𝟖. 𝓪 𝓫𝓻𝓸𝓴𝓮𝓷 𝓪𝓻𝓶, 𝓪 𝓼𝓱𝓪𝓽𝓽𝓮𝓻𝓮𝓭 𝓹𝓻𝓲𝓭𝓮

171 22 3
                                    

- Robię to tylko po to żeby wam to później wypominać i śmiać się z waszej szarej komórki, którą najwyraźniej dzielicie - zaznaczyła na starcie a mnie tylko przeszły dreszcze ekscytacji.

O czwartej nad ranem można robić wiele rzeczy, jednak po pijaku ten obszar wyboru zwiększa się wielokrotnie, także kto może nam się dziwić, że wybraliśmy stanie przed siedzibą banku w maskach, które nie mają nawet otworu na oczy.

Nie potrzebuje widzieć gdzie zmierzam, liczy się głos mojego serca. On mnie prowadzi. Prawda? W każdym razie wybrało nieciekawą drogę, bo wywaliłem się porosto na ścianę budynku.

-Cody? Słyszałem krzyk. Żyjesz? - Nick, który również nic nie widział, chciał mi pomóc. Przynajmniej tak pomyślałem, zanim nie wylądował centralnie na moim obolałym ciele, przyciskając mnie bardziej do sciany - O kurwa, przepraszam.

- Jedna szara komórka - komentarz Raven stał się jedyną rzeczą jaka w głowie mi aktualnie szumiała. Ściągnąłem maskę, która teraz gościła na czubku mojej głowy. Mogłem w końcu patrzeć na oczy i pierwsze co zobaczyłem był Nick, który odbijał się od ściany. W końcu mogłem oddychać.

- Więc jak zamierzamy to zrobić? - zapytałem po dłuższej chwili. Wszystko się uspokoiło a Raven zaczęła wydłubywać dziury w swojej masce. Jej długie, niebieskie, paznokcie były idealnym narzędziem w tej chwili. Spojrzałem automatycznie na swoje ręce, moje paznokcie były marne, poobgryzane z nerwów i pełne białych kropek. W każdym razie były męskie. Testosteron i te sprawy.

- Wejdziemy, zabierzemy kasę i wyjdziemy - Nick z miną pełnej determinacji spojrzał na logo banku. Świeciło się czerwonymi ledami ale za cholere nie byłem w stanie przeczytać nazwy. Była rozmazana.

- Nie uważasz, że to zbyt łatwe? Nie oglądałeś nigdy filmów? Tam będzie sejf albo coś - zauważyłem.

- Nie, nie. Cody nie odzywaj się - Raven sięgnęła do swojej kieszeni wyciągając telefon - Powiedz po prostu kiedy ruszacie.

Włączona lampka i telefon skierowany prosto na nas wcale nie zdawał się martwić Nick'a.

- Przygotuj się, Cody - jęknąłem w duchu na jego słowa ale założyłem posłusznie maskę, Raven zrobiła to zaraz po mnie a Nick był już gotowy na wszystko. Wydłubane, na odwal dziurki, które pozwalały w końcu mi wszystko widzieć. Chociaż tym razem nie do końca tego chciałem.

Nick zamachnął się pięścią i uderzył w szklaną powierzchnię a ja skrzywiłem się słysząc dźwięk strzelających kości.

- O kurwa, chyba złamałem rękę - zaśmiał się patrząc na swoją pięść. Ja stałem w zupełnym szoku, który powoli przeradzał się w rozbawienie. Nasza przyjaciółka wciąż stała z telefonem w ręce, najwyraźniej nie biorąc słów chłopaka na poważnie. Sam twierdziłem, że po prostu dramatyzuje ale jego mina, zmieniająca się nagle bardzo szybko, utwierdziła mnie w przekonaniu, że chyba jednak zrobiło się o wiele poważniej niż zakładaliśmy.

Ściągnąłem maskę i podbiegłem te kilka kroków w jego stronę, chwyciłem dłoń, która w niektórych miejscach była zakrwawiona i próbowałem się jej przyjrzeć, chociaż do najłatwiejszych zadań to nie należało. Nie mam pojęcia skąd mam niby ogarnąć czy jest złamana czy nie!

- Nick, nie pierdol, że sobie serio rękę złamałeś - Raven ponownie była przy nas, telefon schowała do kieszeni i teraz badawczo przyglądała się chłopakowi. Co najciekawsze nie patrzyła na jego dłoń, którą trzymałem w swojej własnej. Patrzyła prosto w oczy a on w pełni odwzajemniał spojrzenie. Gdybym nie był pijany to prawdopodobnie poczułbym zażenowanie, ponieważ w pełni nie pasowałem do tej scenki. Na ich nieszczęście jednak byłem i całkowicie zjebałem cokolwiek co sobie telepatycznie przekazywali.

- Chcecie się pocałować czy może pojedziemy do szpitala? - zapytałem z całkowitą powagą, chociaż jedyne co pragnąłem to zaśmianie się w niebo głosy. Co się odwala?

Ich wzrok był różny. Nick po prostu mętnie się patrzył a Raven nie mogła spojrzeć nigdzie indziej niż na swoje paznokcie. W każdym razie nie dostałem odpowiedzi. Jedynie wskazaną drogę do samochodu.

****

Jak myślałem, że najtrudniejsze już minęło tak oto trzeba było udawać doskonale trzeźwych i odpowiedzialnych. Pani pielęgniarka zadawała naprawdę mnóstwo pytań a ja nie potrafiłem poprawnie pomyśleć chociażby o okolicznościach w których Nick złamał rękę. Nie powiem jej chyba, że podczas napadu na bank. Temu tak właściwie Nick nie udzielał tego całego wywiadu, Raven jakoś zmanipulowała chłopaka żeby pozwolił nam to wykonać. Na szczęście, że jej się udało, bo już słyszałem jak mówił pielęgniarce, że musi być ostrożna, bo jest w ciąży i chciałby wychować to dziecko. Dziwnym trafem dopiero wtedy sobie przypomniałem, że cała ta akcja kręciła się właśnie przez jego wymyśloną ciąże.

- Nie sądziłam, że będziemy siedzieć dzisiaj w szpitalu - odparła podając mi energetyka z automatu. Podziękowałem jej uśmiechem, tylko na to miałem siłę. Cały alkohol powoli ulatywał i mogę powiedzieć, że jestem prawie trzeźwy ale to stan po jest chyba najgorszy a może byłem po prostu zmęczony tym wszystkim.

- Ja nie sądziłem, że właściwie wyjdziemy dzisiaj z domu - przyznałem - Mieliśmy już w sumie iść spać.

- Wiesz jak z nim jest - zaśmiała się, chociaż ten dźwięk był daleki irytacji jaką dzisiaj przecież nas czuła - Nigdy nie wiadomo z czym nagle wyskoczy. Może to być chęć przejścia się do maka albo napad na bank w środku nocy.

Mimo wykończenia nie mogłem się nie zaśmiać. Popatrzyłem na nią. Włosy wypadły jej z rozwalonego już warkocza. Maska, którą dla niej zrobiliśmy utkwiła w jej dłoniach, była cała pomięta i podziurawiona. Jednak oczy...jej oczy były smutne, zestresowane a mimo to...uśmiechała się.

- Wiesz, cieszę się że byłaś dzisiaj z nami, jakby nie Ty..

- Jakby nie ja to nic by się nie stało, pewnie byście wrócili do domu.

- Nie mów, że się obwiniasz - nie mogłem powstrzymać się od prychnięcia, jednak kiedy nie usłyszałem żadnego słowa z jej strony, po prostu uderzyłem ją w ramię. Skrzywiła się - Kobieto, smerf z Ciebie i tym razem to obelga.

- Dzięki, od razu mi lepiej - westchnęła.

- Jesteś naprawdę głupsza niż ten...jak on się nazywa? Ten głupi smerf..

- Nie ma głupiego smerfa.

- W takim razie już jest, nazywa się Raven - odparłem z uroczym uśmiechem za co tym razem ja dostałem w ramię - Mówię serio, sama mówiłaś, że nigdy nie wiadomo co on wymyśli. Myślisz, że powstrzymałyby nas w tamtej chwili jakieś kilometry? Człowieku my mieliśmy jakąś dziwną determinację.

- Zauważyłam - wymamrotała.

W następnej chwili drzwi za którymi był Nick, otworzyły się. Wyszła z nich kobieta w białym kitlu z rękami pełnymi białych karteczek. Odszukała nas wzrokiem i podeszła. Oboje wstaliśmy czekając na wieści.

- Macie szczęście, że jest późno i naprawdę nie mam siły już na nic, więc tylko dlatego nie zamierzam informować jego rodziców o niczym więcej niż o złamanej kości - spojrzała na nas wymownie a ja tylko zdążyłem się zaczerwienić. Myślałem, że udało mi się udawać, że nie jesteśmy pijani! - W każdym razie możecie go już zabrać a razem z nim te kartki. Są tu recepty i inne potrzebne rzeczy, których i tak pewnie nie zapamiętacie. Dajcie mu to po prostu jak będzie w domu.

- Jasna sprawa - odparła Raven, ponieważ ja byłem już zajęty patrzeniem na Nick'a jak wychodzi z gabinetu. Gips na jego ręce wywiercał mi dziurę w głowie, jednak chyba go czymś nafaszerowali, ponieważ chłopak po prostu się uśmiechał bez okazywania żadnego bólu, jakby złamana ręka kompletnie go nie bolała.

- Nie opłaca się być w ciąży.

Zaraz go będzie bolało, przysięgam.
















ᴛᴀᴋᴇ ᴄᴀʀᴇ | ʙᴏʏxʙᴏʏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz