Jak wspomniałam we wcześniejszych rozdziałach postanowiłam walczyć. Walczyć o lepsze życie. Było to dla mnie trudne, ponieważ nadal chciałam pozostać chuda.
Moja walka przebiegała dość mozolnie. Próbowałam jeść więcej, ale często poddawałam się i kończyło się tak, że jadłam mniej niż zaplanowałam. Paradoksalnie: wiedziałam, że muszę przytyć, ale robiłam wszystko, żeby moja waga trzymała się w miejscu, a wręcz spadała. W pewnym momencie nie wiedziałam już po co to robię. Po co nadal brnę w anoreksję i się nadal odchudzam..
Nie umiałam już inaczej żyć. Jeśli bym nie miała takiej pasji, jaką mam nadal bym w tym tkwiła. Wiedziałam, że muszę wyzdrowieć,aby lepiej i z pełną siłą tańczyć.
Moje zadanie, które dał mi psychoteraupeuta, było następujące: musiałam przestać liczyć kalorie.
A ja liczyłam wszystko co zjem. WSZYSTKO. Powoli rezygnowałam z liczenia kalorii. Ale dosyć długo mi to szło. Kiedy np. cały dzień dawałam radę i nie liczyłam kalori, na wieczór nie wytrzymywałam... Musiałam podliczyć ile kalorii dzisiaj zjadłam. Musiałam mieć świadomość co i ile jem. Pamiętam ten jeden dzień... Poszłam na psychoterapię i oznajmiłam, że dzisiaj wcale nie liczyłam kalorii. Psychoteraupeuta z uśmiechem na twarzy i dumą wstał, pogratulował mi oraz uścisnął moją dłoń. Ten dzień zapoczątkował nowy etap. Zaczęłam mieć napady kompulsywnego jedzenia. Napady miałam raz na kilka dni. Trwały one około 2 godzin. Jadłam ogromne ilości jedzenia. Wszystko co według mnie było zakazane. Mimo napadów moja waga stała w miejscu, ale z biegiem czasu nieznacznie wzrastała.
Po atakach jedzenia miałam okropne wyrzuty sumienia. Potrafiłam wpaść w szał i płakać bardzo długo. Czułam się strasznie. Nie mogłam się uspokoić. Miałam wizję jaka będę gruba po każdym napadzie... Uważam, że ten okres był najgorszy w całym przebiegu choroby. Myślę, że miałam te ataki, ponieważ mój organizm był wyniszczony i pragnął dostać pożywienia. Kiedy spróbowałam jedną malutką rzecz, która według mnie była zakazana nie wytrzymałam i pochłaniałam pół lodówki. Napady trwały może około miesiąca... Co parę dni.
Po każdym napadzie dopadały mnie tak negatywne myśli, że następnego dnia prawie nic nie jadłam. Według mnie musiałam dostać karę za to co zrobiłam. Przez to na drugi czy trzeci dzień byłam tak głodna, że dostawałam kolejnego napadu. I tak w kółko, od początku. Takie trochę błędne koło. Ale nie umiałam z niego wyjść. Nie potrafiłam po napadzie normalnie jeść. Ale musiałam. Musiałam, żeby się tego pozbyć. Tak tłumaczył mi mój psychoteraupeuta. Było to bardzo trudne, ale realne do wykonania.

CZYTASZ
Pamiętnik Anorektyczki
Non-FictionCzęść ! Mam 17 lat i niedawno wyszłam z anoreksji. Chciałabym Wam o tym opowiedzieć i podzielić się moimi refleksjami na ten temat. Uważam, że anoreksja jest bardzo skomplikową chorobą psychiczną, a wiele ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Bo prz...