Kolejny dzień zaczął się wyjątkowo dobrze.
Wstałam z łóżka i zabierając z torby świeże ubrania, poszłam do łazienki. Gdy umyłam się i przebrałam, poszłam do kuchni, gdzie aktualnie przebywał Bradley.- James i Connor jeszcze śpią? - spytałam, siadając na kuchennym blacie i biorąc do ręki, wcześniej przygotowaną przez Simpsona, gorącą czekoladę.
- Pojechali po Trisa bo jego samochód się zepsuł, a to oznacza, że musimy sobie sami poradzić ze śniadaniem. - powiedział, popijając swoją kawę, a ja westchnęłam.
Bradley bowiem, był jeszcze gorszym kucharzem niż ja, a zostawienie nas razem w kuchni, bez konieczności wzywania straży pożarnej, graniczyło z cudem. Oczywiście, mogliśmy coś zamówić, gdyby nie fakt, iż byliśmy w miejscu, gdzie nie ma nawet jednej kreski zasięgu.
- Co teraz? - spytałam, spoglądając na opierającego się o lodówkę bruneta.
- Jajecznica? Szczerzę mówiąc nie chce mi się czekać na Tristana, a tego podobno nie da się zepsuć. - odparł po chwili namysłu, na co ja zaczęłam się śmiać.
- Nie pamiętasz naszych możliwości, Simpson?
Minęło kilkanaście minut, po których z moich ust padły historyczne już słowa "Bradley, patelnia!"
- Przynajmniej to nie naleśniki i tym razem kuchnia jest cała. - uśmiechnął się pocieszająco i choć wiedziałam, że robi dobrą minę do złej gry, byłam mu niezmiernie wdzięczna za ten gest.
- Nigdy więcej nie wejdę z tobą do kuchni. - rzuciłam, wystawiając język w stronę bruneta. - Ta jajecznica smakuje jak węgiel.
- Ciesz się, ja mam surową.- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, gdy nagle do jadali wszedł zdenerwowany Tristan, a chwile później do moich uszu dotarł najbardziej irytujący głos w moim życiu.
- Bradley, skarbie, już jestem! Trochę to zajęło, ale wiesz jacy są ci azjaci. W ogóle nie rozumiał angielskiego! Wyobrażasz to sobie?!- oburzyła się Alice, siadając brunetowi na kolana, a mi dosłownie opadła szczęka.- Co masz taką minę? Nie ciszysz się, że mnie widzisz?! Z resztą nie ważne. To która sypialnia jest nasza?
Podczas gdy dziewczyna mówiła, ja próbowałam zrozumieć skąd ona się tu właściwie wzięła. Spojrzałam na Tristana, który wręcz mordował swojego przyjaciela wzrokiem, a następnie na dopiero wchodzących Jamesa i Connora, którzy ciągnęli za sobą trzy wielkie, różowe walizki.
- Pomożecie jej z tym wszytkim? - spytał Tristan, spoglądając znacząco na stojąca w drzwiach pare.
- Jasne.- mruknął Ball.- Rusz się kobieto, nie będę tego taszczył w nieskończoność.- dodał nieco głośniej, ruszając w kierunku schodów, a Alice poszła za nim.
- Bradley...- zaczął Tris, gdy w jadalni zostałam tylko ja, on i loczek.
- Nie miałem zmielonego pojęcia, że przybędzie, nie wiem nawet skąd ma adres, więc daruj sobie, okay?- stwierdził Brad, chowając twarz w dłonie.
- Nawet jeśli jedna osoba będzie spała na materacu, to miejsc i tak nie starczy dla wszytkich.- odparł Evans, a ja przyznałam mu rację.
Nasz domek składał się z salonu, kuchni połączonej z jadalnią, dwóch dużych sypialni, łazienki i pokoju, który kiedyś był pokojem moim i Bradley'a, jednak aktualnie był pusty, ze względu na remont. Właśnie dlatego gdy tu przejeżdżaliśmy, braliśmy ze sobą dmuchany materac, który na nasze nieszczęście był jednoosobowy.
CZYTASZ
Are you in friendzone? || Bradley Simpson
FanfictionTo historia o przyjaźni i friendzonie tak głębokim, że nie można ujrzeć jego wszytkich stron. Phoebe i Bradley znają się od piaskownicy. Cały czas byli nierozłączni i nie zmieniło się to nawet gdy weszli w dorosłe życie. Mogło by się wydawać, że to...