〰12〰

3.4K 242 126
                                    

MARINETTE

- Kocie! - zaczęłam się śmiać, kiedy siedziałam między jego nogami, a on zaczął dmuchać mi w szyję, przyprawiając mnie o łaskotki. - Przestań! - zażądałam.

- Nie ma mowy, Księżniczko. - znów dmuchnął w moją szyję. - Uwielbiam twój śmiech i chcę go słyszeć jak najczęściej.

Przewróciłam oczami na jego komplement, ale w środku mi on pochlebiał. Kochałam tego durnego Kocura z całego serca, a on i tak zawsze znajdował sposób na to, żeby z każdym dniem na nowo mnie w sobie rozkochać.

Ostatnimi czasy brakowało mi bycia bohaterką. Brakowało mi też adrenaliny i tego dreszczyku emocji towarzyszącego mi zawsze podczas akcji. Ciągle zastanawiało mnie to, dlaczego Władca Ciem nie atakuje. Za dwa dni minie miesiąc od ostatniego ataku.

- Adrien? - uspokoiłam się i odwróciłam w jego stronę. Spojrzał na mnie tymi swoimi cholernie cudownymi oczami. - To już prawie miesiąc bez ataku Akumy. - spuściłam wzrok. - Martwię się.

- Tym, że prawdopodobnie dał sobie spokój? - złapał mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia w jego oczy. - Wszystko będzie dobrze.

- Ale... - zaczęłam.

- Żadnych ale. - upomniał mnie.

Do tej pory siedzieliśmy przytuleni do siebie na dachu katedry Notre Dame. W momencie, gdy ten wariat wypowiedział ostatnie słowa, zostałam brutalnie przygnieciona jego ciałem. Usiadł mi na biodrach, a dłońmi przytrzymywał moje.

- Głupku, złaź ze mnie! - pisnęłam.

- Nie. - pochylił się nade mną, a jego oczy aż zabłyszczały w otaczającej nas ciemności. Pochylił się jeszcze bardziej i znów zaczął dmuchać w moją szyję, a ja zaczęłam znów się śmiać i tupać nogami.

- Adrien, no przestań! - krzyczałam na całe gardło. W tamtej chwili nie obchodziły mnie nasze tożsamości, obchodziło mnie jedynie to, żeby przestał mnie łaskotać. Czy on nie może zrozumieć, że ja tego nie lubię? Jednak mimo wszystko jestem bardzo szczęśliwa z tym głupkiem.

Moje rozmyślania przerwały wargi mojego narzeczonego, które przywarły do moich. Jego pocałunki jak zwykle dawały mi odskocznię od rzeczywistości. Jego dłonie powędrowały na moje żebra, tuż pod piersiami, a ja swoje wplotłam w te jego złote włosy. On naprawdę rozkochuje mnie w sobie na nowo z każdą kolejną minutą.

- Mari? - odsunął się od moich ust, co skwitowałam kwaśną miną. - Wiesz, jak bardzo cię kocham? - chwilowo za nim nie nadążałam. - Tak kurewsko cię kocham, Moja Pani. - wymruczał, znów zbliżając się do moich ust.

- Wyrażaj się, synku. - usłyszeliśmy. Spojrzałam w bok i zobaczyłam tam mamę Adriena pod przemianą. Ja zaczęłam się śmiać kolejny raz tego wieczora, a policzki mojego narzeczonego przybrały barwę intensywnej czerwieni. - Po całym Paryżu was szukam, ale takie rzeczy to moglibyście robić w mieszkaniu, a nie w miejscu publicznym. - teraz to moja twarz przypominała pomidora.

- Mamo, przecież mieliście wrócić jutro. - zauważył. - I dlaczego jesteś pod przemianą? - zaciekawił się.

- Ojciec się tam czymś struł, więc musieliśmy wrócić wcześniej. Gabi zawsze potrafił mi popsuć plany. - oparła ręce na biodrach i zaczęła tupać nogą. - A mojego Miraculum nie oddam już nigdy. Będziecie je musieli wyrwać z moich martwych rąk. - już miała odchodzić. - Aha, wpadnijcie do nas na obiad. - i odleciała przy pomocy podmuchu wiatru.

Blondyn westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy.

- A mogliśmy zostać już na stałe w Nowym Jorku. - zwiesił głowę.

- Kochanie, założę się, że i wtedy by nas odwiedzała przynajmniej raz w tygodniu. - zaśmiałam się i przytuliłam do niego.

ADRIEN

Przenieśliśmy się do domu, bo wspólnie stwierdziliśmy, że mamy ochotę na obejrzenie jakiegoś filmu. Jednak nasze zainteresowanie telewizją szybko minęło, woleliśmy zająć się sobą. Leżałem na naszej wygodnej kanapie, a Mari leżała na mnie. Przyciskałem jej drobne ciało do swojego i składałem na jej ustach pocałunki, które odwzajemniała.

Odsunęła się ode mnie i zaczęła śmiać, a ja nie wiedziałem, o co może jej chodzić. Ześlizgnęła się ze mnie i upadła z głuchym łoskotem na podłogę, co wywołało u niej jeszcze większą salwę śmiechu. Podparłem głowę na dłoni i patrzyłem, jak moja narzeczona dostaje głupawki. Nie miałem pojęcia, co aż tak bardzo mogło ją rozbawić, ale jej śmiech był najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałem.

- Co cię tak bawi? - zapytałem i sam się zaśmiałem.

Uspokoiła się, spojrzała na mnie i znów zaczęła się śmiać, a z kącików jej oczu zaczęły wypływać łzy rozbawienia.

- Pamiętasz nasze różne spotkania wtedy, gdy nie wiedzieliśmy jeszcze o sobie? - wydusiła przez śmiech.

Uklęknąłem przy niej i podniosłem ją z podłogi, a po chwili przytuliła się do mnie. Uwielbiam ją mieć tak blisko siebie. Nie mogę się już doczekać, gdy stworzymy naszą własną, prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.

Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że los ma jednak dla nas inne plany.

Położyłem ją na materacu naszego łóżka, a sam się do niej przytuliłem, kładąc się obok.

- Ja nie wiem jakim cudem wytrzymywałem, kiedy cię nie widziałem całymi dniami. - pocałowałem ją w odsłonięty kawałek skóry tuż pod obojczykiem. - Dobranoc, kochanie.

👹👹👹

Ślubna Gorączka ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz