one

1.8K 182 86
                                    

Adrenalina.

Czuję jego szybkie bicie serca, widzę rozbiegany wzrok i niemalże mogę zauważyć jak wylewa się z niego złość. Oddycha nierówno, nogi ma przygotowane do natychmiastowego biegu. Niektóre kosmyki są przyklejone do jego czoła, jednakże reszta nie ma określonego miejsca. Pod okiem ma, już gojący się, ciemnofioletowy siniak.

Taki piękny.

Nie powinien tak myśleć, kiedy dosłownie tuż za rogiem jest ta chora wojna, ale nie umiem inaczej. Nie jestem w stanie go nie podziwiać, chociaż każda cząsteczka mnie błaga o ogarnięcie się.

Liam zaczyna uderzać pięścią w ścianę. Jest tak przerażająco wściekły. Jego kostki już krwawią, zaraz cała ściana będzie karmazynowa.

Przypomina mi mnie. Z tak wczesnej młodości.

Chcę go chronić.

– No dalej, hałasuj dalej, nie dość, że prawie złapali Malię. Dalej, Liam, nie poddawaj się, wierzę w ciebie, jeszcze trochę i...

Trzask.

Krzywię się, chociaż powinien się przyzwyczaić. Zawsze łamie mi najpierw nos. Ręka świerzbi mnie, żeby mu oddać, ale powstrzymuję się, widząc jego stan.

– Chcę, żeby mnie znaleźli, chcę walczyć, chcę zabić ich wszystkich za krzywdzenie moich najbliższych, chcę...

Kretyn.

– Chcesz, żeby cię złapali, żebyś mógł być żywą przynętą na Scotta? Wspaniałe poświęcenie, ale zauważ, że nie jesteś tu sam. Jeśli chcesz być taki dobroduszny, to droga wolna, ale beze mnie...

Unikam jego kolejnego ciosu i ostatnimi strzępkami silnej woli, mu nie oddaję. Oddycha głośno.

– Zamknij się, bo akurat jesteś ostatnią osobą na tym świecie, która ma jakiekolwiek pojęcie o poświęceniu, o przyjaźni czy bliskości! Wiadomości z ostatniej chwili, nie jesteś sam na tym świecie, nie jesteś do cholery najważniejszy i przestań tak myśleć! Oprócz ciebie też istnieją ludzie, oni też chcą żyć, nie mamy za zadania ratować twojego przeklętego tyłka, tylko...

Przyciskam dłoń do jego ust. Spogląda na mnie z irytacją, jednakże po chwili widzę, że w końcu zaczął słuchać.

Ludzie. Zdecydowanie zbyt blisko. Zdecydowanie zbyt szybko.

Czuję się jakby serce miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Broń jaką włada Gerard jest zbyt dobra, nawet dla nas. Nie chcę teraz zginąć. Nie chcę, żeby on zginął. Najpierw wykorzystają go przeciwko Scottowi, a potem wyrzucą jakby był bezwartościową szmatą. 

Nie zasługuje na to.

Kiedy kroki oddaliły się wystarczająco, mam ochotę dziękować niebiosom, że to jednak nadal amatorzy. Odsuwam dłoń od jego twarzy.

– Po prostu się zamknij – mówię cicho. – Albo ja to zrobię – dodaję. 

Jego wyraz twarzy jest tak rozczulający. Marszczy lekko nos i delikatnie przekrzywia głowę jak mały szczeniak. Mam ochotę zachichotać, ale w tej sytuacji pozostaje mi tylko delikatny uśmiech. On naprawdę nic nie rozumie.

Siadam przy ścianie, wpatrując się w swoje dłonie. Wiem, że niecierpliwość nie jest cnotą, ale jestem tak obrzydliwie znudzony nic nie robieniem i chowaniem się jak szczur. Robiłem to przez całe życie.

Chłopak siada niepewnie obok mnie. Dalej ma ten sam, zdziwiony i zdezorientowany wyraz twarzy. Co chwila przeskakuje wzrokiem z mojej twarzy na swoje nogi albo ścianę naprzeciwko.

– Ale niby jak mi...

– Ja po prostu się nimi tak bardzo brzydzę.

Ten głos.

Bicie serca chłopaka znacznie przyśpiesza. Gwałtownie odwraca się w stronę wyjścia, a ja równie gwałtownie łapię go za rękę i przyciągam w swoją stronę.

Nienawidzi Nolana. Ma jakieś maleńkie pokłady miłosierdzia względem niego, ale nienawiść w tym momencie wygrywa. W końcu ten dupek wysłał jego najlepszego przyjaciela do szpitala, sprawił, że każdy w szkole patrzy na niego jak na dziwoląga i pozwolił na śmierć niewinnych. 

Słyszę szybkie łapanie oddechu.

– Puść mnie, do cholery puść mn-

Ostrzegałem.

Robię to na tyle delikatnie na ile mogę, a jednocześnie na tyle mocno, żeby na pewno mi się nie wyrwał. Jego usta są stworzone dla moich, mają idealny krój, miękkość i są jego. Brzmię jak czternastolatka przy pierwszym pocałunku, ale mam to gdzieś, bo on jest w moich ramionach, on oddaje ten pocałunek i to on. Poruszam ustami, a on nie pozostaje bierny. Jeśli to sen, to nie chcę się nigdy budzić. 

– Nie mam zamiaru umrzeć. – Nie mam zamiaru pozwolić ci pójść na pewną śmierć. – Czekamy na sygnał od McCalla.

Kiwa parokrotnie głową i oblizuje wargi, po czym przyciąga mnie mocno do następnego pocałunku. I chociaż jestem zaskoczony, nie mam zamiaru zostać w bez ruchu. Wplata palce w moje włosy i szarpie je, dokładnie tak jak uwielbiam. Jest idealny.

Nie wiem kiedy kończymy się całować. Wiem, że nigdy nie chciałbym tego kończyć, ale ryzyko, że znajdą nas w takiej sytuacji jest zbyt duże. Wiem również, że raptem dwie minuty po tym jak przestajemy, do naszej kryjówki przychodzi cała paczka. Stiles nadal patrzy na mnie podejrzliwie, a Scott jedynie marszczy brwi.

- Chodźmy - rzuca tylko.

Liam wpatruje się we mnie pytająco. Na pewno ma mętlik w głowie, na pewno chce wiedzieć, na pewno nie chce pozostać z niczym.

A ja jedynie idę za Lydią, która prowadzi.

Przysięgam, że słyszę odgłos rozbicia porcelany. Przegryzam policzek od środka, aby nawet przypadkiem niczego nie pokazać.

W końcu Theo Raeken nie ma uczuć, nieprawdaż?

***

o mamo nigdy więcej pisania o 1 nad ranem (żart)

i wiem, że theo nie przypomina theo (bo nie umiem się wczuć w tego dupka), ale to nadal jest au. o i jeśli to coś pomoże, nie oglądałam 6a (stydia ugh) i nie wiem, co się z theo stało, więc jeśli coś jest niezgodne z fabułą teen wolf TAKIE MA BYĆ

beautiful | thiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz