Usiadłem na niebieskozielonej pościeli i uśmiechnąłem się do siebie. Właśnie zakończyłem ponad półgodzinną paplaninę, którą następnie pokroję na kawałki, zedytuję i umieszczę na swoim kanale. Zastanawiałem się jaki tytuł będzie miało moje kolejne małe dzieło. Może nawiążę do tematu filmu i zrobię grę słowną? Albo coś inne-
-Kurwa, Phil, weź rusz dupę! - z zamyślenia wyrwał mnie już drugi wrzask Dana wydobywający się z kuchni. Przewróciłem oczami i opuściłem pokój z głową wciąż w chmurach pełnych pomysłów.
Powoli stawiając kroki (aby oczywiście go jeszcze bardziej wkurzyć) wkroczyłem do zabałaganionej kuchni z równie upapranym Danem. Pod jego nogami leżało prawie puste opakowanie po orientalnej przyprawie.
Ciemne loczki były przyprószone curry, policzki w kolorze pomarańczowym z domieszką rumieńców, a fartuch w ogóle nie przypominał wcześniej białego materiału. Mężczyzna wskazał bezradnie łyżką na lekko uchyloną szafkę, przyprawiony blat oraz istne apogeum curry - czyli podłogę.Lustrowałem zaskoczonym wzrokiem "londyńską masakrę łyżką pełną przypraw", a następnie wybuchnąłem głośnym śmiechem.
-Twitter oszaleje jak zobaczy, co tu zrobiłeś. Nie jest aż tak źle, więc chyba nie dostaniesz srogiej curry! - powiedziałem, gdy się trochę uspokoiłem i wybuchnąłem jeszcze większym śmiechem na widok twarzy Dana.
-Sam cię ukarzę, jeśli nie przestaniesz z tymi cholernymi grami słownymi i mi nie pomożesz - przybliżył się do mnie z powagą, lecz jego oczy śmiały się i błyskotały w świetle lamp kuchennych.
Westchnąłem ciężko i pocałowałem pomarańczowy policzek, zostawiając biały ślad. Dołeczki Dana ukazały się światu, a ich właściciel poklepał mnie delikatnie łyżką po ramieniu.
-Jesteśmy kwita.
Spojrzałem z rozbawieniem na bruneta i wyciągnąłem dramatycznie swój telefon. Dan bez słowa stanął na środku kuchni z udawanym wisielczym wyrazem twarzy i uniesioną łyżką. Po sekundzie usłyszał chichot i oślepił go na chwilę blask flesza.
-Teraz możemy być kwita - odparłem, wysłałem tweeta i wsunąłem Iphone'a do kieszeni jeansów.
-A tak w ogóle, to co robisz na kolację?
Dan podrapał się po brodzie, rozmazując pigment i wzruszył ramionami.
-Pierwotnie miał być kurczak w curry z warzywami po azjatycku, ale teraz już serio nie wiem. Jak chcesz, możesz mi pomóc. To znaczy... Musisz mi pomóc, bo inaczej... - tutaj zamachał łyżką i sugestywnie uniósł brwi.
Parsknąłem i wybiegłem z kuchni w poszukiwaniu odkurzacza. Myślę, że sąsiedzi nie będą zbytnio zadowoleni, gdy usłyszą jak sprzątamy kuchnię o 1 w nocy. I tak, nasze kolacje często odbywają się o tej porze zważywszy na nasz styl życia.
Miejmy nadzieję, że ich sen jest na tyle mocny, by zwyciężyć walkę z decybelami odkurzacza. I naszymi nieludzkimi wrzaskami.* * *
Po godzinach zamiatania, odkurzania, polerowania, mycia, śpiewania, podjadania płatków (100 punktów wygrywa ten, kto odgadnie który z nas je zjadł), całowania i śmiechu cała kuchnia lśniła czystością.
Przymknąłem zadowolony powieki i po chwili znowu je otworzyłem, kiedy usłyszałem kaszel po mojej lewej.
Spojrzałem na zmęczone oczy Dana, zaróżowione policzki i poczochrane włosy. Bez zastanowienia podszedłem do niego i go przytuliłem. Ten w odpowiedzi wtulił twarz w moją szyję i objął mnie rękami.
-Phil? Uhm.. Muszę ci coś powiedzieć..
-Co?
-To nie byłem ja.
Odsunąłem się od niego i spojrzałem prosto w tak ciemne oczy, które wydawały się być jednymi wielkimi źrenicami. Po chwili Dan spuścił wzrok.
-Nie jestem aż taką niezdarą jak ty.
Skrzyżowałem ręce.
-To znaczy nie taką, żeby zrzucić i wysypać całe pudełko przypraw - dodał z uśmiechem.
-Nie rozumiem, przecież właśnie to zrobiłeś. Masz rozdwojenie jaźni czy co? - zachichotałem nerwowo.
-Nie. Za to mam coś innego. Zupełnie innego - odparł, powoli cofając się do tyłu.
-Możesz mi łaskawie wyjaśnić o co chodzi? Przestań się tak zachowywać i-
W tym czasie Dan oparł się o blat kuchenny i wzniósł ręce do góry.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Daniel! Modlisz się czy ci kompletnie odbiło!? Prosz-
Zamarłem, gdy prawą ręką otworzył drzwiczki szafki, a lewą ostrożnie sięgnął do środka. Jego cień zasłaniający dotąd wnętrze szafki przesunął się, ukazując małą futrzaną kulkę. Dan zrobił krok w bok, a ja bez słowa zbliżyłem się do rzędu półek. Z otwartymi ustami pochyliłem się i wsadziłem dłoń do środka. Poczułem miękkie futerko, delikatne pazurki oraz przede wszystkim kojące ciepło. Odwróciłem się z niedowierzaniem do Dana, a ten uniósł kąciki ust, trzymając w ręce telefon.
-Sądzę, że w tym momencie możemy być ostatecznie kwita i takie tam. Co ty na to?
Pogłaskałem z czułością śpiącego shibę inu za uszkiem.
-Zgodzimy się, co? - spytałem cicho szczeniaka, obserwując jak małe ciało rytmicznie unosi się i opada.
-Od dawna nie widziałem jak płaczesz, Phil - szepnął zaskoczony Dan.
Opuszkami palców dotknąłem mokrych policzków, a potem skierowałem wzrok na chłopaka.
-Za to ja od dawna nie widziałem, żebyś się tak dziwnie zachowywał. Chociaż nie, zawsze zachowujesz się dziwnie. Teraz było inaczej niż zwykle.
-Pierdol się. Powinieneś mnie całować w rękę i dziękować, klęcząc na kolanach - dołeczki chyba postanowiły częściej składać nam wizyty, bo nadal nie znikały z twarzy szczęśliwego Dana.
-Żartuję. Zasługujesz na to, Phil. Dobrej nocy - powiedział i wyszedł z kuchni w kierunku swojego pokoju.
Stałem tak i przyglądałem się zanurzonemu w snach psu, aż w końcu sam odpłynąłem w to samo morze, oparty o blat kuchenny.
* * *