Czemu czujesz się wyobcowany? Przecież ostrzegałam. Mówiłam. Prosiłam. Błagałam. Stwierdziłeś, iż kochasz mnie mimo wszystko, więc czemu teraz patrzysz na mnie wzrokiem zranionego zwierzęcia?
Ja też chciałabym być inna.
Nigdy nie chciałabym być wśród tego 1% ludzkości.
Nigdy.
Nigdy.
Nigdy. Ale jestem wśród nich.
I kocham cię. Miłością czystą i nieskalaną, taką, jaką tylko mogę cię miłować, będąc sobą, nikim innym.
Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Do dzisiaj nie wiem, co mnie podkusiło, aby wtedy wśród szkolnych ławek podejść do ciebie i rozpocząć rozmowę. Nie znałam cię, i choć tobie spodobała się moja cielesność, ja nigdy tak nie patrzyłam. W końcu nie kręci mnie ta cała seksualna zabawa. Jestem aseksualna. Teraz jak i niegdyś. Od początku nie patrzyłam na twoje kręte, czekoladowe loki ani dołeczki w policzkach, które teraz kocham, gdyż są twoje. Mimo to podeszłam, zabijając wszelkie opory, i rozpoczęłam rozmowę. Parę wymienionych słów wśród szumu panującego w klasie zapoczątkowało długie konwersacje, palpitacje serca, ukradkowe spojrzenia wymieniane na korytarzu. Pokochałam cię i nadal kocham, lecz nawet nie wiesz, jak bardzo przerażona byłam, gdy spytałeś mnie o chodzenie, gdyż nie jestem jak reszta z tych dziewczyn.
Inność jest bardzo często zabijana przez większość. Więc czemu nie miałbyś mieć chęci, aby wyśmiać moje skromne poglądy?
Mogłeś mnie wtedy wykpić, powiedzieć, iż cię okłamałam i zwiodłam, lecz jedynie smutno się uśmiechnąłeś i powiedziałeś:
- A jeśli nie będzie mi to przeszkadzać?
Rzuciłam ci się na szyję. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną, stąpającą po kruchej ścieżce zwanej życiem.
W pierwszym etapie wszystko szło świetnie. Byliśmy jak każda raczkująca para. Przytulająca się. Wymieniająca słodkie słówka. Nie widzieliśmy poza sobą świata. Czułam się zaakceptowana. Myślałam, że wszystko jest idealne. Nie widziałam tych wszystkich znaków, które ponoć mi wysyłałeś. Sądziłam, iż czujesz się usatysfakcjonowany. Tak nie było, czyż nie? A może wszystko zepsuło się dopiero w drugim etapie?
Nadszedł po około pół roku szczęśliwego związku, gdy stwierdziłeś:
A może spróbowałabyś ze mną? No wiesz...
Wiedziałam. I nie miałam ci za złe, iż chcesz mnie zmienić. Nie byłbyś pierwszym, lecz czy ty, heteroseksualny facet, mógłbyś nagle zmienić się w geja? Pewnie za sprawą odpowiedniej osoby, tak. Nie zadałam więc ci tego pytania, gdyż spięcie byłoby nieuniknione. A przecież ja nadal myślę, iż jesteś dla mnie tym jedynym...
I starałam się. Odpowiadałam na pocałunki. Nie odtrącałam cię.
Przez chwilę wszystko znowu wróciło do normy. Cisza przed burzą, jak to mawiają.
W trzecim etapie wszystko się posypało.
Wybuchały kłótnie. Były łzy i szczere rozmowy. Wyrzucałeś mi brak chęci. A do czego niby miałabym je mieć? Przecież ja nie czuję jak ty. Kocham twoją duszę i ciało, lecz nie pożądam. Pragnę nie zlepku ciał, lecz uczuć. A ty potrzebujesz do szczęścia całego pakietu. Prawie zerwaliśmy. Prawie. Jakoś się trzymamy, niczym kolos na glinianych nogach.
Jesteśmy w czwartym etapie naszego związku. Czekamy na koniec bądź nowy początek. Lecz jak to odratujemy? Ty już próbowałeś się zmienić, ja postarałam się równie mocno. Nie wyszło.
Ty nagle nie staniesz się aseksualny.
A ja nagle nie wyjdę z tego kręgu 1% społeczeństwa.
Chyba, że zdarzy się cud. I dotrwamy do etapu piątego.