Rozdział 9

833 68 3
                                    

Wycie Arne'go niosło się po wszystkich poziomach. Rei wytłumaczył mi, że baza miała ich pięć, zbudowanych w głąb ziemi. Łączyły się szerokimi klatkami schodowymi, a także szybami wind. Umiejscowienie kompleksu pod powierzchnią było celowe, dzięki temu możliwość zdalnego monitorowania obiektu spadało niemal do zera. Warunki panujące na zewnątrz i obecność trolli wulkanicznych, były dodatkowymi czynnikami zabezpieczającymi.

Cele znajdowały się na ostatniej kondygnacji, razem z warsztatami i magazynami. Im głębiej schodziliśmy tym wyraźniej słyszałam nieustający „śpiew" wilkołaka. Mijające nas istoty wydawały się zirytowane hałasem i czym prędzej znikały w izolowanych pomieszczeniach. Na początku wycie przypominało denerwujący szum, ale im niżej byliśmy, tym było głośniejsze, aż wreszcie zamieniło się w wkurzający jazgot.

– Od dawna tak jest? – zapytałam archanioła.

– Odkąd ich zamknęli. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się kpiąco. – Żołnierze zrobili błąd, wpakowując wszystkich do przechodniej celi. Teraz nawet nie mogą strzelić do Arne'go środkiem usypiającym, bo reszta go zasłania.

– Nie mów mi, że nie mają jakiś innych środków, żeby go uciszyć – powiedziałam, prawie depcząc Taidzie po pietach. – Jakiś dobry czar, albo gaz paraliżujący?

– Próbowali – rzuciła przez ramię Tai. – Wierz mi, próbowali, ale po kilku próbach zaczęli tego żałować.

– Bo? – drążyłam dalej.

– Oberwali „rykoszetem". – Rei położył mi dłoń na ramieniu i uścisnął mocno. – Nic im nie jest – starał się mnie uspokoić.

– Jeżeli siedzą razem, to nie wróżę długiego życia Arne'mu. W końcu sami będą chcieli go uciszyć – zauważyłam. – To wycie jest wkurwiające.

Wreszcie znaleźliśmy się na samym dole. Po lewej stronie znajdował się ciemny korytarz, który jak się domyślałam prowadził do magazynów. Taida skręciła w prawo, a my za nią. Na końcu zauważyłam ruch i wyrwałam do przodu, mijając ciotkę. Nie mogłam dłużej czekać, bałam się co tam zastaniemy. Dopadłam do drzwi i popchnęłam je do wewnątrz. Ktoś musiał stać na drodze, bo usłyszałam soczyste przekleństwo i odgłos upadku, wszystko prawie zagłuszone przez jazgot wilkołaka.

Za szklaną ścianą siedział sobie wilk i odchyliwszy łeb wył, jakby mu ktoś namalował na suficie księżyc. Rombul, Kieran i Tybal siedzieli w kącie i chyba grali w karty, nie zwracając uwagi na poczynania towarzysza. Rino, w swojej ptasiej postaci, przechadzał się przed nosem strażników. Pięć kroków, obrót i to samo. Jakby trzymał wartę przed wilkołakiem. Dwóch żołnierzy przyglądało mu się. Kiedy jeden z nich spojrzał na mnie zobaczyłam na jego twarzy wyraz zniechęcenia.

– Nudzicie się? – wrzasnęłam.

Arne jeszcze przeciągnął nutę i umilkł. Spojrzał na mnie z wyrzutem i zaraz zaczął dyszeć.

– No, nareszcie. – Tuż za mną pojawił się Cahir. – Wiesz ile mnie kosztowało utrzymanie na tych idiotach czaru? W innym wypadku już dawno mielibyśmy potrawkę z wilka.

– Kra, kra – odpowiedział mu Rino i wzbił się do lotu, żeby wylądować na głowie wilka.

– Tutaj mam zwolnienie dla nich. – Elf podał czytnik starszemu rangą żołdakowi. – Otwórz celę.

– Ale... – Mężczyzna jeszcze próbował oponować.

– Wylatujemy zaraz – dodał z naciskiem Rei. – Tylko się zaokrętujemy i już nas nie ma.

ZIEMIANKA tom III - Krwawy rysunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz