Ból...

12 0 0
                                    

Piękny wieczór, gwiazdy na niebie  jasno świcą a nad stawem siedzi chłopak Marcyliusz z kartką i długopisem. Ma 16 lat, krótkie włosy rozczochrane we wszystkie strony, oczy koloru niebieskiego, figura lekko na misia. Pewnie zastanawiacie się dlaczego tam siedzi ?...

Siedem godzin wcześniej.

- Marcyliusz gotowy na pogrzeb, z tatą już czekamy.
- Tak już idę - odpowiedział zamykając drzwi od swojego pokoju.

Po 10 minutach wyruszyli  w drogę. Nie był to najszczęsliwszy dzień dla Rodziny i przyjaciół. Podróż mijała w atmosferze smutku, ropaczy, każdy siedział cicho było słuchać tylko warkot silnika.
Marcyliusz rozmyślał wtedy dużo nad słowami które utkwiły w pamięci wypowiedziane w  dzień pożegnania przez ważną dla niego osobę . "Nie ważne jak byłoby  pod góre nie zmieniaj się bądź nadal tym wspaniałym człowiekiem jakim jesteś". Tą chwile zamyslenia przerwała mama która chciała zakomunikować, że dojeżdzają, lecz on pierwszy wykrzykną :
- Nie dam rady !!! Za bardzo to boli - mówiąc to rozpłakał się. Przez dłuższą chwile nie mógł powstrzymać płaczu. Wkącu dojechali na miejsce. Gdy wszyscy wysiedli mama wzieła go w swoje ramiona pocałowała i szeptneła:
-  Dasz radę, bądź twardy dla Niej. Popatrz ile w życiu zrobiła dla ciebie. Nie chciałaby  byś teraz się poddał.
O 13:30 rozpoczą się pogrzeb. Wszystko przebiegało w miarę spokojnie. Lecz musiało to sie zdarzyć, nadszedł najgorszy moment- ostatnie pożegnanie oraz złożenia ciała do grobu.
Marcyliusz był u końca załamania, musiał pożegnać swoją jedyną nalepszą przyjaciółkę Dominikę. Miała zaledwie 15 lat, gdy zmarła na raka. Była przepiękna miała długie włosy koloru bląd, oczy piwne. Przypominała królewnę śnieżkę czekającą na księcia, lecz w tym przypadku pocałunek nie zdziałał za wiele. Do głowy powracały wspomnienia: wspólne wypady nad jezioro, pilowanie się nawzajem, planowanie przyszłości, przytulanie.... Wtulony w mamę płakał jak małe dziecko wiedzące że już jej nigdy nie zobaczy.
Po uroczystości wrócili do domu podróż była z kilometra na kolometr bardziej przygnębiająca. Gdy przyjechali, wykończony i przygnębiony pogrzebem Marcyliusz poszedł nad staw do parku. Jedynie tam mógł spokojnie pomysleć. Siedzi do tej pory i nurtuje go nadal to samo pytanie " czemu mam się nie zmieniać? ".
Napisał list który zaraz spalił... Niechciał, aby przypominał mu o tym co dlaniego zrobiła. A brzmiał tak:

" Droga Dominiko dopiero twoja śmierć uświadomiła mi jakim debilem byłem . Za każdym razem pokazywałas mi jak walczyć z przeciwnościami. Nie mieliśmy łatwo wszyscy do okoła nas wyśmiewali, bawili się naszymi uczuciami, wypisywali głupoty na twój i mój temat. A ty sie tym nie przejmowałaś, a jeszcze mi pomagałaś przetrwać. Za szybko odeszłaś. Za kilka dni szkoła nie wiem jak mi sie uda przetrwać ale spróbuje, tak jak tym mnie nauczyłaś. Dziękuje ze byłaś i będziesz bo chociasz zmarłaś i tak czuje że czuwasz nad mną. Kocham cię do zobaczenia na tamtej stronie.   
  Twój kochany przyjaciel ..."

Zaczeło robić sie zimno. Nadeszła pora aby wracać. Marcyliusz zmęczony i przygnębiomy wrócił do domu. Położył się do łóżka, próbował zasnąć. Nie potrafił za każdym razem gdy zamykał oczy widział jej wizerunek, oraz wspomnienia z chwil z nią spędzone. Po długim czasie walczenia z myślami niespodziewanie  zasną gdy nagle....

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 26, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NiezmienionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz