-_5_-

49 2 3
                                    

Dylan's POV

Poczułem zimną dłoń na kostce, chwyt czegoś co mnie złapało był tak mocny, że zacząłem się zastanawiać czy aby przypadkiem nie chce mi zmiażdżyć nogi. Chwilę potem znalazłem się pod wodą. Jednak stała się niezwykle gęsta, jak kisiel. Robiła się gorętsza.  Była jak kwas. Wypalała oczy, rozpuszczała skórę, której nie pokrywały ubrania, ale one również zaczynały mieszać się z gęstą substancją. Straciłem grunt pod stopami, czułem jakbym lewitował, jednak wciąż wstrzymywałem powietrze. Zamrugałem kilkakrotnie, aż nieprzyjemne pieczenie minęło, i starałem się dojrzeć coś w mętnej wodzie. Na około mnie, pływały fragmenty spaczonej kory, która pokrywała korzenie pobliskiego drzewa, rosnącego tak blisko jeziora, że część jego korzeni, nurkowała w wodzie. Czułem, jak objętość wody, napiera na moje płuca, pragnąc, abym wypuścił wstrzymujące powietrze. Jednak uparcie trzymałem je w płucach. Zimne palce puściły moją nogę, a ja niewiele myśląc podciągnąłem ją do góry, by wymacać miejsce dotknięcia z ciałem obcym. Skóra w tym miejscu była dziwnie szorstka, jakby na jej miejscu był żwir. 

Wokoło mnie wszędzie była woda, ciemnozielony kolor powoli zamieniał się w czarny. Kiedy patrzałem w górę nie widziałem nieba, ani żadnej jaśniejszej plamki będącej jego symbolem. Wszędzie była woda i tylko woda. Czarna ciecz zdawało się, że parzy w skórę, zdziera ją i wypala jak ogień, aczkolwiek to tylko błędne wrażenie. Strach wdarł się do mojego umysłu kiedy próbując płynąć  straciłem czucie w nogach i rękach. Ponadto nie widziałem ich kiedy podnosiłem ramię do twarzy. Wytłumaczenia były dwa; Albo woda zamieniła się w gęstą maź i na prawdę nic już nie widzę, Albo oślepłem. Spanikowany próbowałem się szybko poruszać, ale nawet nie wiedziałem czy jakiekolwiek mięsień drgnął. Nie, tak na prawdę wiedziałem, że żaden nawet nie mógł drgnąć. 

Do mojego mózgu w końcu dotarło, że moje próby poruszenia się są marne, więc zaprzestałem czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Coś mnie tu wciągnęło i nie z byle powodu. I czy to woda na prawdę stała się jakąś gęstą substancją, czy to wytwór mojej wyobraźni? 

Coś przed oczami zaświeciło na jasny, rażący kolor. W oddali ujrzałem sylwetkę jakiejś drobnej postaci, a poza nią nie widziałem nic. 

Była to ta sama dziewczynka, którą widziałem wcześniej. Jasne włosy unosiły się bezwiednie wokół jej twarzy, skóra mieniła się w blasku czegoś czego ja najwyraźniej nie dostrzegałem, albo nie mogłem. Jej oczy nie przypominały prawdziwych oczu. W środku były dwie czarne dziury, sama sobie je wydłubała? Nie wiedziałem z jak dużej odległości do mnie przybywała, ale była coraz bliżej, a ja potrzebowałem zaczerpnąć powietrza, bo dłużej tak nie wytrzymam. 

Tym razem moje próby zostały spełnione. Chcąc poruszyć ręką, ona podniosła się do góry. Dla pewności poruszyłem nogami, te również machały tak jak im kazałem. Blondynka zdawało się, że biegła w moim kierunku, lecz pod jej stopami nie było żadnego gruntu. Jej nogi poruszały się do przodu jedna za drugą, i była coraz to bliżej mnie. 

Już miałem odpłynąć, kiedy coś przyciągnęło mój wzrok. Pod skórą dziewczynki, która zdawała się być cienka jak pergamin widoczne były miliony cienkich żyłek, nie były ciemno niebieskie albo zielone jak u większości. Miały czysty czarny kolor, mocno kontrastujący z białą skórą. W tej samej chwili kiedy przeniosłem wzrok na jej twarz stało się coś przerażającego. Usta dziewczynki wykrzywiły się w uśmiechu, ten stawał się coraz to szerszy i szerszy, aż kąciki ust dziewczynki rozerwały się puszczając w ciecz czarny płyn. Wtedy zauważyłem, że jej zęby nie są takie jak u innych dzieci. Były białe owszem, ale zakończone ostrymi kłami, z pomiędzy których widniała czarna maź. Kłapały zajadliwie obijając rząd górny i dolny kłów o siebie. Ten dźwięk można porównać do dwóch metalowych płacht pocierających się o siebie. 

Klątwa Seattle (Postrach Dzieciństwa)Where stories live. Discover now