43

1.4K 69 8
                                    

Otwieram oczy, jednocześnie ziewając. Rozglądam się po pomieszczeniu, a koło szafy dostrzegam Arkadiusza, wkładającego do swojej torby sportowej moje dżinsy. Podnoszę się do pozycji siedzącej i marszczę brwi.

- Co robisz? - pytam, a ten odwraca się w moim kierunku z wielkim uśmiechem.

- Lecimy do Polski. - mówi podekscytowany. - Pakuję nas. - Tym razem wkłada swoją koszulkę.

- A czy mogę wiedzieć, gdzie dokładnie lecimy? - dopytuję, na czworaka przechodząc na skraj łóżka.

- Do Krakowa.- Siadam po turecku.- Tam będzie na nas czekać Łukasz. - opowiada, a ja, w między czasie, opuszczam stopy na dywan i przenoszę się obok piłkarza.

- Ale który Łukasz? - Na myśl przychodzi mi Piszczu, ale on siedzi w Niemczech, no i Wiśnia, ale co on by robił w Krakowie? Chociaż jakby się tak zastanowić, to jest jeszcze Fabiański i cała reszta innych.

- Mój. - oznajmia, cmokając mnie w czubek głowy, a ja przypominam sobie o jeszcze jednym Łukaszu, starszym bracie Arkadiusza.

- A co potem?

- Jak co potem? Pojedziemy do mojej mamy. Musi cię wreszcie poznać. - Obserwuję jaki jest zadowolony, ale dobrze wiem, że zaraz będę musiała to zepsuć.

- Sprzeciw. Nie jadę. - Chłopak mruga szybko powiekami, przerywając pakowanie.

- Ale musisz ją w końcu poznać. Na świętach ci się upiekło, bo to ja przyjechałem do ciebie, ale teraz się nie wywiniesz. - Celuje we mnie palcem wskazującym. - Zresztą, ja poznałem twoją mamę.

- Ona jest jedną, niegroźna. Zresztą miałeś do pomocy Roberta, Ankę, a ja mam poznać teraz twoją. Sama, bez wsparcia. To nie fair. - jęczę, opierając się o ścianę. - Zresztą nigdzie z tobą nie lecę. To moja ostateczna decyzja.

- Melka, lecisz. Spędzimy trzy dni w Tychach, a potem dwa w Warszawie u pani Iwonki i wrócimy.

- O nie, nie, nie. Żadnej pani Iwonki. - Zakładam ramiona na piersi. - Nie możemy zostać tutaj? Proszę. - Teraz składam dłonie jak do modlitwy. - Przecież nic się nie stanie jeśli Wielkanoc zamiast w gronie rodziny, spędzimy razem. - Zagryzam wargę, licząc na to, że się zgodzi, ale ten przeczy ruchem głowy.

- Melcia, lecimy do Polski. To ostateczna decyzja i jej nie zmienię. - Z jękiem chowam twarz w dłonie. - Nie jęcz, kotku. To jednak ja jestem mężczyzną w tym związku. - Uśmiecha się, łapiąc mnie za stopy i przyciągając bliżej.

- Ale ja nie neguję twojej płci, tylko po prostu się boję, bo jestem wielkim tchórzem. - Robię smutną minkę, bo może jednak to na niego podziała, ale ten tylko cmoka mnie w nos.

- Ty wiesz, jak ja się denerwowałem? I w dodatku poznałem od razu połowę twojej rodziny, włączając w to brata Anki. - Głaska mnie po policzku.

- Ale oni nie są tacy straszni. I w zasadzie każdy cię kojarzył. A ja jestem jedną wielką niewiadomą. - mruczę.

- Melka, co ty gadasz? Jesteś moim ukochanym kotkiem. - śmieję się cicho, bo gdy tylko do niego wczoraj rano przyleciałam, skomentowałam brak jakiegokolwiek zwierzaka, czyli tak jak za każdym razem, gdy tu jestem. Arek jednak stwierdził, że ja mu wystarczam. - Moja mama też nie jest straszna, zresztą gdy tylko się dowiedziała, że przylatuję z tobą i cię wreszcie pozna, ucieszyła się. - Zakłada kosmyk włosów za moje ucho.

- Ucieszyła się, bo nie widziała cię dawno. - odbijam, a tej jeszcze mocniej mnie przytula.

- Głupoty gadasz. Czeka na to, żeby cię poznać od Bożego Narodzenia. Była wtedy ostro zawiedziona, że nie wrócę z tobą do niej, ale oboje musieliśmy wtedy wracać. - Cmoka mnie w czoło. - I jestem pewien, że cię pokocha, tak jak ja.

______________________

Przepraszam, że tak późno, ale całkowicie o was zapomniałam 😐

Rozdział krótki, ale w wigilię dostaniecie prezent 😉

Przyspieszam trochę w opowiadaniu, bo zaraz Mundial, a my w grudniu siedzieliśmy

Z błędami wiecie co robić.

Także, buziaki i widzimy się w niedzielę 😘😘😘😘

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz