Konoha, rok przed masakrą klanu Uchiha.
Jesień rozpoczęła się na dobre. Wszystkie liście mieniły się kolorami, by spaść z drzew. Porywane przez wiatr, tańczyły z nim ten jedyny w swoim rodzaju taniec. Unosząc się, to opadając niczym żywe, mieniąc barwami tak, by zatrzymać wzrok przechodnia na dłużej. Potem dostojnie opadały na stos innych liści, które już zapadły w sen, tworząc wyjątkowy dywan.
To właśnie wtedy Sasuke zauważył, że braciszek odsunął się od niego bardziej niż zwykle. Coraz częściej słyszał słowa, które sprawiały mu tyle przykrości. Coraz bardziej robił się zazdrosny o Shisuiego.
Wybacz Sasuke, innym razem.
Słowa, które sprawiły, że chciał być coraz lepszy. Pragnął wiedzieć, nauczyć się jeszcze więcej. Szybciej niż Itachi. Dogonić go, a nawet prześcignąć, by móc mu pomóc, by już nigdy nie słyszeć tego okropnego zdania.
To właśnie dlatego stał cicho przy uchylonych drzwiach od pokoju starszego Uchihy. Chciał się dowiedzieć o czym jego brat tak rozmawia z kuzynem niemal każdego wieczora. Zdawał sobie sprawę, że jeśli go przyłapią to straci w oczach Itachiego, a to będzie drogo go kosztować, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś go trapi.
— Więc? Powiesz mi? — Głos kuzyna był wyraźnie zniecierpliwiony i czymś poirytowany.
Sasuke nie wiedział, co takiego Itachi ukrywa, ani o czym miałby powiedzieć Shisuiemu. Był to dopiero pierwszy raz, gdy udało mu się zakraść niepostrzeżenie pod drzwi, tak aby nie zauważyła go Mikoto.
— Nie ma o czym mówić. Nie wiem, o co ci chodzi — odparł wyraźnie zrezygnowany Itachi.
Młodszy Uchiha słyszał przy kolacji o kolejnej misji, którą dostał braciszek. Wiedział, że miał wyruszyć niedługo. Teraz pewnie rozmawiając ze starszym krewnym się do niej przygotowywał. Należał do ANBU, przez co był z niego dumny jak i martwił się. Tata uważał, że to ogromne wyróżnienie, mama zaś bała się, że Itachi jest za młody. Sam słuchając opowieści Mikoto czuł, że strach zakrada się do jego serca. Niepokoił się o starszego brata.
Bycie kapitanem ANBU nie było bezpieczne, bycie shinobi również, a przecież Itachi był jego ukochanym bratem. Co jeśli mu się coś stanie? Co on bez niego zrobi?
— Nie kłam Itachi. Przecież to emanuje od ciebie na odległość! Dziwię się, że Fugaku jeszcze się nie zorientował — warknął cicho Shisui przez co Sasuke się spiął.
— Widać nie wszyscy zwracają tak na to uwagę, bądź są tak przeczuleni jak ty. Nie masz się o co martwić — odparł Itachi.
— Akurat. Co ukrywasz? Taka chakra, na dodatek nie twoja wzbudza podejrzenia! Czy ty zdajesz sobie sprawę, że możesz zostać uznany za zdrajcę nosząc jakąś broń przy sobie — odparł poirytowany.
Sasuke słuchał tego z niedowierzaniem, nie przyjmując do wiadomości słów kuzyna. Braciszek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego! Zależało mu na klanie, tak samo jak innym, nawet bardziej! Jak Shisui mógł mu coś takiego zarzucać?
— To żadna broń, jeśli tak cię to martwi. To prezent — westchnął Uchiha wyraźnie znużony drążeniem tematu przez przyjaciela.
— Prezent? — parsknął — powiedz, kto rozdaje takie prezenty, może też się zakręcę, bo ładunku takiej chakry nikt nie rozdaje od tak na lewo i prawo! — dodał drwiąco.
Przez chwilę nic się nie działo. Cisza, jaka zapanowała w pokoju zaczęła przerażać Sasuke. Kierowany nieznanym mu uczuciem, instynktownie zerknął przez szparę w drzwiach w momencie jak Shisui zerwał rzemyk z szyi Itachiego.
CZYTASZ
Ulotne Szepty || Zakończone
FanfictionJedno martwe dziecko stawia na nogi niemal całą Konohę. Przypuszczenia i mnóstwo tajemnic, jakie zabrali do grobu Uchiha nie stawiają sprawy w lepszym świetle. Szepty i intrygi, wszystko po to, by pozbyć się ciała, które według części społeczeństwa...