~ 1 ~

6 3 1
                                    

Kyle siedział skulony na łóżku w pokoju gościnnym. Dźwięk tłuczonych talerzy irytował go, jednak chłopak obiecał sobie, że tym razem się nie wtrąci.
To przecież ich sprawy- powtarzał sobie. Ale w głębi duszy brunet chciał wejść pomiędzy te latające talerze i oberwać jednym w głowę. Może wtedy skończyliby je marnować, a on nie musiałby co tydzień kupować nowych. Tak wygląda każdy wieczór w domu Rickman'ów. Krzyki, wyzwiska, wyśmiewanie no i marnowanie talerzy, ewentualnie misek. Los chciał żeby to właśnie ta rodzina zaadoptowała Kyle'a. W myślach brunet przeklinał ten dzień.

- Kyle?- do pokoju weszła jasnowłosa kobieta około czterdziestki z widocznymi już zmarszczkami na czole, które za każdym razem przykuwały uwagę chłopaka - Synku wszystko w porządku?
- Jasne- uśmiechnął się sztucznie po czym dodał - tylko talerzy szkoda.
- Wiem, tak to ostatnio wyglada źle, ale  zobaczysz już niedługo będzie tak jak dawniej- kobieta objęła syna z troską.
- Teraz jest jak dawniej. Nic się nie zmieniło- skomentował brunet.
- Kyle...- kobieta nie mogła znaleźć słów, które mogłyby podnieść jej syna na duchu. Było jej przykro, że taka sytuacja zaistniała w ich domu, jednak ona dobra była tylko w ekonomii. Całe dnie poświęcała pracy, a wieczory kłótniom. To nie było dobre, wiedziała o tym, lecz czuła się bezsilna w stosunku do męża. Odkąd zaadoptowali syna w domu ciagle są kłótnie. A to już pięć lat. Każdy by sobie odpuścił, ale nie Jasper, nie, on nie jest z tych co odpuszczają. Stratę pracy przeżywa tak bardzo, że swój gniew wyładowuje na żonie. A zamiast szukać nowego miejsca pracy, obija się w domu przed telewizorem z puszką piwa w dłoni. Później kończyło się to kłótniami i biciem. Kyle wiele razy stawał w obronie matki, ale zawsze wracał do pokoju z podbitym okiem. Dlatego chłopak odpuścił sobie wchodzenie w ogień piekielny.

~~~

Chłopak otworzył zmęczone oczy, po czym przetarł je, żeby lepiej widzieć. Przyzwyczaił się do spania w pokoju dla gości, za bardzo bal się wychodzić z niego w trakcie kłótni, bo ojciec mógł go zaczepić po pijaku, a tego nie chciał nikt z rodziny. W sensie z tych trzeźwych.
- Czemu tak to wyglada?- Zapytał samego siebie. W głowie wyświetlały mu się przeróżne scenariusze jakie było by jego życie gdyby rodzice się nie kłócili. Chłopak obumierał w środku z nadmiaru smutku i żalu. Przecież byli dorośli, dlaczego więc nie mogli tego załatwić w dorosły i dojrzały sposób. Niestety nie zawsze te dwie rzeczy są razem w parze. Dorosłym możesz być prawnie, a zachowanie masz mniej dojrzałe niż 10- latek. Kyle powinien się tego nauczyć, ale później. Teraz musiał ubrać się do szkoły.
- O cholera!- zielonooki zerwał się z bardzo miękkiego (jego zdaniem) łóżka. Szybko pobiegł do swojego pokoju i wyciągnął byle jakie ciuchy z szafy.
Po umyciu i ubraniu się Kyle zszedł do kuchni, niestety nikogo nie było i nie miał komu powiedzieć zwykłego "dzień dobry". Chłopak chwycił plecak i wyszedł z domu bez śniadania.
- Jak ktoś kurwa tylko coś szepnie na mój temat, od razu wrócę do domu- powtarzał sobie czekając na autobus.
Był zdenerwowany samą jazdą busem szkolnym, a co dopiero ludźmi w nim. Chciał wrócić do domu, ale nauczyciele znowu zadzwoniliby do ojca chłopaka, a wtedy została by z niego tylko plama. Dobrze to wiedział, jednak pokusa przed ucieczką była ogromna, jeszcze moment i nasz główny bohater uciekłby, jak nie do domu to do parku. W tym momencie jednak na przystanek otoczony pięknym krzakami kwiatów, które wspaniałe pachniały, podjechał autobus i chłopak nie mógł już uciec. Zostało tylko wsiąść i zająć miejsce, a przez resztę drogi siedzieć cicho, gapiąc się na widok za oknem. Niby proste, ale chłopak męczył się z "kolegami ze szkoły", którzy większość podróży i pobytu w szkole naśmiewali się z Kyle'a. Powód? Było ich pełno, przede wszystkim Kyle był zwyczajnym chłopakiem, który wolał się pouczyć niż imprezować, wolał pić herbatę z cytryną niż wódkę. Nosił okulary przez dużą wadę wzroku, co też było powodem żartów z niego. Nic dziwnego, że chłopak popadł w kompleksy. Czasami żałował, że nie jest jak tamci, ale wtedy nie byłby Kyle'em, nie byłby sobą. Ale pewnie myślicie, że zielonooki chłopak, ubierający się w luźne spodnie i bluzy, zazwyczaj w ciemnych kolorach, z okularami na nosie i kapturem zarzuconym na głowę to ciota. Otóż mylicie się drodzy państwo. Kyle to opryskliwy i arogancki chłopak, który nie daje sobie w kasze dmuchać. O NIE! Ma chłopaczyna charakterek. Owszem szanuję nauczycieli i innych uczniów, ale nie tych którzy go prowokują. Zapytacie teraz: Dlaczego więc jest gnębiony? Odpowiedź jest prosta. Chłopak po prostu przyciąga więcej uwagi niż sam by tego chciał. Każda dziewczyna się za nim ogląda, gdy ten beztrosko idzie korytarzem. Ta cała sytuacja jest skomplikowana. Chłopak jest pełen sprzeczności i czasami sobie radzi docinkami, a czasami jest tak załamany, że po powrocie do domu siedzi w pokoju i zanurza twarz w książkach, a swój smutek zajada lodami o smaku białej czekolady. Urocze.
- Hej czterooki!- Usłyszał Kyle zza pleców.
- No nie- powiedział sam do siebie i zignorował głos tępego osiłka, za którego uważał kapitana drużyny koszykarskiej- Steven'a Dooley'a.
- Co tam mruczysz pedale?- warknął osiłek.
- Spadaj Dooley- rzucił Kyle na odczepne.
- Ty chyba dawno w mordę niedostałeś, co?
- Od ciebie napewno, aż się stęskniłem- uśmiechnął się złośliwie Rickman.
- Steven zostaw go- usłyszeli chłopacy. Natychmiast odwrócili się w stronę słodkiego, acz stanowczego głosu.
- A ty co się wtrącasz?- Warknął koszykarz.
- Grzeczniej trochę, bo ci rangę kapitana zabiorę- dziewczyna stała w czarnych rurkach z dziurami na kolanach i ciut przydużej, granatowej bluzie. Kyle odrazu pomyślał, że jest urocza.
- Lesley uspokój się, przecież wiesz, że żartowałem- tłumaczył się spanikowany Steven- to tylko takie żarty.
- Skoro żarty, to siadaj ma miejsce i stul pysk, albo ja żartować nie będę- rozkazała dziewczyna.
Dooley usiadł zrezygnowany na swoim miejscu, skrzyżował ręce na piersi i przez resztę drogi miał zamiar gapić się w okno.
Kyle ucieszył się z obrotu sprawy i kiwnął głowa na znak podziękowania w stronę Lesley, na co ta się uśmiechnęła i usiadła obok niego.
Chłopakowi odrazu serce zabiło mocniej. Obok niego siedziała właśnie dziewczyna, która była córką dyrektora. Nie było opcji by ktoś jej nie znał. Jednak Kyle nie myślał o niej jak o "córce dyra", lecz jako ślicznej dziewczynie, która już na rozpoczęciu roku szkolnego przykuła jego uwagę. A fakt, że to ona pomogła mu z średnio uzdolnionym kapitanem i teraz siedzi obok naszego zielonookiego i patrzy mu w oczy przyprawia Kyle'a o zawrót głowy. Jednak ten stara się trzymać fason i nie wyjść na głupka.
- Hej- odezwała się Lesley.
- Cześć - odpowiedział niepewnie Rickman.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły za to, że się wtrąciłam. Po prostu pomyślałam, że potrzebujesz wsparcia. Nie gniewaj się- powiedziała i złożyła ręce na znak prośby.
Kyle parsknął śmiechem na ten widok. Wydawała mu się taka nie winna w tym co robi. Sprawiało to, że chłopak coraz bardziej zwracał na nią uwagę. Podobała mu się, ale bał się zagadać i ciagle odkładał to na potem, aż w końcu minął pierwszy semestr. W duszy Kyle dziękował Bogu za to co się teraz dzieje. Pragnął, aby ta niezręczna chwila trwała wiecznie, gdyż wiedział, że zaraz coś zepsuje.
- Śmiejesz się ze mnie?- spytała brunetka z niebieskimi końcówkami włosów. Na jej policzkach zaczęły pojawiać się rumieńce, a jej mina niepewności sprawiała, że Kyle chciał złapać ją za policzki i wytarmosić jak to robią babunię. Jednak chłopak szybko się ogarnął i odpowiedział:
- Trochę- powiedział szybko i gdy tylko zorientował jakie słowo wymsknęło mu się z ust od razu zaczął się tłumaczyć- znaczy... nie do końca, po prostu wyglądałaś uroczo- powiedział chłopak drapiąc się w tył głowy.
"Ha ha jestem w dupie"- powiedział w myślach.
- Serio wyglądałam uroczo?- zapytała, a jej oczy aż zabłysły.
- To miłe, dziękuję- dodała szybko, chowający kosmyk jej krótkich włosów za lewe ucho.
- Luzik- zająkał się brunet.
I już miał zapytać dziewczynę o klasę w której jest, ale autobus zatrzymał się właśnie przed szkołą i kierowca uderzył trzy razy w klakson i Lesley zdążyła zabrać plecak i wybiec z pojazdu rzucając tylko zwykłe "do zobaczenia". Jednak dla Kyle'a to zwykłe "do zobaczenia" oznaczało coś więcej. Chłopak odebrał to jako obietnica, że jeszcze ze sobą porozmawiają, co dało mu motywacji by przeżyć ten dzień.

------

no wiec jest pierwszy rozdział. Mega długo nad nim pracowałam i starałam się, żeby nie był za krótki tylko dało się poczytać i wciągnąć w opowieść. także możecie dać znać czy wam odpowiada i proponować jakiś pomysł na dalszy ciąg.
buzii💕🌱

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 04, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

połączeni czerwoną niciąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz