Mahogany obudziła się do dźwięku wilczego wycia. Jej głowę rozrywał ostry ból, czuła coś mokrego na karku i plecach. Zanim wzrok przyzwyczaił się do światła, zdała sobie sprawę, że siedzi. Spróbowała się poruszyć, jednak poczuła szorstkie liny wżynające się w jej nadgarstki. Starała się podnieść głowę, mimo paraliżującego bólu. Jej wizja wreszcie zaczęła powracać do normalności. Wśród rozmazanych kształtów wyróżniało się biurko zawalone najróżniejszymi rzeczami, wśród których Mahogany rozpoznała swój łuk. Poruszyła się, tym razem nieco gwałtowniej, siłując się z linami wokół nadgarstków. Powstrzymała się przed westchnięciem, gdy pomiędzy jej rękoma a oparciem krzesła powstała przestrzeń. Jeżeli tylko uda jej się wysunąć ręce...
- Widzę, że nasz nowy gość się obudził. - usłyszała za plecami głos, przez który z jej twarzy odpłynęła krew. - Posiedź sobie tutaj chwilkę i przemyśl naszą... rozmowę - zwrócił się do kogoś.
Mahogany walczyła z chęcią, by wyciągnąć głowę i zobaczyć do kogo mówił Ondolemar. Zamiast tego, patrzyła przed siebie, skupiając całą uwagę na łuku położonym na stole. Każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał, że wszystko wkoło zaczynało wirować.
- Wino pani smakuje? - zapytał elf, przechodząc koło niej.
Chwycił wolne krzesło i ustawił je na jej torze widzenia. Usiadł prosto, jakby znajdował się na poważnym spotkaniu, jednak szeroki uśmiech na jego ostrej twarzy zdradzał podekscytowanie.
- Zanim zaczniemy, zapytam cię uprzejmie - powiedział Ondolemar, grzebiąc w kieszeni czarnego płaszcza. - Kto cię przysłał?
Mahogany przełknęła ślinę. Nie odpowiedziała. Zamiast tego patrzyła wielkimi, szklącymi oczami, błagając o pomoc wszystkich bogów, których znała i nie znała. Wiedziała, że gdy przyjdzie czas na tortury, a po coraz szerszym uśmiechu elfa wnioskowała, że nie będzie musiała długo czekać, wyśpiewa wszystko, co wie. Ondolemar przekrzywił głowę, bębniąc niecierpliwie palcami w udo.
- Nie? - upewnił się, po czym wstał i podszedł do stołu - Fantastycznie.
Elf odwrócił się do niej, lecz zamiast wymyślnych narzędzi tortur, w dłoni trzymał maleńki flakonik. Mahogany rozpoznała olejek, który dostała w świątyni Kynareth. Ondolemar przytrzymał fiolkę do światła, dokładnie oglądając zawartość, po czym, nonszalancko upuścił ją na podłogę. Nim Mahogany zdążyła zareagować, mężczyzna zmiażdżył flakonik pod ciężkim butem. Uśmiechnął się, podchodząc do niej. Przykucnął naprzeciwko dziewczyny, opierając ramię na jej kolanie.
- Kto cię przysłał? - zapytał, drugą ręką grzebiąc w kieszeni.
- Nie mogę, obiecałam - wymamrotała Mahogany, krzywiąc się pod wpływem dotyku mężczyzny.
Ondolemar westchnął, oferując jej niemal współczujący uśmiech.
- Oh wy honorowi wojownicy... - teatralnie przyłożył dłoń do skroni - Wiesz, przez ile nie zrywalnych obietnic przeszedłem w mojej karierze? Każdy mieszkaniec tego zapomnianego przez bogów kraju ma coś, co ceni ponad wszystko. Rodzinę, przyjaciół. - Mahogany przełknęła ślinę - Moim zadaniem jest zebranie wszystkiego w zgrabne notatki. I tu pojawia się problem.
Elf zmarszczył brwi i dziabnął chudym palcem szyję dziewczyny.
- Nie mogłem znaleźć na ciebie niczego - wyznał, znowu wbijając paznokieć brązową skórę, tuż pod szczęką. - Twoje imię nie znalazło się w żadnej kartotece. Oficjalnie, nie istniejesz. To dało mi do myślenia. Skoro nie jesteś zapisana w spisach ludności, nie urodziłaś się na terenie Skyrim. W takim razie może Hammerfell? - elf oparł głowę na swoich ramionach, złożonych na nogach dziewczyny - Radgardzi nas nie lubią, to prawda, co nie znaczy, że nie mamy swoich agentów, którzy są lubiani za nas. I tu znów pojawił się problem. Według wszystkich kartotek nie istniejesz również w Hammerfell. Teraz mnie zaintrygowałaś. Jak mam znaleźć informacje, o kimś, kto według wszystkich dokumentów, nie ma prawa bytu? To proste - elf przekrzywił głowę - Zacząłem słuchać legend.
CZYTASZ
Skyrim: Service & Sacrifice
FanfictionMłoda przemytniczka zostaje wrzucona w wir wydarzeń, który ukształtuje przyszłość znanego jej świata. Na drodze ku zrozumieniu swojego własnego przeznaczenia spotyka niezwykłych ludzi. Zbiera blizny, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. A jednak najt...