Rozdział 17

126 14 11
                                    

*perspektywa Nieznajomego*

Okrywała mnie mgła. Była przyjemna. Otulała, szeptała, zachęcała do pozostania w tej ciszy, spokoju. Marzyłem, aby zostać w niej już na zawsze, aby nie wychodzić na światło dnia. Jednak coś nie pozwalało mi spełnić swoich pragnień. To coś zaliczało się do tego nieznośnego głosiku z tyłu głowy, który nie pozwalał o sobie zapomnieć dopóki nie wypełniło się jego żądań. W pewnym momencie zrozumiałem, że ten Przyjaciel siedzący w moim umyśle pragnął niemożliwego, chciał, abym wybudził się z mgły. Odepchnąłem go, ale byłem zbyt słaby. Białe obłoki spowolniły moje ruchy. Cichy Głosik spojrzał na mnie karcąco, przybrał ciało i ruszył w moją stronę. Chwycił moje powieki i zaczął podnosić je do góry. Przeraziłem się. Zaciskałem oczy z całych moich sił, ale to kosztowało tyle wysiłku. Nie dawałem rady, nie potrafiłem się przeciwstawić.

— Nie mam po co się budzić! — Na ten desperacki krzyk zużyłem cały swój pokład sił, słowa zniknęły we mgle. 

Głosik spojrzał na mnie po raz kolejny. Uśmiechnął się szyderczo i popukał się w bok głowy. Wspomnienie przyszło powoli, lecz z siłą fali. 

Nieznajoma. Nie mogę zawieść Nieznajomej. Miałem ją wyciągać na powierzchnię. 

Głosik zaklaskał i zatańczył taniec triumfu. 

Świat był skupiskiem kolorowych plam. Odcienie stopniowo nabierały soczystości, kontury zaczęły zdobywać odpowiednie kształty. Wreszcie przyszły dźwięki. Odgłosy były głośne, przeprowadzały szturm, uderzały boleśnie w świadomość, starając się, jak najszybciej wybudzić ją z mgły. Świat po raz ostatni zatoczył kilka kółek i wrócił do swojego starego sposobu bycia. 

Operacja się udała. Ta informacja wdarła się do mojego serca, otwarła wszelkie wejścia i zagnieździła się w samym środku. Latała po moim wnętrzu, niczym szczęśliwy ptak, postanawiając wypuścić moje promyczki. Wypłynęły na moją twarz, ciesząc się wolnością i nowiną, która w swojej doskonałości wydawała się wręcz niemożliwa. Głosik usiadł na moim łóżku i cały czas przypominał mi o czekającej mnie, długiej, mozolnej rehabilitacji, ale nie dopuszczałem go do siebie. Jeszcze nie. Chciałem nacieszyć się perfekcyjnością tej chwili. 

Po szaleńczej euforii przyszły myśli. Powiedziałem dziewczynie o szarych włosach o Nieznajomej. Wiedziała o mnie wszystko. Czy mogła to wykorzystać w niekorzystny sposób? Oczywiście. Czy byłaby w stanie to zrobić? Przypomniałem sobie jej oczy. Dwie studnie z kłębiącymi się w środku promyczkami, które tak po prostu ujawniała. Nie potrafiłaby zrobić czegoś tak potwornego, czegoś tak ludzkiego. 

Pielęgniarka powiedziała, że jakaś dziewczyna zostawiła mi wiadomość. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Chwyciłem amatorską kopertę w dłoń. Nie była zaadresowana. Trzymałem w dłoni list, zastanawiając się, czy go rozłożyć i przeczytać. Towarzyszyło mi nienazwane uczucie w żołądku tak jakby ptak, który chwilę wcześniej latał po całym moim wnętrzu, postanowił sobie jednak uwinąć gniazdko w moim brzuchu. Głosik również to zauważył, wstał z łóżka i począł przepędzać piękne stworzenie. Skarciłem go. Nikt nie powinien przeganiać ptaków. Nikt. Po kolejnej, krótkiej walce z moim małym Przyjacielem, zacząłem czytać. 

Myślę, że nasza historia opowiada o ptakach.

Kocham Cię, Noah.

Twoja Nieznajoma. 

Łzy zaczęły skapywać na kartkę, rozmazując słowa. Chciałem ją odłożyć, aby jej nie zniszczyć, ale nie mogłem. Wrosła się w moje dłonie, zmuszając mnie do czytania tego listu jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz. 

Nieznajoma. Znalazła mnie. Pokochała mnie tak samo jak ja ją. Mogliśmy być szczęśliwi. Mieliśmy szansę, aby już zawsze być razem, aby pokazywać sobie promyczki, oglądać wschody słońca i latać z ptakami. 

Myślę, że nasza historia opowiada o ptakach. 

Ona naprawdę była tak blisko mnie, na wyciągnięcie mojej ręki. Moja Nieznajoma, moja kochana Nieznajoma. 

Byłem przekonany, że mogę wstać i ruszyć przed siebie, wprost do niej. Chciałem wziąć ją w ramiona i już nigdy nie wypuszczać. 

Musiałem się z nią skontaktować. Teraz, zaraz, natychmiast. 

Podniesienie ręki i wzięcie do niej telefonu stanowiło nie lada wyzwanie. Pot perlił się na moim czole, usta zaciskały się w prostą linię. Głosik podbiegł w moją stronę i pochwycił moją rękę. Podnosił ją, zaciskając zęby z wysiłku. Unosił ją, kierował do celu. Opadłem z wysiłku z powrotem na rękę, trzymając w ręce telefon. Oddychałem z wyrazem zwycięstwa na twarzy. Drżącymi dłońmi wybrałem odpowiednią rozmowę. 

Ja:
Nieznajoma, jesteś tu. Naprawdę tu jesteś. 

I czekałem naprawdę długo na odpowiedź, ale jej nie dostałem. 

Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Wpatrywałem się w powolne wskazówki zegara, które przesunęły się o kolejną minutę. Nadal nie dostałem wiadomości. Odchyliłem głowę do tyłu. 

— Gdzie jesteś, Nieznajoma? Co się stało? 

Nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Miałem jej do powiedzenia tyle rzeczy. Czekałem długo, przygotowany na możliwość, iż nigdy jej nie poznam, a kiedy posiadałem ją na wyciągnięcie ręki – jej nie było.  Otworzyłem po raz kolejny aplikację, wpisałem odpowiednie imię i nazwisko. 

Ja:
Tu przyjaciel Katherine. Wiesz co się z nią stało?

Cassandra:
Cześć. Przykro mi, ale nie mam pojęcia. Wiem, że chodzi na wolontariat do szpitala, może wyłączyła tam telefon?

Ja:
Nie ma jej w szpitalu. Gdyby tam była, byłaby przy mnie. 

Cassandra:
?

Ja:
Spotkaliśmy się przez przypadek. Leżałem na oddziale, a ona przyszła z wolontariatu. Zrozumieliśmy, że ze sobą pisaliśmy po... Pewnej szczerej rozmowie. Miałem operację, a Nieznajoma zostawiła mi list, w którym  wszystko wytłumaczyła, a teraz nie mogę się z nią skontaktować!

Cassandra:
Mam nieodparte wrażenie, że dużo się wydarzyło. Niestety nie mogę Ci pomóc, ale jak będę miała od niej jakąś informację to od razu Ci napiszę i przekażę jej, że ma się z Tobą skontaktować. 

Ja:
Dziękuję. 

Cassandra:
Trzymam kciuki.

Opadłem na łóżko. Poczułem się zmęczony. Pragnąłem Nieznajomej, chciałem być przy niej. Skuliłem się, czując, jak ogarnia mnie bezsilność. Nic nie mogłem więcej zrobić. Byłem skazany na leżenie i nadzieję na upragnioną wiadomość. Do mojej głowy uderzyły dobrze znane słowa. Zacząłem cichutko śpiewać, niczym nieśmiały ptak, wyczekujący wschodu słońca:

— *"Und das atmen fällt mir ach so schwer, weh mir oh weh, und die vögel singen nicht mehr"

A gdy ostatnie słowa wypłynęły z moich ust, wyszeptałem:

— Kocham cię, Katherine. Katherine, błagam cię, wróć.



*  "Und das Atmen fällt mir ach so schwer, weh mir oh weh, und die vögel singen nicht mehr" – I oddech przychodzi mi, ach, z takim trudem, biada mi, och biada, i ptaki już nie śpiewają. Fragment piosenki Rammsteina – "Ohne Dich" Link: https://www.youtube.com/watch?v=LIPc1cfS-oQ

I Ptaki Już Nie ŚpiewająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz