Prolog

3.1K 95 5
                                    

Siedzę w fotelu, patrząc na porozwieszane dookoła balony. Pośrodku stoi bogato zastawiony stół, z mnóstwem jedzenia oraz alkoholu. W powietrzu unosi się dym papierosowy, a muzyka głośno dudni w głowię, wprawiając ją w lekkie drgania. Na mojej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. Właśnie kończę dwadzieścia pięć lat, i pragnę jedynie, by móc go zatrzymać w miejscu. Jakiś pieprzony ktoś wymyślił kalendarze, które teraz nieubłaganie posuwają się do przodu. A przecież młodość jest taka piękna. Poczucie nieskończonej zabawy i beztroski. Wypijam kolejnego drinka i patrzę na twarze bawiących się ludzi. Niektórych widzę pierwszy raz w życiu,<span> </span>ale jakie to ma znaczenie. Ważne są prezenty, a zwłaszcza jeden, który dostaję co roku.
- Czas na prezenty - ktoś krzyczy, na co podnoszę wzrok, w pośpiechu dopijając alkohol. Czas na pokaz i rozdawanie sztucznych uśmiechów.
Rozpakowuję kolejne paczki, kolejne tandetne nic nie warte gruchoty. No bo czy ludzie naprawdę potrzebują kompletu szklanek z piłkarzami. Posyłam szeroki uśmiech w stronę darczyńcy, choć powoli chce mi się rzygać od tych kolorowych papierów i święcących wstążeczek. Zostaje ostatnia paczka, ta, na którą najbardziej czekam, a moja wyobraźnia w tej chwili nie chce mi nic podpowiedzieć, kim on jest i jak wygląda.
Podchodzę do olbrzymich rozmiarów kartonu, powoli pozbywając się papieru. Moje serce wali w piersi z podekscytowania. To jak szybka jazda na karuzeli, kiedy wszystko w tobie ma ochotę eksplodować, a krew w żyłach nagle krąży szybciej, powodując wzrost temperatury ciała. Odrywam resztki papieru i rozrywam tekturę, będąc dość zniecierpliwionym.
Moje źrenice rozszerzają się z niedowierzania i szoku, kiedy patrzę na wspaniale rysy twarzy, otoczone gęstymi lokami, na pełne usta, o delikatnym malinowym kolorze. Mierzę wzrokiem cud przede mną i moje wargi wykrzywiają się w grymasie zadowolenia. Zawinięty w czerwony papier, przewiązany srebrną kokardą, a oczy zawiązane czerwoną wstążką.
- Pozwolicie, że rozpakuje prezent na osobności - mówię, i przerzucam chłopaka przez ramię, słysząc wydobywający się z jego ust jęk. Nikt nie protestuję, dobrze wiedzą, że mi, nie wolno się przeciwstawić.
Wchodzę do mojej oazy, miejsca, gdzie jeszcze nikt nigdy nie był. Jednak, ty jesteś wyjątkiem, w końcu spędzisz tu resztę życia. Nie ma tu nic nadzwyczajnego, jedyne wielkie łóżko i stare biurko, które dostałem od ukochanego dziadka. Stawiam cię na miękkim dywanie, i powoli zdejmuję taśmę. Twoje ciało drży, kiedy czujesz powiew chłodu. Boisz się, czuję to, wszyscy się bali.
Przejeżdżam dłonią po nagim ramieniu, stając przed tobą. Szybko orientuje się, że jesteś ode mnie wyższy. Zagryzasz niepewnie dolną wargę czekając na mój kolejny ruch. Splatam dłonie za twoją głową, by rozwiązać materiał. Powoli go zsuwam, a ty mrużysz oczy, próbując przyzwyczaić je do ostrego światła. Po chwili poraża mnie kolor twoich tęczówek, których cudowna zieleń błyszczy, patrząc na mnie z widocznym strachem. Kręcone włosy sprawiają, ze wyglądasz niczym porcelanowa laleczka, którą ma się ochotę wsadzić za szybkę i podziwiać.
- Jak masz na imię ? - pytam, dotykając twojego policzka, po którym spływa samotna łza.
- H-harry - mówisz cicho, ochrypłym głosem.
Wplatam palce w twoje loki, a nasze spojrzenia się spotykają. Uśmiecham się.
- Masz ochotę się ze mną pobawić Harry?<

Little ToyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz