⁶· ⁱ ᵏⁱˢˢᵉᵈ ᵃ ᵇᵒʸ ᵇᵒʸ ᵃⁿᵈ ⁱ···

182 23 15
                                    

  Trwało to chwilę. Parę sekund zupełnego zatracenia się w drugim człowieku. Zrozumiałem co się dzieje o wiele za późno, mój mózg już zupełnie został rozerwany na kawałki i sklejony czymś nowym. Serce było w podobnym stanie. Czułem się po prostu inny.

Oderwałem się od Seth'a z całkowitym przerażeniem płynącym przez żyły. Szukałem w jego oczach jakiegoś niemego wyjaśniania lub nawet zaprzeczenia, że to co miało miejsce naprawdę się stało.

Nie znalazłem nic.

- Cody.. - nie zdążył nic powiedzieć. Byłem już na nogach, chcąc uciec od niego jak najdalej - Kurwa, czekaj!

Nie słyszałem nic, żadnego wołania, żadnego deszczu. Nie czułem jakbym żył, jedynie był bacznym obserwatorem wydarzeń. Biegłem nie wiedząc gdzie się zatrzymać, nie miałem nawet pewności czy chce to robić. Moje oczy były zamknięte a świat jakby wymykał mi się spod kontroli. Razem ze łzami leciała cała panika.

Co ja zrobiłem?! Co ja zrobiłem?! Co ja zrobiłem?!

Prawie upadłem czując jak moja ręka zostaje przez kogoś złapana. Prawie udało mi się ją wyrwać, jednak mimo mojego przerażenia, wciąż była utkwiona w szczelnym uścisku. Odwróciłem głowę a moje oczy zostały szeroko otwarte, chociaż przez wciąż płynące łzy nie dane mi było zobaczyć zbyt wiele.

- Co ten idiota zrobił?

Poznałem ten głos zanim w pełni ujrzałem twarz. Khoi patrzył na mnie całkowicie przejęty a ja nie umiałem nawet znaleźć odpowiednich słów żeby przekazać mu wszystko co się stało. Prawdę mówiąc nawet nie chciałem mu nic mówić.

- Urodził się - prychnąłem a z mojego nosa poleciały smarki. Wytarłem je szybko wolną ręką. Khoi zaśmiał się lekko, miałem nadzieję, że z mojego komentarza a nie smarków.

- Odwieźć Cię do domu? - zapytał dość szybko i wtedy zorientowałem się że dalej pada i to coraz mocniej. Razem z chłopakiem cały czas staliśmy na tym deszczu, który mógł bardzo łatwo doprowadzić do choroby. Miałem to na razie gdzieś, deszcz jakoś przestał mi przeszkadzać a wizja jazdy z najlepszym przyjacielem chłopaka, który właśnie mnie pocałował, była całkowicie kiepska. Przynajmniej dla mnie - Właściwie to nie pytanie, nie chce mieć Cię na sumieniu jeśli zachorujesz albo wpadniesz pod auto.

- Mam naprawdę gdzieś Twoje sumienie - przewróciłem oczami. Musiałem mówić o wiele głośniej przez co bałem się, że Seth w jakiś sposób nas usłyszy i się tu pojawi. Chociaż jeśli mam zgadywać, pomyślał pewnie, że poszedłem w stronę z której przyszliśmy. Przewidziałem to i skręciłem gdzieś indziej co najwyraźniej doprowadziło mnie przed domek Khoia.

- Cóż, możemy iść na piechotę jeśli tak bardzo chcesz - wzruszył ramionami a mi coraz bardziej przeszkadzała jego ręka opleciona o mój nadgarstek - W każdym razie nie wrócisz sam. Więc jak wolisz? Marsz na deszczu czy jechanie w ciepłym aucie?

Mierzyłem go wzrokiem a moje pełne łez spojrzenie tylko utrudniało koncentrację. W końcu tylko pokiwałem głową, nie mając chyba sił na cokolwiek.

❀ ❀ ❀

Dopiero w aucie poczułem cokolwiek. Ciepło biło z ogrzewania, więc oparłem się o szybę patrząc na zapadaną drogę.

- Powiedział Ci coś niemiłego? - kolejne pytanie chłopaka obiło się o moje uszy, jednak tym razem nie miałem siły nawet przewrócić oczami.

- Możemy o tym nie rozmawiać? - oderwałem się od szyby, chcąc popatrzeć na Khoia. Ten rzucił mi jednak jedynie szybkie, wyczekujące, spojrzenie i już w pełni koncentrował się na drodze. Tym razem byłem w stanie przewrócić oczami - Jasne, że powiedział coś niemiłego, znam go dzień a wydaje mi się że nic innego mówić nie umie ale to nie o to tu chodzi.

ᴛᴀᴋᴇ ᴄᴀʀᴇ | ʙᴏʏxʙᴏʏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz