Dwa.

859 137 18
                                    


- Harry! - Po niewielkim domu roznosi się głośny krzyk czterdziestoletniej kobiety. - Wstawaj, dziecko - woła brunetka wchodząc do pokoju swojego syna nie kłopocząc się pukaniem.

Uchyla szeroko drzwi i od razu podchodzi do okna, by je uchylić wcześniej rozsunąwszy ciemne zasłony. Do pokoju wpada świeże powietrze i promienie ciepłego słońca, a Harry jęczy w proteście, gdy matka zdziera z niego ciepłą kołdrę.

- Wstawaj, do cholery. Spóźnisz się - ponagla Anne łapiąc mocno syna za ramię i potrząsa nim chwilę zanim wychodzi.

Anne zawsze dba o to, by Harry, jak i Gemma, która niestety już z nimi nie mieszka, wstawali wcześnie. Nigdy nie pozwoliła im się spóźnić do szkoły i teraz również nie pozwoli, aby oboje spóźniali się na uczelnie. Punktualność, według niej, to jedna z najważniejszych cech prawidłowo dojrzałego człowieka, to oraz prawdomówność. Od zawsze oczekiwała od swoich dzieci nie spóźniania się i szczerości i dbała, by oni sami wymagali tego od siebie i innych. Harry uważa, iż jego mama powinna w końcu zrozumieć, że on się nie spóźni przecież i nie musi tak na niego wrzeszczeć. Nie uśmiechało mu się mieć ból głowy już z samego rana, kiedy tak naprawdę jeszcze dobrze się nie obudził. Nadal szybował gdzieś we śnie starając się przypomnieć to wszystko co jego mózg wyobrażał sobie, gdy on odpoczywał. Pamięta bardzo dobrze tego delfina rozmawiającego z tygrysem na zielonej chmurze w promieniach słońca, jednak o czym rozmawiali już nie był pewien. W głowie tylko rozbrzmiewa mu jedno słówko; alabaster.

Jego sny, odkąd tylko pamięta zawsze były jakieś dziwnie pokręcone, zdecydowanie mało realistyczne, można nawet rzec baśniowe. Zaczął zwracać na nie uwagę od dnia, gdy znalazł na przystanku autobusowym małą karteczkę, na której pewien chłopak zapisał swój sen. Harry stwierdził, że to urocze. Zabrał karteczkę i przykleił ją na lodówce. Teraz była ona zapełniona żółtymi karteczkami, co trochę denerwowało Anne, ale nigdy nie kazała synowi pozbyć się ich. Wiedziała, że zbieranie snów obcego człowieka miało więcej niż jeden powód dla Harry'ego.

- Wiesz, że nie musisz tak krzyczeć? - mówi Harry do swojej mamy, gdy wchodzi do kuchni na śniadanie. - I tak przecież wstanę, a budzisz nie tylko mnie - jeszcze sąsiadów i pewnie cały Londyn.

- Ja tylko nie chcę, byś spóźnił się na sen od swojego chłopca - grucha Anne tarmosząc syna za jego loki. Harry krzywi się i odpycha jej dłoń rozdrażniony.

- To nie jest mój chłopiec - burczy Harry siadając do stołu i sięgając po kakao, które mama zawsze robi dla niego na śniadanie.

Anne posyła mu rozbawione spojrzenie, ale nie komentuje tego. Podaje mu kanapki z ciemnego chleba z dżemem i rodzynkami i dosiada się do niego z kubkiem swojej kawy. Ona jest już dawno po śniadaniu, już dawno uszykowana do swojej pracy. Jest pielęgniarką i dziś pracuje na drugą zmianę, jednak to nie powstrzymuje ją od wczesnego wstania, jak zwykle. Anne jest rannym ptaszkiem i nawet w weekendy potrafi wstać o szóstej godzinie, posprzątać cały dom i zrobić śniadanie dla syna.

- Raz byś mógł ruszyć wcześniej swój tyłek, żeby w końcu spotkać tego chłopaka - odzywa się Anne posyłając Harry'emu uważne spojrzenie pilnując, by przeżuwał dokładnie, a nie jadł w pośpiechu.

- No ciekawe po co - wzdycha Harry.

Nie widzi sensu w konfrontacji z facetem, którego sny zbiera. On nawet dokładnie nie wie jak on wygląda. Zawsze widzi najpierw jego tył, a chwilę później profil, gdy wsiada do autobusu. Ma miękkie, brązowe włosy, zadarty nos i zawsze nosi swój ciężki szarawy płaszcz i torbę przewieszoną przez prawe ramię. Wydaje się być ciekawy, inteligentny, zawsze spokojny, niestety bez uśmiechu. Harry po jego snach wnioskuje, że jest samotny i poszukujący czegoś, on sam pewnie nie wie czego.

Na przystanku zawsze jest o tej samej godzinie. Harry widzi go już z daleka jak przychodzi, przyczepia karteczkę ze snem i sekundy później podjeżdża jego autobus, do którego chłopak wsiada od razu. Harry dostrzegał go już od dawna, od czasu, gdy nie zostawiał swoich snów. Uważał, że jest po prostu ładny i tylko na niego patrzył z oddali. Któregoś razu chłopak zostawił karteczkę ze swoim snem, który Harry zabrał od razu. Uważał, że to był przypadek, ale on zrobił to ponownie, robi to codziennie, więc Harry sądzi, że ma w tym jakiś cel. Obcy chłopak przykleja karteczki ze swoimi snami, a Harry je zabiera i chyba obaj nie wiedzą dlaczego to robią, ale to trwa, to ich rytuał, mimo że nawet się nie znają. Tutaj jednak jest jakiś motyw, musi być.

- Na przykład po to, by go poznać? - sugeruje Anne złośliwie. Ona twierdzi, że to co obaj robią jest śmieszne, jakieś dziecinne podchody od prawie roku i żaden nie zrobi pierwszego kroku, nie podejdą do siebie i nie powiedzą cześć.

- A może ja nie chcę go poznać, co? Nie czuję potrzeby.

- Harry -

- Ja tylko zbieram jego sny, mamo. Są ciekawe, po prostu. Nic więcej. 

- No ale dlaczego to robisz?

- Dlatego, że on je zostawia. Skoro to robi, a ja je zabieram i on nie ma nic przeciwko to chyba tak ma być, nie? Pewnie jest mu miło, że to robię, że są dla mnie ciekawe. Zostawmy to, dobrze?

Anne przytakuje zrezygnowana. Zachowuje swoje zdanie dla siebie. Harry popełnia błąd, dobrze o tym wie, ale to jego sprawa, jego życie i ona nie zamierza się wtrącać. Już mu dosyć powiedziała, a on jest uparty. Kolekcjonowanie i analizowanie cudzych snów nie jest normalną rzeczą dla dwudziestoletniego chłopaka.

Harry idzie szybkim krokiem w kierunku przystanku autobusowego, skąd codziennie dojeżdża na swoją uczelnię. Dzieli go zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy widzi tego szczególnego chłopaka w szarawym płaszczu z torbą na ramieniu. Wygląda na to, że szatyn dopiero przyszedł, bo właśnie przykleja swój sen do plastikowej szyby. Harry przyśpiesza, bo myślał trochę o tym co powiedziała mu mama i myśli, że może chce poznać tego chłopaka. Jednak nie zdąża nawet dojść do przystanku, gdy podjeżdża autobus nieznajomego i ten od razu wsiada i chwilę później odjeżdża.

Będąc pod zadaszeniem Harry od razu sięga do żółtej karteczki. Ma wrażenie, że jest to jego uzależnieniem, że nie przeżyje dnia bez tych niezwykłych snów, pomijając weekendy. W weekendy on się nie uczy, a ten chłopak nie jeździ tam gdzie jeździ. Harry już to sprawdzał i ani w soboty ani w niedziele nie było żadnych karteczek na szybie. Za to w poniedziałek Harry dostawał co najmniej trzy sny. Szczerze mówiąc to on, w jakiś sposób, kochał to. Kochał te sny i kochał sprawdzać co oznaczają w sennikach, kochał rozmyślać o nich dniami i kochał w ten sposób poznawać tego obcego mu chłopaka. To było dziwnie ekscytujące, przyjemne urozmaicenie jego życia. Gdy tak dłużej o tym pomyśli to stwierdza, że lubi tego chłopaka, mimo że go nie zna. Może chciałby go poznać. On wyraźnie jest smutny.

Pierwszy sen pamiętam bardzo dobrze. Nie jest ciekawy. Śniło mi się, że jechałem rowerem przez miasto. Nie wiem w jakim celu. Było pusto, ale słyszałem jakieś krzyki, różnych ludzi i dzieci. Aż nagle pojawiła się kobieta w ciąży. Szła przez ulicę kiedy ja pedałowałem w miejscu i patrzyłem się na nią i w pewnym momencie ona upadła. Chciałem podejść i pomóc jej wstać, ale nie mogłem zejść z roweru. Zacząłem się szarpać i wtedy się obudziłem. 

Sen z pierwszej karteczki sprawia, że Harry uśmiecha się do siebie. Jest całkiem dobry pomijając, że chłopakowi nie udało się pomóc kobiecie. Niestety nie zdąża przeczytać drugiego snu, gdyż podjeżdża jego autobus. Dopiero będąc na uczelni udaje mu się usiąść w samotności i przeczytać drugi, by zaraz zacząć go sprawdzać w internecie.

Pamiętam to jak przez mgłę. Duże drzewo pokryte nie liśćmi, a kolorowymi sercami. Błyszczało i migotało jakby obsypane brokatem. Gdzieś tam wysoko świeciło rażące słońce, a ja tylko patrzyłem.

"Poprawa egzystencji, powrót do zdrowia, jeśli widziane drzewo jest bujne i kwitnące najczęściej jest symbolem potencji" - czyta Harry i uśmiecha się głupkowato do siebie po czym kontynuuje czytanie podobieństw do snu chłopaka. "Kwitnące - wielkie szczęście", "obwieszone owocami - dobre widoki na przyszłość", "gra świateł - pomyślność", "słońce jasne na niebie - pod każdym względem dobre dni". Są to całkiem przyjemne znaczenia i Harry jest nieco zdziwiony, bo dawno chłopakowi nie śniło się nic miłego. Liczy, że sen ten pozytywnie wpłynie na życie szatyna, kiedy i on sam pozna jego znaczenie, może Harry w końcu kiedyś zobaczy jego uśmiech.

POST-ITOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz