Rozdział 19

382 9 2
                                    

DZIEŃ ŚLUBU

Stojąc nie pewnie przed lustrem, poprawiałem marynarkę. Za godzinę stanę przed ołtarzem z kobietą której nie kocham. Z którą nie chce spędzić reszty życia.. Więc czemu to robię? Naszły mnie wielkie wątpliwości, może Jessica miała racje i ważne bym był szczęśliwy a matka to zaakceptuje? Sam już nie wiem co powinienem zrobić. W nocy nie zmrużyłem oka ani na chwilę. Ciągle myślałem o Sophie, gdzie jest i co się z nią dzieje. Czy nic jej nie grozi i jest cała. Miałem dość już całej tej sytuacji. Co się ze mną działo do cholery!

- Jesteś gotowy? - Usłyszałem Jamiego za sobą. Był już ubrany i przygotowany do całej tej szopki, w przeciwieństwie do mnie.

- Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje - Powiedziałem i usiadłem na łóżko. - Jamie, ja jej nie kocham.

- To nie rób tego, nikt Cię nie zmusza.

- Jeżeli tego nie zrobie, matka się na mnie zawiedzie.

- Skąd to wiesz? Człowieku, twoja matka chce po prostu byś był szczęśliwy. Wiadomo cieszy się teraz bo jej pierworodny syn się żeni, ale świat jej się nie zawali jeżeli to odwołasz. Zawsze będzie Cię kochać. Zawsze będziesz jej synem, pomimo tego jakie decyzje podejmiesz.

Takie słowa z ust mojego przyjaciela to rzadkość, naprawdę nie raz wiedział co mi powiedzieć bym nie popełniał głupstw. Tylko czy nie jest za późno?

- Chodźmy, lepie się nie spóźniać.

Kiedy zobaczyłem pod kościołem tyle aut a jeszcze więcej ludzi, przeraziłem się. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Wysiadłem z auta po czym od razu zauważyłem moją mamę, Jessicę i babcię, mamę moje mamy. Od razu podszedłem bliżej by przywitać się z babcią. Wszystkie wyglądały piękne, wystroiły się w cudowne suknie.

- Synku jak ty wspaniale wyglądasz. -Uścisnęła mnie mama.

- Oto i mój kochany wnusio. Chodź niech no Cię przytulę. - Babcia z wielkim uśmiechem przygarnęła mnie w swoje ramiona, jak na swój wiek trzymała się nie najgorzej.

- Witaj babciu, jak się czujesz?

- Wspaniale, ale już nie mogę się doczekać aż poznam twoją wybrankę serca. - Uradowana promieniała radością, dawno jej takiej nie widziałem.

- Tak, ja też nie mogę się doczekać aż ją poznasz.

- Cieszę się że odważyłeś się na tak odważny krok. Małżeństwo to poważna sprawa i odpowiedzialność za drugą osobę. Najważniejsze byście byli dla siebie oparciem i dawali nawzajem sobie szczęści i miłość która jest najważniejsza.

Tymi słowami nie podniosła mnie na duchu a jeszcze bardziej pogłębiła moje wątpliwości co do tego wszystkiego. Nie mówiąc nic uśmiechnąłem się do nich i dałem znak by szły przede mną. Jessica jednak odwróciła się do mnie i na chwilę przystanęła.

- Jeszcze masz szansę się wycofać.

Spojrzałem na nią tylko przemyślając jej słowa. Nie już nie mam czasu na wycofywanie się. Teraz nie mam wyjścia.

Oboje z Jamiem stanęliśmy na środku przed ołtarzem i czekaliśmy aż wszyscy goście zajmą swoje miejsca. Kościół był pięknie ustrojony, kwiaty, girlandy świece to wszystko dodawało uroku. Biel pochłaniała większą część kościoła. Kiedy drzwi zamknęły się, a goście usiedli na swoich miejscach, usłyszałem muzykę która powoli stawała się coraz głośniejsza. Zza drzwi powolnymi krokami wyłaniała się Jasmine, jej wielka biała suknia mieniła się w świetle lamp i świec. Wyglądała piękne. Z ułożonymi włosami i makijażem, wyglądała pięknie, tego nie mogłem nie powiedzieć. Bo na swój sposób była urocza i śliczna. Spojrzała na mnie w tym samym czasie co ja na nią. Wysłała mi uśmiech które nie mogłem odwzajemnić, jakbym miał blokadę na twarzy. Z każdym krokiem zbliżała się w moją stronę, była coraz bliżej. Kiedy na chwilę przymknąłem oczy i znów na nią spojrzałem ujrzałem nie Jasmine idącą w moim kierunku, a Sophie. Jej uśmięchnięta twarz spoglądała nieśmiało na mnie. Potrząsnąłem głową i znów widziałem Jas. W końcu podałem jej dłoń i pomogłem wejśc na ołtarz. Delikatny welon uniosła i odrzuciła do tyłu. Cały czas się uśmiechała. Ksiądz zaczął przemawiać od razu kiedy zwróciliśmy się w jego stronę.

- Moi drodzy, spotkaliśmy się tutaj by połączyć więzłem małżeńskim tych tutaj dwoje młodych ludzi. Nathan Sykes i Jasmine Thompson.

Kiedy mówił o tym jak ważna jest miłość, zwłaszcza miłośc do drugiej osoby, moje myśli wróciły znów do małej blondynki. Próbowałem się skupić, ale to było silniejsze. Obrazy związane z nią zaczęły pokazywać się przed moimi oczami, spotkanie w lesie kiedy po raz pierwszy ją spotkałem. Później kiedy weszła do mojego pokoju a ja byłem w samym ręczniku. Korytarz na którym skradłem pierwszy całus. Pocałunki długie, szczere i namiętne. Smakowałem jej usta jakby były owocem, najsłodszym a zarazem zakazanym przez co smakowały jeszcze lepiej. Jej rumieńce na twarzy po każdym z naszych czułych spotkań... Jej ciało blisko mojego, drżące i gorące pode mną. Jej czuły szept, wypowiadający moje imię. Dłonie wplatające się w moje włosy i szarpiące je za każdym razem gdy w nią wszedłem. Serce zaczęło mocniej bić, tętno przyśpieszyło i zrobiło mi się gorąco. Słowa księdza.

- Czy bierze sobie Pani tego oto mężczyznę za męża?

- Tak, biorę.

Teraz moja kolej. Wystarczy powiedzieć "tak" To nie jest takie trudne, więc dlaczego nie mogę wydusić z siebie tych trzech liter? Napotykam zdziwiony wzrok Jasmine, potem księdza. Rozglądam się wokół, widzę Jamiego i Jessice. Mieli racje, nie musiałem tego robić, nie chciałem tego robić. Jeżeli ktoś chciał bym był szczęśliwy to nie będzie miał mi za złe że się teraz nie ożenie, nie teraz i nie z tą osobą. Mama zrozumie, w końcu jest moją mamą, która zawsze przy mnie była nawet gdy popełniałem błędy. Zawsze była i będzie przy mnie. To nie prawda że ją zawiodę, bo nigdy tego nie zrobiłem. Eh musiałem stanąć przed ołtarzem by to zrozumieć.

- Gghh - Usłyszałem krząknięcie Jasm. Spojrzałem w jej oczy przepraszająco.

- Przepraszam, ale ... Nie.


I'II Remember You III N.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz