążcie go! I mam nadzieję, że dostanie stosowne zadośćuczynienie. Rasiści... — westchnęła i przyklęknęła przed elfem w kałuży krwi. Otarła mu delikatnie twarz i zdjęła opaskę. Schowała ją do kieszeni. Z wysiłkiem zarzuciła sobie elfa na ramię, uważając na jego zmasakrowane plecy i zaniosła go do swojego domu. Ułożyła go na stole w kuchni i zajęła się pokiereszowanymi plecami. Były w okropnym stanie. Musiał dostać wiele uderzeń batem, zanim zainterweniowała. Gdyby się nie pojawiła, zakatowaliby go. Pokręciła głową. Ostatnimi czasy strażnicy zaczęli pozwalać sobie na zbyt wiele. Ostrożnie przemyła rany i cieszyła się, że ranny jest nieprzytomny. Mógłby nie dać rady. Zszyła najgłębsze rozcięcia i zrobiła chłodny, ziołowy okład na plecach elfa. Zabandażowała całość i wyszła do miasta, by kupić więcej ziół i opatrunków.
Kiedy wróciła, elf półleżał na stole i rozglądał się po pomieszczeniu. Jedyną oznaką bólu, jaki bez wątpienia musiał odczuwać, było lekkie skrzywienie warg. Na jej widok podciągnął się do pozycji siedzącej. Wbił w nią wzrok, delikatnie odwracając głowę w jej kierunku. Już wcześniej zauważyła, że nie ma oka, dlatego nosi czerwoną chustę.
— Saesenthessis — jego głos był lekko chrypliwy, ale miał całkiem miłe brzmienie i elfi, śpiewny akcent. — Legendy nie kłamały.
— Legendy? — zapytała zbita z tropu. Była pewna, że majaczy w wysokiej gorączce.
— Legendy o twojej urodzie. — Uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalał mu ból i odrętwienie.
Saskia tylko pokręciła głową, ale na jej policzki wstąpił ledwo zauważalny rumieniec.
CZYTASZ
WIEDŹMIN [one-shots]
FanfictionZbiór wszystkich one-shotów pisanych przeze mnie, oczywiście o tematyce wiedźmina (tak, ten temat mi się nie nudzi). Opowiadania, które są za krótkie, by zrobić z nich oddzielną "książkę" lub niewykorzystane pomysły. Regularność całkiem leży, jak ma...